Historia
z rozprawą sądową w tle wydarzyła się dawno temu wśród
dziewczyn w średniej szkole, a dokładniej w maturalnej klasie
Technikum Ekonomicznego. Otóż w klasie tej, w ostatnim roku, jako
przedmiot dodatkowy, doszło prawo, które wykładał najprawdziwszy
sędzia sądowy z Sądu Rejonowego. Po kilku miesiącach nauki,
sędzia, zwany na użytek klasowy, profesorem prawa, zaplanował w
ramach nauczania, udział całej klasy w pokazowej rozprawie
sądowej, w której on sam miał wystąpić w roli sędziego. Takie
tam zapoznanie się z prawem od strony praktycznej. Klasa była
oczywiście cała happy, bo co tu dużo ukrywać, wszystkie
dziewczyny z klasy (a było ich 21 sztuk), podkochiwały się w
przystojnym profesorku-sędzi.
Kiedy
nadszedł ten wspaniały dzień, cała klasa stanęła o godzinie
ósmej przed Sądem Rejonowym.
Profesorek-sędzia pojawił się wkrótce i serdecznie przywitał swoją klasę. Na szybko raz jeszcze omówił przebieg rozprawy sądowej i zaprosił wszystkie do gmachu Sądu. Zaprowadził na pierwsze piętro, i przed salą rozpraw na wiszącej na drzwiach tablicy z wokandą, zapoznał je z kolejnością rozpraw w danym dniu. Klasa miała uczestniczyć akurat w pierwszej na wokandzie sprawie karnej jakiegoś mężczyzny za pobicie kobiety, gwałt i kradzież.. Po chwili profesorek znikł, aby przebrać się w togę, a woźny Sądu wprowadził klasę do środka sali rozpraw. Dziewczyny zajęły miejsca na widowni, i całe podekscytowane tym, co za chwilę miało się wydarzyć, szeptały cichutko między sobą. Niecierpliwie czekały też na moment, kiedy to ich przystojniaczek, sędzia, zaprezentuje się w todze. Nie minęło 10 minut i nagle woźny ponownie otworzył drzwi i do sali weszło dwóch policjantów prowadzących w kajdankach przestępcę. Oczy dziewcząt natychmiast skierowały się w stronę wchodzących. I nagle, wielkie poruszenie zapanowało wśród dziewczyn, bo przestępca okazał się być młodym i nawet bardzo ładnym chłopakiem. Poruszenie jednak przerodziło się szybko w osłupienie, a już za moment, w szok, bo jedna z dziewcząt, imieniem Marysia, nagle krzyknęła i zemdlała. W sali rozpraw zrobiło się zamieszanie. Policjanci nie wiedząc co się stało, szybko zaprowadzili przestępcę na ławę oskarżonych i zatrzasnęli za sobą drzwiczki. Za nimi wszedł obrońca i prokurator. Obrońca zajął swoje miejsce przed oskarżonym. A prokurator naprzeciw nich. Wszystkie te osoby przestały jednak interesować dziewczyny. Interesowała je li tylko zemdlona Marysia. Nawet kiedy wszedł sędzia wraz ze swoją świtą, czyli z dwoma ławnikami i protokolantką, mało która z dziewcząt zwróciła uwagę na jego dostojny wygląd. Ale woźny sądowy zwrócił... Choć zmieszany był okropnie, pochylając się akurat nad zemdloną dziewczyną. Widok majestatu sędziowskiego sprawił, iż poczucie obowiązku wzięło nad nim górę, więc się szybko wziął w garść, i wrzasnął na cały głos:
Profesorek-sędzia pojawił się wkrótce i serdecznie przywitał swoją klasę. Na szybko raz jeszcze omówił przebieg rozprawy sądowej i zaprosił wszystkie do gmachu Sądu. Zaprowadził na pierwsze piętro, i przed salą rozpraw na wiszącej na drzwiach tablicy z wokandą, zapoznał je z kolejnością rozpraw w danym dniu. Klasa miała uczestniczyć akurat w pierwszej na wokandzie sprawie karnej jakiegoś mężczyzny za pobicie kobiety, gwałt i kradzież.. Po chwili profesorek znikł, aby przebrać się w togę, a woźny Sądu wprowadził klasę do środka sali rozpraw. Dziewczyny zajęły miejsca na widowni, i całe podekscytowane tym, co za chwilę miało się wydarzyć, szeptały cichutko między sobą. Niecierpliwie czekały też na moment, kiedy to ich przystojniaczek, sędzia, zaprezentuje się w todze. Nie minęło 10 minut i nagle woźny ponownie otworzył drzwi i do sali weszło dwóch policjantów prowadzących w kajdankach przestępcę. Oczy dziewcząt natychmiast skierowały się w stronę wchodzących. I nagle, wielkie poruszenie zapanowało wśród dziewczyn, bo przestępca okazał się być młodym i nawet bardzo ładnym chłopakiem. Poruszenie jednak przerodziło się szybko w osłupienie, a już za moment, w szok, bo jedna z dziewcząt, imieniem Marysia, nagle krzyknęła i zemdlała. W sali rozpraw zrobiło się zamieszanie. Policjanci nie wiedząc co się stało, szybko zaprowadzili przestępcę na ławę oskarżonych i zatrzasnęli za sobą drzwiczki. Za nimi wszedł obrońca i prokurator. Obrońca zajął swoje miejsce przed oskarżonym. A prokurator naprzeciw nich. Wszystkie te osoby przestały jednak interesować dziewczyny. Interesowała je li tylko zemdlona Marysia. Nawet kiedy wszedł sędzia wraz ze swoją świtą, czyli z dwoma ławnikami i protokolantką, mało która z dziewcząt zwróciła uwagę na jego dostojny wygląd. Ale woźny sądowy zwrócił... Choć zmieszany był okropnie, pochylając się akurat nad zemdloną dziewczyną. Widok majestatu sędziowskiego sprawił, iż poczucie obowiązku wzięło nad nim górę, więc się szybko wziął w garść, i wrzasnął na cały głos:
-
Proszę wstać! Sąd idzie!!!
Odgłos
zrywających się do powstania dziewcząt przeleciał po sali.
Zerwali się też i policjanci, przywołując przestępcę do
porządku i do powstania - szturchańcem w bok. Wtedy dopiero
dziewczyny zobaczyły jak wspaniale w todze wyglądał ich
profesor-sędzia. Ale tylko na moment, rozkoszowały się jego
wyglądem, gdyż ważniejsza dla nich w dalszym ciągu była zemdlona
Marysia. Dziewczyny najbliżej siedzące Marysi, a właściwie
stojące, znów pochyliły się nad nią. Te zaś dziewczyny, co były
dalej, też nie usiadły. Stały nadal, wyciągając szyję, i
zaglądając w kierunku leżącej na ławce koleżanki. W ogóle nie
zwracały uwagi na to, że sędzia już usiadł za stołem i dał
znak ręką by wszyscy usiedli. Usiedli tylko policjanci z przestępcą
i reszta przedstawicieli Temidy. Po sali przeleciał szmer, który
potęgował się coraz bardziej. Dziewczyny nie mogły opanować
emocji. Woźny, który ciągle trwał w poczuciu obowiązku, wrzasnął
ponownie:
-
Proszę o zachowanie ciszy! - i znów pochylił się nad zemdloną,
próbując ją ocucić klepaniem po policzkach.
Wreszcie
i sędzia zorientował się, że wśród jego podopiecznych jest coś
nie tak. Chrząknął głośno z niezadowoleniem. Kiedy to nie
odniosło skutku, łupnął młotkiem. Jednak dziewczyny nie wiele
sobie robiły z tych jego sędziowskich upomnień i dalej, szemrając,
uwagę swą skupiały na leżącej Marysi. Wtedy sędzia nie
wytrzymał i zaczął walić młotkiem raz po razie. Szmer na sali
rozpraw w momencie ustał, ale dziewczyny stały nadal.
-
Co tu się dzieje? - zapytał sędzia, widząc, że rzeczywiście
dzieje się coś niezwykłego.
-
Mamy zemdloną - odrzekł niepewnym głosem woźny.
-
Proszę wyprowadzić z sali i wezwać lekarza - nakazał sędzia z
nutką niepokoju w głosie. Wszak chodziło nie tylko o kogoś tam z
widowni, ale o jego uczennicę.
Woźny
schwycił Marysię w pół i próbował podnieść ją z ławki.
Marysia na wpół żywa stanęła na nogach... Co z tego, jak już po
paru sekundach, na powrót bezwładnie osunęła się na ławkę.
Widząc to sędzia, wysłał w sukurs protokolantkę. Po chwili tych
dwoje wynosiło już Marysię z sali. Za nimi poczłapała Danuśka,
najlepsza klasowa koleżanka Marysi. Na sali rozpraw zapanowała
nareszcie należna temu miejscu cisza i powaga. Proces sądowy się
rozpoczął.
Kiedy
dziewczyny po dwóch godzinach rozprawy, z wypiekami na twarzy,
zniesmaczone, oburzone, pełne negatywnych wrażeń opuszczały gmach
Sądu, w dalszym ciągu nie tyle je interesował ich przystojny
sędzia, ani nawet wyrok, jaki wydał w sprawie tego wstrętnego,
chamskiego, zdemoralizowanego, zboczonego przestępcy, za jakiego
tego młodego chłopaka uważały - co koleżanka Marysia. Szczerze
się o nią martwiły. Znalazły ją na skwerku przed Sądem. Tuż obok pomnika Moniuszki.
Siedziała tam na ławce wraz z Danuśką i płakała. Otóż okazało się, że ten przestępca, to był Marysi chłopak, z którym Marysia chodziła już od 3 lat, i za którego miała zamiar zaraz po maturze wyjść za mąż. Marysia była pewna, że on od pół roku przebywa w Niemczech, pracując tam na ich wesele i start w ich nowe, wspólne życie. Dostawała przecież z Niemiec listy miłosne od niego. Marysia, łkając, opowiedziała dziewczynom historię jej pięknej miłości, która trwać miała przez całe życie... Gdyby nie ten feralny zbieg okoliczności sprzed dwóch godzin, który w momencie zbrukał, zniszczył, zniweczył całą jej miłość... całe jej przyszłe życie.
Siedziała tam na ławce wraz z Danuśką i płakała. Otóż okazało się, że ten przestępca, to był Marysi chłopak, z którym Marysia chodziła już od 3 lat, i za którego miała zamiar zaraz po maturze wyjść za mąż. Marysia była pewna, że on od pół roku przebywa w Niemczech, pracując tam na ich wesele i start w ich nowe, wspólne życie. Dostawała przecież z Niemiec listy miłosne od niego. Marysia, łkając, opowiedziała dziewczynom historię jej pięknej miłości, która trwać miała przez całe życie... Gdyby nie ten feralny zbieg okoliczności sprzed dwóch godzin, który w momencie zbrukał, zniszczył, zniweczył całą jej miłość... całe jej przyszłe życie.
Biedna
Marysia... A może jednak pod szczęśliwą gwiazdą urodzona?
HKCz
9.09.2009