środa, 31 października 2018

Święto Zmarłych


Składam Hołd Wszystkim Zmarłym... Zapalam ogień pamięci,
i wsłuchuję się w... ciszę niebieską.


Pamięci moich Bliskich, którzy odeszli... 
do innego wymiaru...

Nie mogąc być przy grobach moich Bliskich, palę dla 
Nich znicze w ogrodzie... Jestem z Nimi myślami
  i całym moim sercem... Pokój Waszym Duszom, Kochani! 

Zawsze kiedy rozmyślam o moich Bliskich i Znajomych, którzy gdzieś stamtąd... z drugiej strony tęczy, patrzą na mnie, w tle sączy się muzyka Jeana Michela Jarre'a. Ona inspiruje moją wyobraźnię najbardziej. Oczami wyobraźni widzę wtedy Wszystkich... Są szczęśliwi. Machają do mnie rękami... Kiedy się żegnamy, gdzieś w oddali, słyszę tę piosenkę. 

poniedziałek, 29 października 2018

Nieśmiałość to nie tylko ludzka cecha


Nieśmiałość to także cecha zwierząt. Widoczna jest zwłaszcza u psów. Niedawno doświadczyliśmy tego wyraźnie. Otóż nasz Aramis niespodziewanie spotkał w lesie swojego pobratymca z tej samej rasy, czyli labradoodle. I co było bardzo zaskakujące (nie tylko dla Aramisa), oba psy były podobne do siebie jak dwie krople wody.

Psy najwyraźniej też były swoim podobieństwem zaskoczone. Nie wiedziały, gdzie mają oczy podziać. Oprócz narastającej nieśmiałości między nimi, innych uczuć nie było widać. O agresji to nawet mowy nie było. Mimo tego, że oba, to samce.

Onieśmielenie między nimi gęstniało dość długą chwilę. Trzeba było im pomóc ją przełamać. Zadziałało. Ale tylko na tyle, że zaczęły się obwąchiwać z każdej strony. Jednak ciągle z dużą dozą nieśmiałości. Może przy kolejnym spotkaniu, jeśli do niego dojdzie, będą już śmielsze.

Aramis szuka zrozumienia w oczach Pańci. :)


Nieśmiałość u psów jest niezwykle uroczą cechą. Podobnie jak u człowieka... Jeśli oczywiście nie jest aż tak zaawansowana, że utrudnia życie... I psu, i człowiekowi.

niedziela, 21 października 2018

Do odważnych świat należy

Już Terencjusz (195 — 159 p.n.e.) powiedział takie słowa: "Fortes fortuna adjuvant", co znaczy: " Śmiałym szczęście sprzyja". Nasze rodzime powiedzenie: "Do odważnych świat należy", jest niczym innym, jak parafrazą tych słów.
Zarówno słowa Terencjusza, jak i nasze rodzime, sprawdzają się w życiu. Ludzie odważni mają w życiu o wiele łatwiej. Nie zamartwiają się na zapas. Nie męczą się niepotrzebnie. Nieprzechylne zrządzenia losu biorą na klatę, i nie zastanawiając się zbyt długo nad podjęciem życiowych decyzji, działają... I żyją pełnią życia.
Wiem coś o tym, bo sama należę raczej do osób odważnych. Moja Mama mi już w dzieciństwie mówiła, że "odwaga" to moje drugie imię. Ukuła też takie powiedzenie: — "Gdzie diabeł nie może, tam Halszkę pośle". Coś w tym musi być, tak myślę, bo nieraz w swoim życiu przyszło mi być "posłaną". :D Ale ja to bardzo lubiłam, ba, do dziś lubię, i zawsze stawałam i staję na wysokości zadania. Ale co najważniejsze, szczęście mi sprzyja. Przynajmniej do tej pory. Zwłaszcza to w nieszczęściu. A to "szczęście" akurat — cenię sobie najbardziej.

Dlaczego mnie wzięło nagle na takie akurat wynurzenia? Ano dlatego, że moja 3-letnia Wnuczka mnie do nich zainspirowała, dając kolejny popis swojej odwagi. A było to na MANA Festival, gdzie wśród artystów "różnej maści", jako najmniejsza i najmłodsza, uparła się, aby zawisnąć na linie wśród akrobatów. Mało które starsze dziecko zdobyło się na taką odwagę. Niby to nic takiego, ale jednak. Z pewnością jest to przejaw odwagi. Odwagi, której Jej z całego serca życzę na całą Jej drogę życia.




niedziela, 14 października 2018

Joylii.Design na Mana Festiwal w Tübingen 

Dwa dni festiwalu, dwa dni wspaniałej, niezapomnianej atmosfery. Mana Festiwal to impreza dla Artystów. Od kilku lat jest organizowany w Tübingen na pięknym wzgórzu, gdzie Artyści "różnej maści", prezentują swoje dzieła i oczywiście sprzedają je chętnym.

Atmosfera na Festiwalu była niezwykła. Każdego przybyłego Artystę organizatorzy witali niesamowicie ciepło. Jakby się znali już od lat. A przecież z niektórymi Artystami widzieli się po raz pierwszy. Bez różnicy. Uściskom i miłej rozmowie nie było końca. Między Artystami było podobnie. Wszyscy się radośnie witali i wszyscy rozmawiali ze sobą. Wszyscy też nawzajem służyli sobie pomocą.

Moja Córka ze swoją Joylii.Design również tam była... I ja tam byłam... i "wino" tej cudownej atmosfery piłam.

Więcej zdjęć o Joylii.Design na blogu "Na cętce źrenicy i w obiektywie".





W pierwszym dniu było zimno z rana, ale w drugim cieplutko jak w lecie.






W drugim dniu Festiwalu zaszczyciła nas swoją osóbką 
jeszcze jedna pani... Przyszła Artystka. :)



Namiary do Joylii:

Amazon    > link 

Na temat biżuterii Joylii piszę również > TUTAJ
Wiele sztuk biżuterii Joylii oraz Jej fotografie prezentuję sukcesywnie > TUTAJ

czwartek, 11 października 2018

A w górach już jesień...


"Królestwo niczyje"? E tam, niczyje. Czyjeś... Bo moje, twoje, wasze, nasze. Żeby się poczuć królową czy też królem tego królestwa, wystarczy wyjść z domu i ruszyć w góry. No tak, ale nie każdy ma przecież blisko do gór. Hmm... To może do lasu? Lasy są wszędzie. Ale jak i do lasu jest trochę za daleko na takie częste do niego wędrówki, to może być park. 
Jesień już zdążyła  dotrzeć i wszędzie się rozlokować, w każdym najmniejszym nawet zakamarku. Oczywiście w naszym klimacie, w klimacie umiarkowanym. 

Często obserwuję postępy jesieni w tym jej rozlokowywaniu się u nas. Wczesnym rankiem to zawsze z kijkami, a w ciągu dnia rowerem. I z tego co zaobserwowałam, jesień najpiękniej wygląda wczesnym rankiem. Kiedy góry mgłą spowite jeszcze, kiedy las bielą skąpany. Ale to nie tylko rozkosz dla oka, to także rozkosz dla nozdrzy. Ten specyficzny zapach jesiennego lasu we mgle jest niesamowity. Płuca pracują jak miechy kowalskie. Dusza się raduje. Tak zawsze mi się wydaje, że dusza musi być gdzieś tak w okolicach płuc ulokowana. ;)

Kiedy zaś w godzinach południowych wybywam do lasu rowerem, widzę że jesień też się pięknie prezentuje, choć inaczej. A że słońca mamy w tym roku tyle, to i jesień pięknieje z dnia na dzień coraz bardziej. Przynajmniej dopóki złota jest. A jak już nas słotą witać będzie każdego ranka, też się w niej piękna dopatrzeć możemy. Wystarczy się tylko pozytywnie do niej nastawić.


Więcej zdjęć zamglonego lasu wczesnym porankiem zamieszczam na blogu "Na cętce źrenicy i w obiektywie".
 

czwartek, 4 października 2018

Pieskie życie psa Aramisa

Ja, Labradoodle, Pies Rodzinny,
kochany jestem… bo jestem rodzinny.


Wdzięk, styl, czar i szyk,
tym swoje państwo zdobywam w mig.


Zawsze i wszędzie zadaję szyku…
i gdy chory jestem, i w siąpiącym deszczyku.


Członkiem rodziny od zawsze jestem...
Rodzina to podkreśla każdym gestem.


Ujeżdżać się daję, choć ze mnie nie koń...
Odmówić mam dziecku? Ach, boże broń!


I ja mam prawo do zwykłej próżności...
Wizażyście się oddaję bez krzty wstydliwości.


Dolce farniente in bella Italia…
Tak ja urlopuję i moja Familia.


No niech mi tylko ktoś tu powie,
że to nie przyjaźń — co się zowie! 


W ogóle do rzeczy ze mnie pies,
wszak na okładce książki jestem też.


Na koniec dodam coś jeszcze ważnego...
Coś pod rozwagę dla człeka każdego:


Kto braci mniejszych nie szanuje,
temu „pieskie życie” los zgotuje.


No!!!... 
I proszę o tym pamiętać nie tylko 
w Światowym Dniu Zwierząt.

środa, 3 października 2018

Rodzinna wycieczka nad Jezioro Bodeńskie


Rodzinna, ale w okrojonym bardzo składzie. Reszta Rodzinki wybrała na ten dzień motocyklowe wojaże. Nie było co siedzieć w domu w tak piękną pogodę w ostatni dzień września, ostatnią niedzielę. Najmłodsze osoby w Rodzince z najstarszą w składzie postanowiły wybyć nad wodę. A że do Jeziora Bodeńskiego mamy zaledwie 60 km, padło na niego.
W południe wylądowaliśmy w Unteruhldingen, w niewielkim miasteczku nad jeziorem. Turystów było już bardzo mało. Większość to kuracjusze licznych tu sanatorów, jednodniowi goście, a także miejscowi. Nawet kilka Polek spotkaliśmy, które tu pracują, opiekując się starszymi osobami. Porozmawialiśmy sobie miło na różne tematy. A potem ruszyliśmy statkiem w rejs do wyspy Mainau, czyli Wyspy Kwiatów, i z powrotem.
Statek specjalnie na nas czekał. Córka, nic nam nie mówiąc, poszła kupić bilety na rejs, a ja z Wnuczkami w tym czasie spokojnie delektowaliśmy się lodami w kawiarni. Wreszcie Córka, wiedząc, że jest to ostatni rejs tego dnia, ściągnęła nas, dzwoniąc na komórkę. Cudownie się tak płynęło. Było wietrznie, ale ciepło.

Jezioro Bodeńskie leży na granicy trzech państw: Austrii, Niemiec i Szwajcarii. Jest jednym z największych jezior w środkowej Europie, zaraz po Balatonie. Jest jeziorem polodowcowym. Spływają do niego rzeki z Alp Szwajcarskich. Przede wszystkim Ren. Ma powierzchnię 534 km² i 273 km linii brzegowej. Ponad połowa brzegu znajduje się po stronie niemieckiej. Mały tylko fragment po stronie austriackiej, reszta po stronie szwajcarskiej.
Jezioro otoczone jest wzgórzami i szczytami alpejskimi. Przy dobrej pogodzie widać je wyraźnie.

Tutaj zamieszczam tylko trochę zrobionych przeze mnie zdjęć, całe ich mnóstwo zamieściłam na blogu "Na cętce źrenicy i wobiektywie".


Auto zaparkowane, wchodzimy nad jezioro.






 I już na statku...



Na dużym zoomie uwieczniłam ze statku kaplicę z zamkiem na wyspie Mainau.


Po  ponownym wylądowaniu na brzegu i po obiedzie w restauracji 
pospacerowaliśmy sobie po parku.


Roślinność tu jeszcze całkiem dobrze się trzyma. 


O, i tutaj widać rzeźby kontrowersyjnego rzeźbiarza Petera Lenka. 


Słońce chyli się ku zachodowi... Czas wracać do domu.