czwartek, 25 stycznia 2018

Ja, szczęśliwa kobieta…

Dzięki swojej naturze umiem być szczęśliwa... Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Pewnie, że mam czasami gorsze dni, w których ni jak szczęśliwą czuć się nie mogę. Jednak i w takich dniach mam na siebie metodę. Wyuczoną. Rzucam wtedy na luz i daję się nieść sile rozpędu dnia, z wiarą, że co złe, musi minąć. A co najważniejsze, co rusz jak mantrę powtarzam sobie: „jestem szczęśliwa… jestem szczęśliwa…”. Staram się wtedy też jak najczęściej do siebie uśmiechać… I to działa. Serio! Od kiedy doszłam do perfekcji z tą moją metodą, o wiele szybciej, a i łagodniej, wychodzę z różnych perypetii. Szybciej pozbywam się też napadów smutku i przygnębienia… No i jestem szczęśliwa. Tak po prostu.

Na początku powinnam chyba też powiedzieć, czym się zajmuję. Otóż zajmuję się pisaniem dla dzieci i młodzieży. Piszę najczęściej prozą, ale czasami też i wierszem. Z doskoku też i wiersze dla dorosłych zdarza mi się pisać. Również satyry, w chwilach, kiedy ułańska fantazja mnie ponosi. A tej mi nie brakuje. Mam ją po pradziadku ułanie.

Co mnie w życiu najbardziej fascynuje? Fascynuje mnie, i to od zawsze, otaczająca mnie przyroda. Dlatego żyję z nią w bardzo bliskim kontakcie. W symbiozie. Nie wyobrażam sobie wręcz dnia, w którym zaraz po przebudzeniu nie mogłabym się z nią wszystkimi zmysłami przywitać. Mieszkam w pięknej okolicy. Dookoła góry i lasy. Przynajmniej 3, 4 razy w tygodniu wczesnym rankiem biegam po lesie, chłonąc wszystkie leśne dary Matki Natury. W innych dniach natomiast, zaraz po przebudzeniu, pierwsze moje bosonogie kroki kieruję do ogrodu, by móc choć na chwilę rozkoszować się jego porannym pięknem... No i proszę bardzo, co parę dni temu w nim odkryłam. Czyż to nie cudowny obrazek?


Od tylu lat objadam się wisienkami z mojej wiśni i nigdy oprócz wisienek nic innego na niej nie widziałam… Aż tu nagle zobaczyłam te piękne kwiatuszki. Oniemiałam z wrażenia. Nie wiem, co to za jakie i jak na drzewie w ogóle wyrosły… Ale są. Są piękne, duże, w bajecznie chabrowym kolorze, z żółtym oczkiem. No czyż to nie cud natury? Cud jak nic!

HKCz
24.07.2009

PS

Tak, ten post napisałam ponad 9 lat temu, jako pierwszy na moim blogu "Szczęśliwa kobieta" w serwisie Wirtualnej Polski. Jeżeli o mnie chodzi, jest ciągle aktualny. Ale... ale wnet zniknie, wraz z całym moim blogiem. Dlaczego? Ano dlatego, że nasza kochana Wirtualna Polska zrobiła nas, Blogowiczów, w bambuko (kolokwialnie acz bardzo delikatnie rzecz ujmując) i po tylu latach blogowania, usuwa nasze blogi. Usuwa... i już! Nie dając nam żadnej możliwości przeniesienia ich na inne serwisy. Jak to robi np. Onet. Tyle naszych tekstów, tyle zdjęć, tyle komentarzy zniknie, pójdzie w zapomnienie. Nie wspominając już o naszej wielogodzinnej pracy. O czasie, jaki poświęciliśmy przez te lata na ich prowadzenie.

Mam za to wielki żal do Wirtualnej Polski. Bo tak się nie powinno robić. Bo tak ludzie nie powinni postępować z ludźmi. A Wirtualna Polska to chyba ludzie, a nie bezduszna maszyna.

Po takim zawodzie straciłam ochotę na prowadzenie jakiegokolwiek bloga — od nowa. I dzisiaj nie wiem, czy ochota mi kiedykolwiek wróci. Nie lubię być tak traktowaną. Nie lubię i nie chcę poświęcać swojego czasu dla niepewnych projektów. A w dzisiejszych czasach w Polsce, jak nam przykład Wirtualna Polska dała, lepiej na nikim nie polegać.


***
Od jakiegoś czasu (póki co...?), działam już tylko na Instagramie, również na Facebooku. Jeśliby ktoś z moich stałych blogowych Gości miał ochotę nadal mieć ze mną kontakt, serdecznie tam zapraszam!