piątek, 9 lutego 2018

Rozprawa sądowa jakich mało

   Historia z rozprawą sądową w tle wydarzyła się dawno temu wśród dziewczyn w średniej szkole, a dokładniej w maturalnej klasie Technikum Ekonomicznego. Otóż w klasie tej, w ostatnim roku, jako przedmiot dodatkowy, doszło prawo, które wykładał najprawdziwszy sędzia sądowy z Sądu Rejonowego. Po kilku miesiącach nauki, sędzia, zwany na użytek klasowy, profesorem prawa, zaplanował w ramach nauczania, udział całej klasy w pokazowej rozprawie sądowej, w której on sam miał wystąpić w roli sędziego. Takie tam zapoznanie się z prawem od strony praktycznej. Klasa była oczywiście cała happy, bo co tu dużo ukrywać, wszystkie dziewczyny z klasy (a było ich 21 sztuk), podkochiwały się w przystojnym profesorku-sędzi.
   Kiedy nadszedł ten wspaniały dzień, cała klasa stanęła o godzinie ósmej przed Sądem Rejonowym. 



   Profesorek-sędzia pojawił się wkrótce i serdecznie przywitał swoją klasę. Na szybko raz jeszcze omówił przebieg rozprawy sądowej i zaprosił wszystkie do gmachu Sądu. Zaprowadził na pierwsze piętro, i przed salą rozpraw na wiszącej na drzwiach tablicy z wokandą, zapoznał je z kolejnością rozpraw w danym dniu. Klasa miała uczestniczyć akurat w pierwszej na wokandzie sprawie karnej jakiegoś mężczyzny za pobicie kobiety, gwałt i kradzież.. Po chwili profesorek znikł, aby przebrać się w togę, a woźny Sądu wprowadził klasę do środka sali rozpraw. Dziewczyny zajęły miejsca na widowni, i całe podekscytowane tym, co za chwilę miało się wydarzyć, szeptały cichutko między sobą. Niecierpliwie czekały też na moment, kiedy to ich przystojniaczek, sędzia, zaprezentuje się w todze. Nie minęło 10 minut i nagle woźny ponownie otworzył drzwi i do sali weszło dwóch policjantów prowadzących w kajdankach przestępcę. Oczy dziewcząt natychmiast skierowały się w stronę wchodzących. I nagle, wielkie poruszenie zapanowało wśród dziewczyn, bo przestępca okazał się być młodym i nawet bardzo ładnym chłopakiem. Poruszenie jednak przerodziło się szybko w osłupienie, a już za moment, w szok, bo jedna z dziewcząt, imieniem Marysia, nagle krzyknęła i zemdlała. W sali rozpraw zrobiło się zamieszanie. Policjanci nie wiedząc co się stało, szybko zaprowadzili przestępcę na ławę oskarżonych i zatrzasnęli za sobą drzwiczki. Za nimi wszedł obrońca i prokurator. Obrońca zajął swoje miejsce przed oskarżonym. A prokurator naprzeciw nich. Wszystkie te osoby przestały jednak interesować dziewczyny. Interesowała je li tylko zemdlona Marysia. Nawet kiedy wszedł sędzia wraz ze swoją świtą, czyli z dwoma ławnikami i protokolantką, mało która z dziewcząt zwróciła uwagę na jego dostojny wygląd. Ale woźny sądowy zwrócił... Choć zmieszany był okropnie, pochylając się akurat nad zemdloną dziewczyną. Widok majestatu sędziowskiego sprawił, iż poczucie obowiązku wzięło nad nim górę, więc się szybko wziął w garść, i wrzasnął na cały głos:
     - Proszę wstać! Sąd idzie!!!
   Odgłos zrywających się do powstania dziewcząt przeleciał po sali. Zerwali się też i policjanci, przywołując przestępcę do porządku i do powstania - szturchańcem w bok. Wtedy dopiero dziewczyny zobaczyły jak wspaniale w todze wyglądał ich profesor-sędzia. Ale tylko na moment, rozkoszowały się jego wyglądem, gdyż ważniejsza dla nich w dalszym ciągu była zemdlona Marysia. Dziewczyny najbliżej siedzące Marysi, a właściwie stojące, znów pochyliły się nad nią. Te zaś dziewczyny, co były dalej, też nie usiadły. Stały nadal, wyciągając szyję, i zaglądając w kierunku leżącej na ławce koleżanki. W ogóle nie zwracały uwagi na to, że sędzia już usiadł za stołem i dał znak ręką by wszyscy usiedli. Usiedli tylko policjanci z przestępcą i reszta przedstawicieli Temidy. Po sali przeleciał szmer, który potęgował się coraz bardziej. Dziewczyny nie mogły opanować emocji. Woźny, który ciągle trwał w poczuciu obowiązku, wrzasnął ponownie:
    - Proszę o zachowanie ciszy! - i znów pochylił się nad zemdloną, próbując ją ocucić klepaniem po policzkach.
    Wreszcie i sędzia zorientował się, że wśród jego podopiecznych jest coś nie tak. Chrząknął głośno z niezadowoleniem. Kiedy to nie odniosło skutku, łupnął młotkiem. Jednak dziewczyny nie wiele sobie robiły z tych jego sędziowskich upomnień i dalej, szemrając, uwagę swą skupiały na leżącej Marysi. Wtedy sędzia nie wytrzymał i zaczął walić młotkiem raz po razie. Szmer na sali rozpraw w momencie ustał, ale dziewczyny stały nadal.
   - Co tu się dzieje? - zapytał sędzia, widząc, że rzeczywiście dzieje się coś niezwykłego.
   - Mamy zemdloną - odrzekł niepewnym głosem woźny.    
   - Proszę wyprowadzić z sali i wezwać lekarza - nakazał sędzia z nutką niepokoju w głosie. Wszak chodziło nie tylko o kogoś tam z widowni, ale o jego uczennicę.
   Woźny schwycił Marysię w pół i próbował podnieść ją z ławki. Marysia na wpół żywa stanęła na nogach... Co z tego, jak już po paru  sekundach, na powrót bezwładnie osunęła się na ławkę. Widząc to sędzia, wysłał w sukurs protokolantkę. Po chwili tych dwoje wynosiło już Marysię z sali. Za nimi poczłapała Danuśka, najlepsza klasowa koleżanka Marysi. Na sali rozpraw zapanowała nareszcie należna temu miejscu cisza i powaga. Proces sądowy się rozpoczął.
   Kiedy dziewczyny po dwóch godzinach rozprawy, z wypiekami na twarzy, zniesmaczone, oburzone, pełne negatywnych wrażeń opuszczały gmach Sądu, w dalszym ciągu nie tyle je interesował ich przystojny sędzia, ani nawet wyrok, jaki wydał w sprawie tego wstrętnego, chamskiego, zdemoralizowanego, zboczonego przestępcy, za jakiego tego młodego chłopaka uważały - co koleżanka Marysia. Szczerze się o nią martwiły. Znalazły ją na skwerku przed Sądem. Tuż obok pomnika Moniuszki. 



   Siedziała tam na ławce wraz z Danuśką i płakała. Otóż okazało się, że ten przestępca, to był Marysi chłopak, z którym Marysia chodziła już od 3 lat, i za którego miała zamiar zaraz po maturze wyjść za mąż. Marysia była pewna, że on od pół roku przebywa w Niemczech, pracując tam na ich wesele i start w ich nowe, wspólne życie. Dostawała przecież z Niemiec listy miłosne od niego. Marysia, łkając, opowiedziała dziewczynom historię jej pięknej miłości, która trwać miała przez całe życie... Gdyby nie ten feralny zbieg okoliczności sprzed dwóch godzin, który w momencie zbrukał, zniszczył, zniweczył całą jej miłość... całe jej przyszłe życie.
   Biedna Marysia... A może jednak pod szczęśliwą gwiazdą urodzona?

HKCz
9.09.2009