Bardzo
mi się podoba biżuteria od Joylii. Ba, jestem nią zachwycona. I
nie mówię tak tylko dlatego, że to moja Córka ją wytwarza.
Naprawdę mi się podoba. Dostałam w prezencie od Córki wiele
różnych sztuk biżuterii. Noszę ją na co dzień, zmieniając w
zależności od stroju w danym dniu. Tak, żeby kolorystycznie i
stylowo pasowało do całości.
Przyznam
szczerze, że ja kiedyś też wytwarzałam biżuterię. W dalekiej
przeszłości, za komuny, jako dzierlatka. Kiedy w sklepach trudno
było coś sensownego kupić. Ale wytwarzałam ją tylko dla siebie.
Zawsze miałam coś oryginalnego na szyi i rękach. A nawet na
nogach. Tyle, że moja biżuteria była zupełnie mało "szlachetna",
że się tak wyrażę. Rzemyki, zwykłe koraliki, włóczka,
aksamitki, metalowe kółeczka... Ot i taki to był mój materiał do
"wytwarzania". Pamiętam, że do swojej "biżuterii"
wykorzystywałam nawet złote zakrętki z buteleczek po płynie na
trądzik, których mnóstwo kupowałam w drogerii na swój młodzieńczy trądzik. :D
Teraz
czuję się w pełni usatysfakcjonowana, bo mam sposobność nosić profesjonalną,
oryginalną biżuterię. Niepowtarzalną w kompozycji kamieni, niepowtarzalną w
ich kolorach. Do tego z różnymi oryginalnymi dodatkami.
Namiary do Joylii:
Instagram > https://www.instagram.com/joylii.design/
Facebook
> https://www.facebook.com/designbeabarbedet/
Amazon
> link
Więcej fotografii Córki, także z Jej biżuterią, na moim blogu „Na cętce źrenicy i w obiektywie”. Zapraszam!