poniedziałek, 28 maja 2018

Samotny kasztan


Pierwszy raz go zobaczyłam i od razu się nim zachwyciłam. Nie to, że go wcześniej nie zauważyłam, trudno by było go nie zauważyć. Jest ogromny. Po prostu nigdy jeszcze w tym miejscu nie byłam.
Nie mogłam obok niego obojętnie przejechać. Zatrzymałam się pod jego zielono-białym, pachnącym baldachimem i przez dobry kwadrans podziwiałam jego piękno, chłonęłam zapach.

Pamiętam, że w Polsce białe kwiaty na drzewie pojawiają się na początku maja i są symbolem matur. Pamiętam też, jak pewnej wiosny mnie denerwowały te piękne skądinąd kwiaty. I nie tylko mnie. Dotyczyło to wszystkich przyszłych maturzystów. Taka tradycja. Taki mus. Na szczęście egzamin dojrzałości poszedł mi całkiem dobrze i o strasznym słowie: „matura”, szybko zapomniałam. I dalej kasztany lubiłam. I nadal lubię.

Tu widać jest inaczej, bo kasztanowce kwitną pod koniec maja. A matury (Abitur) są w różnych terminach. Pewnie tu nawet nikt matury nie kojarzy z kasztanami.


Zanim ruszyłam w dalszą drogę, zerwałam sobie kilka kiści kwiatów na herbatę. Musiałam się jednak zdrowo naskakać. Ale się udało. W plecaku, odpowiednio zabezpieczone, przywiozłam do domu. Teraz suszą się i ciągle pięknie pachną.

Labradoodle - układny pies rodzinny

Że pies jest największym przyjacielem człowieka, wie chyba każdy. Ale że pies rasy Labradoodle jest jednym z najlepszych psów rodzinnych, wie niewielu. Labradoodle, to stosunkowo nowa rasa psów. Ich hodowla rozpoczęła się w 1988 r. w Australii. Była odpowiedzią na pojawiające się zapotrzebowanie na psy hipoalergiczne, czyli takie, które są przyjazne alergikom, ale jednocześnie chętnie współpracujące z człowiekiem.

Nasz Labradoodle wabi się Aramis. Z pełnym przekonaniem mogę potwierdzić
jego wyjątkowość. Całe życie miałam psy, wiem co mówię.



Aramis na wywczasach w Italii.  


Aramis rósł razem ze swoim Półpankiem.  


Aramis rósł razem z Półpankiem. Aramis przestał już rosnąć, Półpanek
rośnie nadal.  


Piłka nożna to ulubiona zabawa Aramisa z Półpankiem, wspaniałym piłkarzem
w miejscowej drużynie piłkarskiej. Po piłce widać, jak bardzo... ulubiona. ;)


Tenis stołowy także bardzo bawi Aramisa. Przynosi w pysku ping-ponga, jeśli spadnie
komuś na ziemię. Na początku niechcący przegryzał piłeczkę, ale szybko się
wprawił i już przynosi całą.  


Aramis w pełnej krasie... 






Aramis uwielbia wodę, świetnie pływa i nurkuje. W zimie, kiedy woda zmienia
swoją postać, też nurkuje.  




- Och, przepraszam Aramis!... Nie przeszkadzając Aramisowi w tej jakże
 intymnej czynności, dodam tylko, że on z toalety korzysta tylko w lesie,
i to daleko od drogi. W ogrodzie nigdy.  


Smakołyki za dobre wyniki w treningu Aramis - łapie w powietrzu.  


Pod choinkę Aramis też dostaje co roku prezenty. Tym razem była to specjalna dla
psów piłeczka z dzwoneczkiem.  


Aramis to dobry obrońca. Wystarczy zawołać: - "na pomoc!", a on gna
z pomocą jak szalony z każdego miejsca, w którym akurat był.  


Domostwa pilnuje z wielkim zaangażowaniem i żadnego intruza
do domu nie wpuści.  


Lubi obserwować obcych ludzi, zawsze i wszędzie.  


Korty tenisowe w czasie spaceru w ich okolicach zawsze ma pod
obserwacją,  bo a nuż piłeczka znów się grającym gdzieś daleko
poza kortami zawieruszy.  Taką "zawieruszoną piłeczkę" zawsze znajduje
 i jako trofeum przynosi do domu.  


Nie straszne mu wysokości. Bez problemu wspina się na Wieżę Widowiskową
(Schloßfelsenturm) w mieście mierzącą 100 m (972,26 m.p.p.m.)
i z zaciekawieniem obserwuje miasto.  



A to dzisiejsze zdjęcie śmiejącego się do mnie Aramisa. Jest świeżo po zabiegu
fryzjerskim, ogolony jak baranek. A śmieje się, bo cichcem zaliczył głęboką kałużę.
Wspominałam, że on uwielbia wodę.  


Aramis to bardzo mądre psisko. Nie bez kozery mogę powiedzieć, że
zasługuje na wywyższenie.  



Aramis występuje też na okładce mojej książki wykonanej
 przez jego Pańcię, a moją Córkę.

HKCz
30.03.2015

Basset. Nasz uparciuch i złodziej 

Właściwie to w formie żeńskiej powinnam mówić o naszym Bassecie, bo to była suczka. Wabiła się Malwina. W skrócie Malwa. Malwa była psem bardzo szczególnym, uparciuchem i egoistką do n-tej potęgi. Do tego jeszcze była wprawną złodziejką. O jej wybrykach książkę można by napisać. Wspominałam o tym we wpisie pt. "Pieskie życie Malwiny i moje z nią" (link na końcu). Zanim jednak pokażę tutaj Malwę w pełnej krasie, króciutko wspomnę tylko co to za rasa. Otóż Basset to rasa psa gończego, wyhodowanego we Francji pod koniec XVI w. Ich nazwa pochodzi od francuskiego słowa „bas“, czyli niski. Z natury są upartymi psami myśliwskimi. Bardzo upartymi. Źle znoszą samotność, co ma duży wpływ na ich głośne zachowanie. Są jednak odważne, wytrwałe i oddane. Choć mają rodowód psa myśliwskiego, obecnie hoduje się je głównie jako psy rodzinne.  


Malwa od szczeniaka była strasznym uparciuchem. A w wieku 8-mcy, po zaaplikowaniu
 jej opium przez weterynarza, sfiksowała, i stała się… złodziejką. Dlaczego opium? 
Pisałam o tym m.in. we wpisie pt. "Pieskie życie Malwiny i moje z nią" (link na końcu).  


Czy te oczy mogą kłamać?... ;) Mama Malwiny, Olimpia.   


Malwa uwielbiała jeździć. Nie tylko autem. Jeździłam z nią także rowerem. Siedziała, 
niczym dziecko, w wiklinowym koszyku zawieszonym na kierownicy. Tak pędziłyśmy na 
wycieczki. I im szybciej pędziłyśmy, tym lepiej. Malwa lubiła kiedy jej uszy furkotały na wietrze.  


Na zdjęciu - jedziemy w odwiedziny do Córki. (Obóz w Wiśle). Krótka pauza na posiłek. 
Malwa wyczuła kiełbachę, trzeba było jej kawałek dać, bo nie dawała spokoju.  



Przywitanie było radosne, ale Malwę cały czas trzeba było mieć na oku, żeby znów 
czegoś nie zmalowała. 


Była posłuszna tak długo, jak długo miała na to ochotę.   


O, znów...! Nawet nie wspomnę do czego Malwa znów się dorwała.  


Znów było mycie zębów. Malwa nie cierpiała tego. Ale nie było zmiłuj.   


Wodę, i owszem, Malwa lubiła. Nawet  bardzo. Potrafiła wielokrotnie skakać 
z pomostu do wody i głęboko nurkować. Uszy służyły jej za płetwy.


Czas na pożegnanie. Córka, zadowolona z odwiedzin, zostaje,
 my wracamy.  


Malwie nie bardzo chciało się wracać. Dopiero zapach kiełbachy "przemówił"
 jej do rozsądku.  


Wakacje nad Morzem Bałtyckim. Tu Malwa dawała największe popisy 
swojego sfiksowanego zachowania. Co było powodem? Pewnie to, że przed
 wyjazdem dostała "działkę" opium.


Na plaży codziennie robiła taki teatr, że z dnia na dzień przybywało jej coraz 
więcej widzów. Stała się ulubienicą niemalże wszystkich plażowiczów. Byli tacy, 
którzy specjalnie na nią czekali. Zwłaszcza wtedy, kiedy wieczorem trzeba było
 wracać do domku.  


W domku campingowym bardzo jej się nudziło. Chciała na plażę. Z plaży zaś 
nie można było jej do domku przykludzić. 



Zabawy z Dziećmi lubiła. Ale do czasu... aż ją znudziły.   


Za to na plaży ożywiona była niesamowicie, niczym ćpun po działce. :D  





A kuku, Malwa!... Na zdjęciu - Malwa tuż po myciu zębów. Była zła. Strasznie 
tego zabiegu nie lubiła. Ale wyjścia nie było, bo znów na wydmach nażarła się... "czegoś".  



Bez względu na pogodę "plażowanie" było konieczne.  


Jak było zimno, na plaży było mało ludzi. Wtedy Malwa jakby jakaś spokojniejsza 
była... A może znudzona?  



To Moszna. Stąd pochodzili rodzice Malwy. Z tyłu, za Zamkiem, była ogromna 
Stadnina Koni i Hodowla Bassetów. Ponoć do dzisiaj jest.  


Córka też lubi sobie powspominać naszą szaloną Malwę. Stąd ten Jej kolaż 
sprzed lat.  


Obrazek ten, to oczywiście żart… Jednak nie do końca. Ponieważ prawdą jest,
 że gdziekolwiek żeśmy się z Malwą pokazali, ludzie się zatrzymywali, i ubawieni, 
obserwowali Malwę w akcji. Tak, w akcji, bo Malwy życie, pieskie życie, to 
jedna wielka akcja. Kilka akcji Malwiny opisałam we wspomnieniu 
pt. „Pieskie życie Malwiny… i moje z nią” (< kliknij, jeśli masz ochotę pośmiać 
się z moich z nią perypetii).

HKCz
16.02.2017