czwartek, 10 stycznia 2019

Prezent od kota

Sąsiedzki kot znów przytargał mi prezent. Bardzo mi nie odpowiada taki prezent. Ale co mam zrobić, jak do niego to nie dociera, że nie życzę sobie żadnych prezentów od niego, a już zwłaszcza takiego.

Mam taki zwyczaj od lat, że poranną gimnastykę zaczynam w łóżku zaraz po przebudzeniu, potem kontynuuję ją na podłodze sypialni, a kończę w ogrodzie. Bez względu na pogodę schodzę do ogrodu na bosaka i ćwiczę jeszcze jakiś czas.

Jakie było moje oburzenie i obrzydzenie jednocześnie, kiedy schodząc ze schodków wdepnęłam bosą stopą w coś miękkiego... Była to martwa mysz. Fuuuj! Myślałam, że mnie coś trafi. Od razu odechciało mi się gimnastyki. Na jednej nodze, tej czystej oczywiście, pognałam w podskokach do łazienki, by to coś zmyć ze stopy... Z obrzydzenia nie mogę nawet nazwać tego co to było. Na koniec szorowania stopę zdezynfekowałam z każdej strony i próbowałam zapomnieć o tym incydencie. Nie udawało mi się jednak.

Na śniadanie oczywiście odeszła mi ochota. Koniecznie musiałam zająć czymś myśli. — "Najlepiej zabrać się od razu za pisanie" — pomyślałam. Włączyłam komputer i czekałam na wenę. Nie przychodziła jednak. Za nic nie mogłam się skoncentrować. Kątem prawego oka ciągle widziałam mysz. Wszak biurko mam akurat przy oszklonych drzwiach do ogrodu. Kiedy już chciałam je zasłonić kotarą, nagle zauważyłam zbliżającego się "darczyńcę". 


Kot najpierw przysiadł przy martwej myszce i co rusz zaglądał w moją stronę. Po chwili złapał ją w zęby i wskoczył z nią na schody z zamiarem władowania się do mnie do pokoju. Rany, myślałam, że zwymiotuję. Natychmiast zatrzasnęłam mocno drzwi, by dziad się nie wcisnął do środka. Już nieraz tak robił. Głową otwierał.


Obrażony postał tak chwilę i po chwili z powrotem zszedł ze schodów. Na szczęście razem z myszą. Bałam się, że mi ją zostawi na wycieraczce. Już też tak parę razy było.

Na trawie odstawiał jakieś dziwne zabawy ze swoją ofiarą. Podrzucał ją wysoko i łapał w zęby albo odbijał łapami i znów chwytał zębami. Pewnie takim oto sposobem próbował mnie zachęcić do przyjęcia prezentu.

Kiedy zobaczył, że nic nie wskóra, w końcu sobie poszedł. Ale mysz oczywiście zostawił. W tym samym miejscu, tuż przy schodach.
Pisanie miałam z głowy w tym dniu. Za nic nie mogłam się skupić z tą świadomością, że ona biedna leży tam martwa i rozdeptana przez mnie... brrr!.. Czekałam aż zniknie. Nie wiedziałam jak. Ale czekałam.

W końcu się doczekałam. Wieczorem porwała ją wrona. A ulewny deszcz, na szczęście, zmył wszystkie po niej ślady. Mogłam wreszcie zapomnieć o tym niefortunnym prezencie.

Chyba już nigdy nie polubię kotów... A ciągle mam z nimi do czynienia. Nie wiem czemu tak się dzieje. Co one chcą ode mnie?
Pisałam na ten temat obszerniej we wpisie: "Nie lubię kotów", a także "Kotu na ratunek".