sobota, 3 lutego 2018

Wierzysz w Boga, wierz mądrze...

Droga Marto, oczywiście, że każdemu człowiekowi zdarza się „grzeszyć”... ale ja bym nazwała to raczej: — „popełniać błędy”. Taka jest już natura człowieka. Najważniejsze jednak jest to, by każdy z tych swoich błędów umiał wyciągać wnioski i starał się ich więcej nie popełniać. Żeby nauczył się też kochać siebie i wierzyć w siebie. Tylko ten człowiek, który potrafi kochać samego siebie, może pokochać innych. Może być dobrym człowiekiem.

Człowiek ma w sobie wielką moc — ROZUM. Powinien uczyć się odpowiednio go w życiu wykorzystywać. Powinien nauczyć się także liczyć przede wszystkim na siebie. A nie biadolić, załamywać ręce pod obrazem, błagając o pomoc. Działać najpierw samemu. Będzie to z pożytkiem dla niego i innych. Stanie się silnym i wartościowym człowiekiem.

Kiedy zauważyłam, że jesteś tak młodą osobą, aż się przeraziłam, że tyle już przeszłaś w tym swoim krótkim życiu. To smutne! Po tych wszystkich traumatycznych chwilach, związanych z uzależnieniem od narkotyków, nagle zaczęłaś gorąco wierzyć w Boga. Bardzo dobrze! Pochwalam! Obawiam się jednak, po przeczytaniu niektórych tekstów na Twoim blogu, że popadasz ze skrajności w skrajność. A to już nie jest dobrze.

Bardzo cenię ludzi głęboko wierzących, ale tych skromnych, dobrych. A takich niestety jest niewielu. Większość to „krzykacze”, którzy w „imię Boga” nienawidzą ludzi innych religii (innowierców) i niewierzących. A musisz wiedzieć, że od głębokiej wiary do fanatyzmu — droga niedaleka. Smutne to, ale niestety prawdziwe, bo najwięcej krzywdy światu wyrządziły — właśnie religie. Kiedyś krzyżowcy w imię Chrystusa dziesiątkowali narody, dzisiaj czynią to fundamentaliści islamscy — w imię Allacha. O innych pogromach na tle religii już nawet nie wspomnę.

Uważam, iż wiara powinna być intymną rzeczą każdego człowieka... Gdyby każdy człowiek swoją wiarę nosił w sercu, a nie obnosił się nią jak jakąś szatą, najpiękniejszą, najprawdziwszą — wg jego mniemania — to więcej dobra byłoby na świecie.

Niestety, ludzi prawdziwie wierzących — i dobrych jednocześnie — nie ma wielu na świecie. O, chociażby w Polsce, ponoć 95% obywateli to ludzie wierzący, katolicy... Akurat! To gdzie oni są?! Gdzie ta dobroć wypływająca z ich wiary? Większość pędzi do kościoła albo dla tradycji, albo z tchórzostwa, ze strachu o własną d... (interpretacja dowolna), bo jak widać, ich życie codzienne niewiele ma wspólnego z wiarą w Boga i przestrzeganiem dekalogu.

A jeśli zaś chodzi o ateistów, to musisz wiedzieć, że prawdziwi ateiści nigdy się nie nawracają. Nie z lenistwa, czy też z tych powodów, które wymieniłaś, a z rozsądku właśnie (krótko rzecz ujmując) nie wierzą w Boga. I jak Ci już pisałam, w wielu przypadkach są lepszymi, wartościowszymi ludźmi niż ci wierzący.

Nawracają się tylko ci, którzy tak do końca prawdziwymi ateistami nigdy nie byli. W obliczu jakiś swoich dramatów osobistych natomiast, do których ktoś ich doprowadził, albo sami się doprowadzili, np. popadając w alkoholizm, czy też narkomanię, nagle przypominają sobie o Bogu. To i dobrze!

Lecz zdarza się niestety i tak, że wtedy popadają ze skrajności w skrajność i stają się wręcz fanatykami wiary. A fanatyzm, jakby nie patrzeć, jest zjawiskiem bardzo negatywnym. Fanatycy religijny stają się uciążliwi i często niebezpieczni dla innych. W najlepszym przypadku popadają w dewocję, zachowują się wobec innych ludzi jak nawiedzeni, wystawiając się tym samym na śmieszność, a nawet pogardę. Czytając Twoje teksty, coś mi się wydaje, że Ty jesteś już na dobrej drodze, by wpaść w głębokie koleiny dewocji.

Jesteś jeszcze taka młoda, z pewnością nie raz przyjdzie Ci weryfikować własne poglądy na życie. Ale pamiętaj, moc leży przede wszystkim w Tobie, nie ulegaj wpływom innych. Myśl samodzielnie. Jeśli oczywiście pragniesz być dobrym człowiekiem dla siebie i innych. I wierz przede wszystkim w siebie. To TY JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZA!... Twoja psychika. To od niej zależy jakość Twojego życia i Twoich bliskich. I jeszcze jedno zapamiętaj: jeśli chcesz czuć się kochaną, pokochaj najpierw siebie.

Ależ się rozpisałam, ale gdy przeczytałam ten Twój tekst o egzorcyzmach, aż mną potelepało. Rany, jaki szatan, jaki diabeł? To psychika człowieka, słaba psychika słabego człowieka — po jakiś traumatycznych przeżyciach — może tak szaleć. Także chora psychika.

By nad nią zapanować, takiemu człowiekowi, i owszem, ktoś musi pomóc, ktoś dobry i mądry, jeśli — na już — on sam nie jest w stanie sobie z nią poradzić. W rezultacie to i tak on sam leczy się ze swoich słabości, lęków, upiorów. Wystarczy, że poczuje, iż znalazł się ktoś, kto się nim zajął, ktoś, kto pracuje nad jego psychiką. Chociaż tego drugiego akurat w początkowej fazie tego tzw. „opętania” nie jest jednak świadomy. Niektórzy nawet do końca nie będą tego świadomi. Tak może być i w Twoim przypadku. Tobie się wydaje, że to Bóg Ci pomógł, wyprowadzając Cię z opętania, a to Ty sama, a dokładniej Twój mózg.

To Twoje wielkie pragnienie, by przestać się bać, a przede wszystkim wiara w to, że czyjaś pomoc zadziała — wzmocniły Twoją psychikę. Przestałaś więc odczuwać lęk. To nie żadne potwory, to nie żadne duchy i upiory Cię prześladowały, to Twoja psychika — zniszczona traumatycznymi przeżyciami, narkotykami, lekami tworzyła w Twojej skołatanej, chorej wyobraźni takie koszmarne obrazy. Wielu młodych tak ma w okresie dojrzewania, gdy wpadną tak wcześnie jak Ty w szpony nałogu.

Zauważam, że nie masz pojęcia, jakie możliwości ma mózg człowieka. Kiedy się czegoś gorąco pragnie, jeśli się o to modli (wszystko jedno jak i do kogo) mózg zaczyna pracować w tym kierunku, by to pragnienie się spełniło (Paulo Coelho mówi w tym przypadku o Wszechświecie).

Zarozumialstwem jest myśleć w taki właśnie sposób, jak opisałaś, że Bóg raczył zająć się akurat Tobą, kiedy tyle dzieci na świecie umiera z głodu, albo z rąk oprawców. Czy Ty myślisz, że te dzieci były gorsze, że się nie modliły (albo ich matki) o ratunek do Boga? A w czasie II wojny światowej chociażby, myślisz, że te miliony ludzi umierających w męczarniach w obozach koncentracyjnych Boga nie błagały? I co, ich Bóg nie chciał wysłuchać? Zapomniał o nich? O wszystkich? A może wybył w tym czasie na dłuższy urlop? Akurat Twojej modlitwy wysłuchał, a tysiącami dzieci umierającymi na przykład w Syrii, czy teraz w Ukrainie — pogardził? Egoizm i pycha przez Ciebie przemawia? Zastanów się nad tym.

Ty oczywiście możesz w to wszystko głęboko wierzyć, ale… ale kiedy zamiast nosić tę wiarę w sercu, piszesz o niej w taki fanatyczny sposób w Internecie, musisz się liczyć z tym, że niewielu ludzi podzieli Twoje, jakże osobiste zdanie.

Nie wiem, czy zrozumiesz to, co napisałam, ale mam taką nadzieję, że choć trochę. Jak nie teraz, to może jak już będziesz starsza.

Młodzi ludzie szukają autorytetów, często po omacku… Życzę Ci więc, aby wokół Ciebie było jak najwięcej dobrych i mądrych ludzi. Ze złymi zaś, żebyś nauczyła się sama sobie radzić. I wierz mądrze, nie magicznie:

Jeśli wierzysz w Boga, wierz tylko mądrze,

nie ulegając wszystkim — co noszą komże.

Nie warto jednak tyle rygorów sobie w życiu narzucać. Nie uczynią Cię szczęśliwszą. Warto natomiast pracować nad sobą, nad swoją psychiką, wzmacniać ją poprzez kontakt z dobrymi ludźmi, a także z potrzebującymi pomocy. Poczujesz się wtedy potrzebna, a w rezultacie, silna i wolna… i pójdziesz przez życie w poczuciu szczęścia i radości. Tego Ci życzę z całego serca, Halszka

PS

Jeszcze jedna rada: Zanim powiesz nie, zastanów się, co byś zyskała, mówiąc tak... I na odwrót, w niektórych sytuacjach. Rozważ bardzo dokładnie. A dopiero potem podejmij decyzję... Będąc świadomą jej konsekwencji.

 

HKCz

11.08.2013