niedziela, 15 lipca 2018

Ratunku, na pomoc ginącej normalności!

Ten felieton napisałam w 2010 roku do gazety „Samo życie”. Opublikowałam go też na blogu „Szczęśliwa kobieta” w Wirtualnej Polsce. Wirtualna Polska wszystkie blogi usunęła. To zamieszczam go tutaj, gdyż uważam, że treść jego jest ciągle aktualna. Niestety.  

Ratunku,
na pomoc ginącej normalności!

No dobrze, ale co to takiego, ta - „normalność”? Przez słowo: normalność, każdy rozumie przecież coś innego. Jeżeli skonkretyzuję nieco to określenie, i powiem: normalne życie; normalny świat; normalne uczucia; normalne dzieciństwo… O, to już pomału każdemu się zapali światełko w tunelu. I już będzie wiedział, co powiedzieć na ten temat. A jestem pewna, że w większości będziemy mieli podobne zdania.
Że dzieci są przyszłością świata, to każdy na pewno wie dokładnie. No to idźmy dalej tym tokiem myślenia: Normalne dzieci - przyszłość świata bezpieczna; Nienormalne dzieci - przyszłość świata w niebezpieczeństwie.
A dlaczego nienormalne dzieci? A dlatego, że wszechobecna jest przemoc, brutalność, wulgarność, nienawiść, zawiść… brak uczuć rodzicielskich. Chyba każdy się zgodzi ze mną, w tym miejscu, że to negatywne i destruktywne uczucia. A tymi właśnie negatywnymi uczuciami są dziś zewsząd otoczone nasze dzieci. A to, moi drodzy, to już nasza działka. Nas dorosłych. To my dorośli, naszpikowaliśmy świat tymi niechlubnymi realiami.

To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość naszych dzieci. To my dorośli kreujemy ich psychikę, ich podejście do życia. To my dorośli odpowiadamy za to, czy one będą umiały być szczęśliwe na co dzień. Czy posiądą w ogóle tę umiejętność bycia szczęśliwym. To my dorośli piszemy dla nich książki, robimy filmy, wymyślamy gry i zabawy.
I to właśnie - mnie bulwersuje, bo w każdym dniu spotykam się z wieloma przykładami spuścizny: dorośli - dzieciom. I co to za spuścizna? Nieraz włos jeży mi się na głowie.

A już naprawdę do żywego ruszyła mnie wypowiedź pewnego psychologa (nie wymienię go z nazwiska, bo i tak nie poczuje wstydu), w jednych z wrześniowych Wiadomościach TV Polonia, w których reż. Roman Polański wypowiadał się na temat swojego nowego filmu „Oliver Twist” (na podstawie powieści Karola Dickensa). Podzielam zdanie reż. Polańskiego, i również uważam, że to nieprawda, iż dzisiejsze dzieci idą na łatwiznę i chcą oglądać tylko filmy rozrywkowe, i czytać tego samego typu książki. Uważam też, że tak rozreklamowana (naturalnie - przez dorosłych ludzi z branży) era Harry Potter`a w końcu minie i nie zostawi głębszych doznań u dzieci. Owszem, rozrywka dzieciom jest potrzebna, nawet bardzo, ale nie jako podstawa wychowawcza, lecz obok niej.

Uważam, że dzieci potrzebują więcej realnych przeżyć i uczuć. One w swoim dzieciństwie - błądząc po omacku - szukają takich właśnie uczuć. Chociaż najczęściej są tego nieświadome. Ale to my, dorośli, podrzucamy im swoje,
wyrafinowane tematy. Świat oszalał. Nastawił się na konsumpcję. I w pogoni za pieniądzem - jedynym środkiem zapewnienia jej sobie - my, dorośli, potraciliśmy prawdziwe wartości.

Wrócę jednak do wypowiedzi wspomnianego wyżej psychologa. Otóż, on uważa, że dzieci odrzucają wszystko to, co ich nie bawi, a już zwłaszcza to, co ma podtekst dydaktyczny. To brednie! Nie zgadzam się z tym.
To pan, jako psycholog dziecięcy, jest odpowiedzialny m.in. za to, że tak mogą uważać - co niektórzy. Nie wolno panu, ogólnie dzieciom - przyklejać takiej etykiety. To pan, jako psycholog, jest też odpowiedzialny za wychowanie naszych dzieci. Ale o czym tu mowa? Skoro pana własny syn wyśpiewuje (czytaj: wykrzykuje), ohydne wulgaryzmy na estradzie…

Od paru lat piszę bajki i opowiadania dla dzieci i młodzieży. Wszystkie one są pogodne, chociaż w niektórych momentach są też treści dramatyczne, ale przeważnie mają dobre zakończenie. Zakończenie, które daje dziecku do myślenia, wartościowego myślenia, budującego, a nie destruktywnego. Destrukcji nasze dzieci mają aż nadto: w kinie, telewizji, Internecie.
Może mi ktoś zarzuci (naturalnie - dorosły), że zbyt moralizuję w swoich historyjkach dla dzieci. To ja mu odpowiem: - morał - jako pouczający, prawidłowy wniosek końcowy - nikomu nie zaszkodzi. W odróżnieniu od wszechobecnej przemocy, brutalności, wulgaryzmów… a nawet, ogłupiającej fantazji, rozbudzającej niewłaściwe emocje u dzieci. Jak mawiał nasz drogi Melchior Wańkowicz: „Smrodek dydaktyczny nikomu nie szkodzi”. Tym bardziej, w dzisiejszych czasach, potrzebny jest ten tzw. smrodek dydaktyczny, jak również pedagogiczny i psychologiczny. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem: - potrzebny nam potężny smród, tegoż właśnie, gdyż ludzie zrobili się jeszcze bardziej pazerni i zachłanni na pieniądze. Mieć, posiadać… znaczyć wiele - rozpychając się po chamsku łokciami - za wszelką cenę, depcząc wszystko, co dobre i wartościowe dla człowieka.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy o tym doskonale wiemy, ale tak naprawdę nie przeciwstawiamy się temu. Jedni - bo ciągną profity z zepsucia psychiki i moralności naszych pociech. Inni - bo uważają, że nie są w stanie nic zmienić, w tym bagnie przemocy i pieniądza. A jeszcze inni, (a tych jest niewielu) - choć się starają i mówią o tym wszem i wobec, to jest to, tak naprawdę - głos wołającego na puszczy.
Uważam, że ogólna prawidłowość i normy wychowawcze, względem naszych dzieci, wymknęły się nam spod kontroli.
A co będzie, jak nasze dzieci, dojrzewające na brutalnych filmach i grach komputerowych - dorosną… i dorwą się do rządzenia? Strach pomyśleć!

A może by tak, my wszyscy - obecnie - dorośli, skrzyknęlibyśmy się jakimś sposobem, i globalnie, odmienilibyśmy przyszłość naszych dzieci… a tym samym i świata…? Bo co jak co, ale to - na pewno warto!

HKCz 
20.03.2010