środa, 7 lutego 2018

Czym skorupka za młodu…?

  Komentarze do mojego poniższego artykułu skłoniły mnie do refleksji w temacie zachowań dzisiejszych dzieci i młodzieży. Jest wiele prawdy w przysłowiu: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”, bo to właśnie wychowanie wyniesione z domu, z dzieciństwa, wywiera wpływ na całe nasze życie.
Jako baczna obserwatorka ludzi od najmłodszych lat, wyrobiłam sobie pewną opinię na temat przysłowiowej „skorupki”. Otóż jestem zdania, i pewnie nic w tym odkrywczego, że to, jakie nasze dzieci są — zależy tylko od dorosłych. Przede wszystkim od rodziców. To oczywiste, że duży wpływ na nie ma też środowisko, w jakim się obracają poza domem. Chodzi o szkołę i o tzw. podwórko. Jednak dzieci, które wynoszą z domu należyte wychowanie, nauczone są podstawowych zasad kindersztuby, nie ulegają tak szybko złym wpływom z zewnątrz. Mają w sobie zakorzenione pewne cechy, pewne zasady, które chronią je przed takimi wpływami. Potrafią same analizować, co jest dobre, a co złe. Potrafią być kulturalne wszędzie. Ich kultura osobista jest na odpowiednim poziomie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że wyssały ją z mlekiem matki. Więcej, że mają ją zakodowaną w genach po przodkach. Zaś dzieci, które rażą złym zachowaniem, zapewne niewiele dobrego z domu wyniosły. Czasem same tylko złe rzeczy. To jasne, że nie można tych spraw uogólniać, jak wszystkiego innego w życiu, ponieważ zdarzają się też wyjątki… Ale według mojego skromnego zdania, tak to właśnie u dzieci w głównej mierze funkcjonuje. I później, jedne wyrastają — na dobrych ludzi, drugie — na złych.
Może poprę ten swój pogląd jakimś przykładem. Otóż czytałam kiedyś o 20-letniej dziewczynie, która zamordowała swojego ojca. Nie był on jej rodzonym ojcem, adoptował ją kiedy była malutkim dzieckiem. Wszyscy z ich środowiska, po tym jej potwornym czynie, byli ogromnie zszokowani, ponieważ uważali, że jej adopcyjny ojciec był wspaniałym człowiekiem, a także bardzo dobrym dla niej ojcem. Że zapewnił jej dobre dzieciństwo. Bezpieczne. Pełne miłości. Dlaczego tak więc postąpiła? No właśnie, dlaczego? Ja uważam, że najprawdopodobniej musiała pochodzić z jakiejś patologicznej rodziny i już w genach patologię tego typu po swoich przodkach w spadku odziedziczyć. Żadna dorosła osoba, która miała dobrych rodziców, takiego czynu by się nie dopuściła. No, prawie żadna, bo może się i tak też zdarzyć, że gdzieś wcześniej w jej rodzinie byli tacy skrzywieni moralnie przodkowie. Pewnie i w tym przypadku generalizować nie można, bo nikt z nas do końca wiedzieć tego nie może. Nikt. Bo gdyby ktokolwiek wiedział na pewno, że tak jest, to wtedy… o, chociażby resocjalizacja straciłaby sens.
Może podam również przykład odwrotny. Mam taki w swojej dalszej rodzinie. Mianowicie: żona mojego kuzyna pochodzi z patologicznej rodziny i ma troje rodzeństwa, i wszyscy oni, oprócz najmłodszego, wyszli, o dziwo (jak mówią wszyscy), na tzw. ludzi. Wszyscy są bardzo dobrymi, o wysokiej kulturze osobistej osobami. Zapewne w ich rodzinie, oprócz rodziców, byli też i zdrowi moralnie przodkowie, i to właśnie po nich odziedziczyli lepsze geny. Życie więc pokazuje, iż nigdy do końca wiedzieć nie możemy kim dane dziecko będzie w dorosłym życiu. To oczywiste, że da się to już rozpoznać po jego dziecięcym zachowaniu. W większości. Ale też przecież mogą być wyjątki. I chociażby dla każdego takiego wyjątku byłoby dobrze, żebyśmy my, dorośli, robili wszystko, co tylko w naszej mocy, by zmieniać świat wokół naszych dzieci — na lepszy. Nie przymykajmy oczu na ich złe postępowanie. Nieważne, czy są to dzieci nasze, czy obce. Trzeba nam reagować. Mądrze reagować. Nie myśleć tylko o sobie i swoim świętym spokoju. Im więcej ludzi dobrej woli, tym większa szansa, że z czasem w zachowaniu tych aroganckich, agresywnych dzieci coś drgnie na lepsze. Bo nie robiąc z kolei w tym względzie nic, dajemy niejako przyzwolenie na szerzenie się chamstwa, brutalności, często i przestępczości wokół nas samych.

Nie wspomniałam nic o tych, którzy wywodzą się z rodzin o niskim poziomie kultury i wykształcenia, a którzy w dorosłym życiu, jakimś cudem, dochrapali się majątków, czy też nawet studia pokończyli i później w przesadny sposób zgrywają wielce mądrych i szlachetnych ludzi — a i tak przysłowiowa słoma im z butów wyłazi... Co o takich myślę? Pół żartem, pół serio opowiedziałam w poniższej satyrze:

Piękne życie nuworysza

Pojęcia nie mam, czemu nie wierzycie,
Choć ciągle powtarzam: — Piękne jest życie.
Że było ponure nie zapomniałem…
Lecz je upiększyłem, i co mogłem dałem.
A dałem wam sobą dosadny przykład,
Jak chaos w życiu zamienić w ład…
Co robić, jak stać się mocnym,
By w bogactwie osiągnąć cel owocny.
Kto w porę to pojmie, też może
Zdobywać bogactwa bezkresne morze…
Musi się tylko łokciami rozpychać,
Zamiast do obrazu głupawo wzdychać.
Chcieć, to przecież móc...
Kto myśli inaczej, ten kiep i buc.
Do swej świetności doszedłem sam…
Bzdurne świętości — za nic mam!
Rozpycham się tylko na lewo i prawo
I prę do dobrobytu ochoczo i żwawo.
Jestem więc teraz bogatym człowiekiem,
A to samo nie przyszło, ani też z wiekiem.
Dla mnie kultura to chleb powszedni…
Lecz co wy o niej wiecie, ludziska biedni?
Gnuśniejecie tylko w plebejskim folklorze
I pojęcia nie macie o prawdziwym honorze.

I co wy na to, ludziska drodzy?
Naprawdę jesteśmy aż tak ubodzy?

Dalibóg, aż tak ubodzy — to nie!
Choć zawsze puste mamy kieszenie…
Lecz słuchać i tak nam nie uchodzi,
Tego, komu słoma z butów wychodzi.
Żaden on wielki... Ot. zwykły nuworysz!
Niech zniknie, przepadnie! A kysz… A kysz!! A kysz!!!

(HKCz -15.12.2006)

HKCz 
29.08.2009