Wracam
do wczorajszego opowiadania, którego z powodu nagłej nawałnicy nie
skończyłam… A co do nawałnicy, to muszę dodać, iż w takiej
kotlinie, gdzie mieszkam, burze są straszliwe… Znaczy, efektowne.
Piorunująco. Bo i od strony wizualnej i od strony fonii spotęgowane
są ich efekty. Piorun jak walnie, w momencie całe niebo rozdziera
żarząca się łuną potężna błyskawica i otacza ziemię morzem
ognia.. A echo po piorunie, długo kołacze się między ścianami
gór i lasów, hucząc, wyjąc, jęcząc, jak miliony potępieńców
naraz. Nieziemski spektakl. Z piekła rodem. Mieszkając wcześniej
na nizinie, nigdy takich burz nie doświadczyłam. Nie mam jednak
przed nimi lęku. Mimo, iż kiedyś, dawno temu, przeżyłam mrożącą
krew w żyłach przygodę z piorunem kulistym. Może kiedyś o niej
opowiem. W czasie burzy zawsze stoję w oknie i z zapartym tchem
obserwuję to nieziemskie zjawisko… Zaraz, przecież ja nie o
burzach miałam. Burz, to z pewnością każdy ma już dość…
Niebiosa nam ich nie szczędzą ostatnio… Oj, nie! Miałam przecież
opowiedzieć o mojej rozmowie z małolatem.
No
to tak:
Kiedy
wróciłam od syna, przyczaiłam się na niego przy otwartym oknie
kuchennym. Długo nie musiałam czekać. Wnet się pojawił na tym
swoim motorku i tuż pod moim oknem zabrał się, jak zwykle, za
codzienny rytuał grzebania przy nim. A jakże, przy dźwiękach
hip-hopu i ryczącej co rusz rury wydechowej z efektem zapachowym
włącznie. Przez okno rozmawiać z nim nie chciałam. Poszłam więc
do niego. Poprosiłam o wyłączenie wszystkiego i krótką rozmowę.
Nie było mu to w nos, ale posłuchał. Nabrałam powietrza i…
zaraz, no właśnie, nie pamiętam, czy już mówiłam, że w
Niemczech mieszkam… Rozmawiałam z nim więc po niemiecku. Postaram
się jednak naszą rozmowę dokładnie przetłumaczyć na nasz
kochany język:
-
Fajny masz ten motorek - zaczęłam. - A co, psuje ci się ciągle,
że tak dziennie przy nim grzebiesz?
- Nie…
No, może czasami, ale ja go ciągle ulepszam - odezwał się
zaskoczony moim pytaniem.
- Aha.
A wiesz, jak byłam w twoim wieku, to też na motorowerze jeździłam.
A w wieku 18 lat miałam już prawdziwy motor. Tysiące kilometrów
na nim zrobiłam. Uwielbiam motory.
-
Naprawdę? - zrobił ogromne oczy i jakoś tak dziwnie na mnie
popatrzył.
-
Naprawdę. Mój syn odziedziczył po mnie zamiłowanie do motorów i
też jeździ motorem. I tak jak ty, przy motorze zawsze sam wszystko
robi… w swoim garażu. Szkoda, że ty nie masz garażu, tylko pod
domem naprawiasz… No bo wiesz, właśnie chcę cię prosić, abyś
zaprzestał to robić pod moim oknem.
- A
gdzie ma to robić? - obruszył się. - Tu jest najlepiej.
- No
tak, dla ciebie z pewnością, ale dla mnie niestety nie. Wszystkie
spaliny mam w mieszkaniu. Co chwilę muszę otwierać okna na
przestrzał i robić przeciąg by się ich pozbyć. I co z tego, jak
ty po chwili znów zrobisz przygazówkę, i… po moim wietrzeniu. A
chyba uczono was przed egzaminami na prawo jazdy, że żadnych
pojazdów mechanicznych nie można naprawiać pod domem, ani też
zostawiać ich z zapalonym silnikiem…
- Nic
takiego nas nie uczyli - przerwał mi obcesowo.
- No
to pewnie akurat tę lekcję opuściłeś, kiedy uczono - ciągnęłam
jednak dalej. - Gdyby cię policja przyłapała, że gazujesz motorem
pod domem, bez gadania wlepiłaby ci mandat. Pojazdy mechaniczne pod
domem się odpala i odjeżdża. Nic poza tym. A wiesz, ja znam takie
miejsce, gdzie możesz z kumplami bez obaw takie rzeczy robić i
nawet całymi dniami tam przesiadywać. Możecie tam muzyki
posłuchać, a nawet grilla sobie zrobić. Nikt was się tam nie
będzie czepiał. Bo wiesz, ja mam już naprawdę dość tego, co wy
tu u mnie pod oknem wyczyniacie i proszę cię po raz ostatni,
abyście z tym skończyli. Myślę, że lepiej będzie dla nas
wszystkich, abyśmy jednak w zgodzie żyli. Bo chyba nie chciałbyś,
abym weszła z wami na ścieżkę wojenną i zgodnie z prawem
porządku i spokoju domagać się zaczęła. Wy mi dacie spokój, to
i ja wam dam. Więcej… Mogę ci nawet obiecać, że jak będziemy w
zgodzie żyli, to kiedy będziesz miał jakieś poważniejsze
problemy z motorem, to mój syn z chęcią ci pomoże. Motory to jego
pasja i dosłownie wszystko przy motorach wszelkiej maści potrafi
sam zrobić. Więc jak? Będziemy żyli w zgodzie?
-
Naprawdę? - pytaniem na pytanie odpowiedział małolat z rozjechaną
w uśmiechu buzią.
- Co
naprawdę?
- No,
z tym pani synem…
- Ach
to... No jasne jak słońce… że jasne - zaśmiałam się.
- To
zgoda jak nic… że zgoda! - zawołał uszczęśliwiony.
No i
małolat przyrzekł mi solennie, że od dziś (czyli od wczoraj),
żadnego grzebania przy motorze, i żadnego też przesiadywania pod
moimi oknami nie będzie. Rozstaliśmy się w wyśmienitych
nastrojach. Czy dotrzyma słowa? Mam nadzieję. Ba, nawet wiary
zaczęłam nabierać, i to już po godzinie, kiedy jego kumple się
zjechali. Przez otwarte okno słyszałam jak on ich wszystkich z
powrotem na ulicę przepędził, każąc im natychmiast wyłączyć
silniki i ściszyć muzykę.
Dzisiaj,
przez calusieńki dzień, ku mojej ogromnej radości, słyszałam
jedynie przepiękne świergolenie ptaszków i wdychałam cudowny
zapach lata.
Letni krajobraz tuż za moim domem
HKCz
(28.07.2009.)