Cały
czas śledzę przebieg akcji ratunkowej, wycierając co rusz mokre
oczy. Dawno się tyle nie napłakałam. A jak pomyślałam o swoim
12-letnim Wnuczku, notabene też piłkarzu, to już szlocham w głos.
Tak
bardzo mi żal tych chłopaków. Tyle
dni (od 23 czerwca) w ciemnościach. Tyle dni bez jedzenia i bez czystej wody do
picia. Bez przerwy myślę o nich. Serce się kraje... Ale mocno
wierzę, że ratownikom, tym Wielkim Bohaterom, uda się ich
wszystkich szczęśliwie wyprowadzić z jaskiniowej pułapki.
Słyszy
się, że w tych tragicznych dniach pomaga chłopcom ich mądra
religia. Buddyzm. Medytacje. Że nie panikują. Że są opanowani. Że
cierpliwie czekają na pomoc. A do tego jeszcze, pocieszają swoich
bliskich, przekazując im przez ratowników radosne listy.
Ślę
tym biednym chłopcom i ich trenerowi moje pozytywne myśli. Także
wszystkim ratownikom biorącym udział w tej jakże ciężkiej akcji ratunkowej.
Dzisiaj,
nieustająco myśląc o dramacie chłopców w jaskini Tham Luang, powędrowałam do lasu.
I proszę bardzo co znalazłam. Parę dni temu jeszcze tego
uśmiechniętego ludka tu nie było... To z pewnością jakiś znak. Dobry znak. :)
Trzymajcie
się mocno chłopcy! I pamiętajcie, cały Świat ściska za Was
kciuki.
Serce
mi rośnie, kiedy słyszę, że już Was ośmiu jest na powierzchni
ziemi.
Chwała Ratownikom!