Dzięki
swojej naturze umiem być szczęśliwa... Na przekór
wszystkim i wszystkiemu. Pewnie, że mam czasami gorsze dni, w
których ni jak szczęśliwą czuć się nie mogę. Jednak i w
takich dniach mam na siebie metodę. Wyuczoną. Rzucam wtedy na luz
i daję się nieść sile rozpędu dnia, z wiarą, że co złe, musi
minąć. A co najważniejsze, co rusz jak mantrę powtarzam sobie:
„jestem szczęśliwa… jestem szczęśliwa…”. Staram się
wtedy też jak najczęściej do siebie uśmiechać… I to działa.
Serio! Od kiedy doszłam do perfekcji z tą moją metodą, o wiele
szybciej, a i łagodniej, wychodzę z różnych perypetii. Szybciej
pozbywam się też napadów smutku i przygnębienia… No i jestem
szczęśliwa. Tak po prostu.
Na
początku powinnam chyba też powiedzieć, czym się zajmuję. Otóż
zajmuję się pisaniem dla dzieci i młodzieży. Piszę najczęściej
prozą, ale czasami też i wierszem. Z doskoku też i wiersze dla
dorosłych zdarza mi się pisać. Również satyry, w chwilach, kiedy
ułańska fantazja mnie ponosi. A tej mi nie brakuje. Mam ją po
pradziadku ułanie.
Co mnie w
życiu najbardziej fascynuje? Fascynuje mnie, i to od zawsze,
otaczająca mnie przyroda. Dlatego żyję z nią w bardzo
bliskim kontakcie. W symbiozie. Nie wyobrażam sobie wręcz dnia, w
którym zaraz po przebudzeniu nie mogłabym się z nią wszystkimi
zmysłami przywitać. Mieszkam w pięknej okolicy. Dookoła góry i
lasy. Przynajmniej 3, 4 razy w tygodniu wczesnym rankiem biegam po
lesie, chłonąc wszystkie leśne dary Matki Natury. W innych dniach
natomiast, zaraz po przebudzeniu, pierwsze moje bosonogie kroki
kieruję do ogrodu, by móc choć na chwilę rozkoszować się
jego porannym pięknem... No i proszę bardzo, co parę dni temu w
nim odkryłam. Czyż to nie cudowny obrazek?
Od tylu
lat objadam się wisienkami z mojej wiśni i nigdy oprócz wisienek
nic innego na niej nie widziałam… Aż tu nagle zobaczyłam te
piękne kwiatuszki. Oniemiałam z wrażenia. Nie wiem, co to za jakie
i jak na drzewie w ogóle wyrosły… Ale są. Są piękne, duże, w
bajecznie chabrowym kolorze, z żółtym oczkiem. No czyż to nie cud
natury? Cud jak nic!
HKCz
24.07.2009
PS
Tak, ten post napisałam
ponad 9 lat temu, jako pierwszy na moim blogu "Szczęśliwa
kobieta" w serwisie Wirtualnej Polski. Jeżeli o mnie chodzi,
jest ciągle aktualny. Ale... ale wnet zniknie, wraz z całym moim
blogiem. Dlaczego? Ano dlatego, że nasza kochana Wirtualna Polska
zrobiła nas, Blogowiczów, w bambuko (kolokwialnie acz bardzo
delikatnie rzecz ujmując) i po tylu latach blogowania, usuwa nasze
blogi. Usuwa... i już! Nie dając nam żadnej możliwości
przeniesienia ich na inne serwisy. Jak to robi np. Onet. Tyle naszych
tekstów, tyle zdjęć, tyle komentarzy zniknie, pójdzie w
zapomnienie. Nie wspominając już o naszej wielogodzinnej pracy. O
czasie, jaki poświęciliśmy przez te lata na ich prowadzenie.
Mam za to wielki żal do
Wirtualnej Polski. Bo tak się nie powinno robić. Bo tak ludzie nie
powinni postępować z ludźmi. A Wirtualna Polska to chyba ludzie, a
nie bezduszna maszyna.
Po takim zawodzie
straciłam ochotę na prowadzenie jakiegokolwiek bloga — od nowa. I
dzisiaj nie wiem, czy ochota mi kiedykolwiek wróci. Nie lubię być
tak traktowaną. Nie lubię i nie chcę poświęcać swojego czasu
dla niepewnych projektów. A w dzisiejszych czasach w Polsce, jak nam
przykład Wirtualna Polska dała, lepiej na nikim nie polegać.
***
Od jakiegoś czasu (póki co...?),
działam już tylko na Instagramie, również
na Facebooku. Jeśliby ktoś z
moich stałych blogowych Gości miał ochotę nadal mieć ze mną
kontakt, serdecznie tam zapraszam!