Piękny, słoneczny dzień się u nas dziś zapowiada. Prawdziwie letni. Niedawno wróciłam z lasu, to wiem, co mówię. Tam miałam sposobność dokładnie w pogodzie się rozeznać, by móc prognozę na ten mój ulubiony dzień tygodnia przewidzieć. Kiedy wchodziłam w zieleń lasu, osnuta była jeszcze mgłą.
Po godzinie mgła opadła. Ukazał się przepiękny błękit nieba. Ptaszki coraz głośniej i weselej świergoliły i co rusz wzbijały się ponad wierzchołki drzew. A to już nieomylny znak, że czeka nas piękna pogoda.
Och, jakże szczęśliwa wróciłam do domu. Teraz mam zamiar zająć się nicnierobieniem. I tradycyjnie już, w moim ogrodzie, w wygodnym fotelu, w cieniu parasola zająć się czytaniem. Będę się też objadać truskawkami i obserwować cudowne kwiatuszki, których się coraz więcej na drzewie jakimś cudem pojawia. Piękności te pysznią się kolorem chabru. Skupione są w kilku miejscach, ale też i pojedyncze po drzewie są porozsypywane... Bajeczny widok!
W sobotę nigdy nie zajmuję się żadnymi porządkami, zakupami, czy jakimiś tam innymi prozaicznymi rzeczami. Nie, i już! To taki mój wewnętrzny bunt, który mi pozostał z dzieciństwa. Bo też wówczas, kiedy dziewczęciem jeszcze byłam, akurat w każdą sobotę trzeba było poprać, poprasować, poukładać, pokupić, posprzątać etc... etc! Mnóstwo rzeczy na „p”, trzeba było robić.
Jakoś tak za komuny było głupio. Wszyscy sprzątali tylko w sobotę... Aż się kurzyło. Tak samo było z większymi zakupami. Tak jakby innego dnia na takie przyziemne rzeczy nie było. Brrr…! Ależ tego nie znosiłam. Dlatego też, od kiedy stałam się dorosłą i mam swój dom, zawsze w tygodniu robię te wszystkie rzeczy na „p”.
Sobota jest dla mnie dniem wypoczynku. W sobotę, jedyne czym ręce mogę sobie pobrudzić, to pieczeniem. No i właśnie dzisiaj, na wieczorną wizytę gości chcę coś upiec… Zaraz, ale co ja mam upiec? O, już wiem! Parę dni temu znalazłam w Internecie oryginalny przepis pewnej babeczki na babkę pn. "babeczka" To jest myśl! Pod wieczór przepis ten zostanie przeze mnie wykorzystany. Upiekę dwie babeczki na spotkanie babeczek, czyli moich gości.
Są w życiu takie chwile,
w których zatrzymać chciałabym czas,
uśmiechać się do wszystkich mile
i wierzyć, że tak już będzie nie raz…
Są w życiu takie chwile,
kiedy chce mi się bardziej żyć,
nie zastanawiać się, co, jak i ile…
Byle oddychać, czuć… i być.
Są w życiu i takie też chwile,
gdy osuwa mi się grunt spod nóg,
widzę wszystko wtedy zawile,
zastanawiam się — czy istnieje Bóg.
Są wreszcie i takie chwile,
że nadzieja powraca znów,
wtedy uśmiecham się na powrót mile,
czuję wkoło wiosnę i zapach bzów.
I takie też chwile lubię najbardziej.
Z iskierki nadziei wykuwam wiarę,
chwytam życie za rogi hardziej…
i żyję z godnością — na swą własną miarę.