poniedziałek, 29 stycznia 2018

Dyplomatycznej perswazji c.d.


 Wracam do wczorajszego opowiadania, którego z powodu nagłej nawałnicy nie skończyłam… A co do nawałnicy, to muszę dodać, iż w takiej kotlinie, gdzie mieszkam, burze są straszliwe… Znaczy, efektowne. Piorunująco. Bo i od strony wizualnej i od strony fonii spotęgowane są ich efekty. Piorun jak walnie, w momencie całe niebo rozdziera żarząca się łuną potężna błyskawica i otacza ziemię morzem ognia.. A echo po piorunie, długo kołacze się między ścianami gór i lasów, hucząc, wyjąc, jęcząc, jak miliony potępieńców naraz. Nieziemski spektakl. Z piekła rodem. Mieszkając wcześniej na nizinie, nigdy takich burz nie doświadczyłam. Nie mam jednak przed nimi lęku. Mimo, iż kiedyś, dawno temu, przeżyłam mrożącą krew w żyłach przygodę z piorunem kulistym. Może kiedyś o niej opowiem. W czasie burzy zawsze stoję w oknie i z zapartym tchem obserwuję to nieziemskie zjawisko… Zaraz, przecież ja nie o burzach miałam. Burz, to z pewnością każdy ma już dość… Niebiosa nam ich nie szczędzą ostatnio… Oj, nie! Miałam przecież opowiedzieć o mojej rozmowie z małolatem.

No to tak:
  Kiedy wróciłam od syna, przyczaiłam się na niego przy otwartym oknie kuchennym. Długo nie musiałam czekać. Wnet się pojawił na tym swoim motorku i tuż pod moim oknem zabrał się, jak zwykle, za codzienny rytuał grzebania przy nim. A jakże, przy dźwiękach hip-hopu i ryczącej co rusz rury wydechowej z efektem zapachowym włącznie. Przez okno rozmawiać z nim nie chciałam. Poszłam więc do niego. Poprosiłam o wyłączenie wszystkiego i krótką rozmowę. Nie było mu to w nos, ale posłuchał. Nabrałam powietrza i… zaraz, no właśnie, nie pamiętam, czy już mówiłam, że w Niemczech mieszkam… Rozmawiałam z nim więc po niemiecku. Postaram się jednak naszą rozmowę dokładnie przetłumaczyć na nasz kochany język:
  - Fajny masz ten motorek - zaczęłam. - A co, psuje ci się ciągle, że tak dziennie przy nim grzebiesz?
  - Nie… No, może czasami, ale ja go ciągle ulepszam - odezwał się zaskoczony moim pytaniem.
  - Aha. A wiesz, jak byłam w twoim wieku, to też na motorowerze jeździłam. A w wieku 18 lat miałam już prawdziwy motor. Tysiące kilometrów na nim zrobiłam. Uwielbiam motory.
  - Naprawdę? - zrobił ogromne oczy i jakoś tak dziwnie na mnie popatrzył.
 - Naprawdę. Mój syn odziedziczył po mnie zamiłowanie do motorów i też jeździ motorem. I tak jak ty, przy motorze zawsze sam wszystko robi… w swoim garażu. Szkoda, że ty nie masz garażu, tylko pod domem naprawiasz… No bo wiesz, właśnie chcę cię prosić, abyś zaprzestał to robić pod moim oknem.
  - A gdzie ma to robić? - obruszył się. - Tu jest najlepiej.
 - No tak, dla ciebie z pewnością, ale dla mnie niestety nie. Wszystkie spaliny mam w mieszkaniu. Co chwilę muszę otwierać okna na przestrzał i robić przeciąg by się ich pozbyć. I co z tego, jak ty po chwili znów zrobisz przygazówkę, i… po moim wietrzeniu. A chyba uczono was przed egzaminami na prawo jazdy, że żadnych pojazdów mechanicznych nie można naprawiać pod domem, ani też zostawiać ich z zapalonym silnikiem…
  - Nic takiego nas nie uczyli - przerwał mi obcesowo.
 - No to pewnie akurat tę lekcję opuściłeś, kiedy uczono - ciągnęłam jednak dalej. - Gdyby cię policja przyłapała, że gazujesz motorem pod domem, bez gadania wlepiłaby ci mandat. Pojazdy mechaniczne pod domem się odpala i odjeżdża. Nic poza tym. A wiesz, ja znam takie miejsce, gdzie możesz z kumplami bez obaw takie rzeczy robić i nawet całymi dniami tam przesiadywać. Możecie tam muzyki posłuchać, a nawet grilla sobie zrobić. Nikt was się tam nie będzie czepiał. Bo wiesz, ja mam już naprawdę dość tego, co wy tu u mnie pod oknem wyczyniacie i proszę cię po raz ostatni, abyście z tym skończyli. Myślę, że lepiej będzie dla nas wszystkich, abyśmy jednak w zgodzie żyli. Bo chyba nie chciałbyś, abym weszła z wami na ścieżkę wojenną i zgodnie z prawem porządku i spokoju domagać się zaczęła. Wy mi dacie spokój, to i ja wam dam. Więcej… Mogę ci nawet obiecać, że jak będziemy w zgodzie żyli, to kiedy będziesz miał jakieś poważniejsze problemy z motorem, to mój syn z chęcią ci pomoże. Motory to jego pasja i dosłownie wszystko przy motorach wszelkiej maści potrafi sam zrobić. Więc jak? Będziemy żyli w zgodzie?
 - Naprawdę? - pytaniem na pytanie odpowiedział małolat z rozjechaną w uśmiechu buzią.
  - Co naprawdę?
  - No, z tym pani synem…
  - Ach to... No jasne jak słońce… że jasne - zaśmiałam się.
  - To zgoda jak nic… że zgoda! - zawołał uszczęśliwiony.
  No i małolat przyrzekł mi solennie, że od dziś (czyli od wczoraj), żadnego grzebania przy motorze, i żadnego też przesiadywania pod moimi oknami nie będzie. Rozstaliśmy się w wyśmienitych nastrojach. Czy dotrzyma słowa? Mam nadzieję. Ba, nawet wiary zaczęłam nabierać, i to już po godzinie, kiedy jego kumple się zjechali. Przez otwarte okno słyszałam jak on ich wszystkich z powrotem na ulicę przepędził, każąc im natychmiast wyłączyć silniki i ściszyć muzykę.
  Dzisiaj, przez calusieńki dzień, ku mojej ogromnej radości, słyszałam jedynie przepiękne świergolenie ptaszków i wdychałam cudowny zapach lata.


   Letni krajobraz tuż za moim domem

HKCz
(28.07.2009.)