Dziś
obudziła mnie cisza. Dziwne, nie? Bo jakże cisza może budzić? Ano
może. Jak się jest przyzwyczajonym do pewnych dźwięków w czasie
snu i nagle ich zabraknie, budzi się… Czy się chce, czy nie
chce. To proste. Cisza świdruje uszy bardziej niż hałas. Senną
podświadomość także. No i taka właśnie świdrująca cisza,
dzisiaj mnie obudziła. Ale zanim do tego doszłam, otwierając raz
jedno oko raz drugie, przez chwilę musiałam się zastanowić, cóż
to takiego mnie ze snu tak nagle wyrwało.
Zawsze
śpię przy otwartym oknie. Żaluzji nigdy nie opuszczam. Jakoś tak
już mam, że lubię czuć podmuch powietrza i widzieć nad sobą
niebo. A że mieszkam w tak cudownym miejscu, to też jedno i drugie
mam zapewnione. Ciszę również. Nawet żadnych aut nie słyszę.
Słyszę natomiast cudowny śpiew ptaków. Od wczesnej wiosny przy
tej muzyce usypiam i się budzę. Kocham ten cudowny czas.
Leżąc
tak, i dumając, uzmysłowiłam sobie wreszcie, że świt się budzi,
a przez otwarte okno żaden dźwięk z dworu do moich uszu nie
dochodzi. Cicha. Jak makiem zasiał. Kiedy zdałam sobie
sprawę, co tej ciszy jest powodem, zmartwiłam się. Bo powód jest
oczywisty. Lato (choć kalendarzowe jeszcze trwa), powoli zaczyna
zwijać swoje podwoje. A ta cisza
to właśnie pierwszy symptom tegoż zjawiska. Ptaszęta umilkły. Wszystkie. I te, co na zimę
zostają, i te, które nie zostają. Pierwsze, bo zajęły się już
gromadzeniem zapasów na zimę. A drugie, gdyż zaczęły już
oszczędzać siły na daleką podróż do ciepłych krajów. Och,
jakże smutno mi się zrobiło. Bo jakże mi przyjdzie teraz budzić
się bez tego cudownego ptasiego muzykowania? W oddali słychać było
tylko cichutkie ćwierkanie świerszczy… I ani jednego ptaszka…
Ojej, to już dziś przyszedł ten czas. Co z tego, że lato trwać
będzie jeszcze ponad miesiąc i wkrótce będą mogła posmakować
owoców z mojego ogrodu, kiedy… mi już jest szkoda lata!
Co
roku o tej porze doznaję podobnego uczucia. Stąd też chyba przed
laty zrodził mi się w głowie pomysł na napisanie bajki
„Świerszczykowa wirtuozeria”. Jeśli ktoś jednak
zamiast bajki woli coś z
erotyki z latem w tle, to proszę bardzo,
znajdzie u mnie również… Bo ja bardzo lubię pisać o lecie i o
różnorakich przygodach na łonie letniej natury.
Moją
najpiękniejszą porą roku jest wiosna… i początek lata. Mam tak od
dziecka. Może dlatego, że przyszłam na świat bardzo spektakularnie drugiej niedzieli lata? Pełni lata nie za bardzo lubię,
a już jego końca, dopiero. Przez wszystkie kolejne dni z
utęsknieniem czekam na wiosnę pełną zapachów i
ptasiej muzyki. A czekam, jak zwykle, przebywając na łonie jesiennej i
zimowej natury. Jak najczęściej. Jak najdłużej. Bo też w moim życiu
bezpośredni kontakt z naturą jest dla mnie sprawą pierwszorzędną.
Dlaczego? Pewnie dlatego, że akurat u mnie atawistyczne cechy
naszych praprzodków dają znać o sobie bardzo mocno. Co mnie bardzo cieszy.
HKCz
15.08.2009