Niestety.
To pewne. Mam go w sobie. Skąd ta pewność? No bo skoro mój
najmłodszy wnuczek załapał go w przedszkolu i od wczoraj jest
chory, a ja przez cały czas z nim byłam, wszystko przy nim robiłam,
na rękach biedulkę nosiłam — to jakżeby inaczej? Teraz tylko
czekać, czy ten świński wirus, o przepraszam, A/H1N1 się we mnie
rozpanoszy… i z nóg powali. Wcześniej go lekceważyłam, a teraz
stanęłam z nim oko w oko... A to ci dopiero! Zaraza jedna!
Wczoraj
wieczorem, kiedy od mojego wnuczka wróciłam do domu, nafaszerowałam
się czosnkiem. Tak na wszelki wypadek. Może przepędzi tego
skubańca z mojego organizmu. Zaś dzisiaj z samego rana pognałam do
lasu, aby się porządnie wypocić. Zasuwałam świńskim truchcikiem
po leśnych ścieżynkach ponad godzinę i rzeczywiście spociłam
się jak prosiak. Mam
nadzieję, że wypociłam tego świntucha. Zobaczymy… Najbliższy
czas pokaże.
Przed
chwilą rozmawiałam telefonicznie z moją córką. Mówiła, że mój
wnusio chorutki jest jeszcze bardzo, ale trzyma się dzielnie. Po
chwili i sam wnusio zadzwonił do mnie.
— Babciu,
ale ty nie możesz być chora — powiedział między jednym
kichnięciem a drugim. — Bo jak ja wyzdrowieję, to kto mnie z
przedszkola odbierze? Mama musi pracować. Tata też.
No nie
mam wyjścia. Muszę być zdrowa. Dla mojego wnuczka. Dla pozostałych
wnuków także. Najstarszy wnuk (z kolei syn mojego syna) jest już
po chorobie. Jakieś dwa tygodnie temu chorował. Ale ja wtedy nie
miałam z nim bezpośredniego kontaktu i z jego świńską… o
pardon… grypą A/H1N1. Tym razem kontakt miałam, i z wnuczkiem, i
z… e tam, będę się przejmować! Co ma wisieć, nie utonie.
Gdybym w
najbliższych dniach zamilkła, oznaczać będzie niezbicie, że ten
skubany wirus się we mnie jednak rozbisurmanił. No dobra, nie będę
już przynudzać tym świńskim tematem, bo z pewnością każdy ma
go już dość. Pożyjemy to i zobaczymy jak będzie. Ale tak na
wszelki wypadek, każdemu mocnego układu immunologicznego życzę.
Sobie również.
Z
dzisiejszego duktu leśnego pozdrawiam ja i mój cień… Ha, jak
widać, nogi
mam długie… Może temu świńskiemu wirusowi nie uda się mnie z nich powalić?
mam długie… Może temu świńskiemu wirusowi nie uda się mnie z nich powalić?
A to
przy okazji wkleję jeszcze kilka innych zdjęć z dzisiejszego
spotkania z Naturą.
Dąb
nad urwiskiem. Dzisiaj wygląda jak jeleń na rykowisku. A tam w
dole, widać część mojego
miasta.
Też
ten sam dąb na tle przepięknego błękitu dzisiejszego nieba.
Zdrowo
spocona, wracam autem do domu. Na wprost widać krzyż, czyli
szczyt góry. (fotka trochę niewyraźna, bo robiłam ją w czasie jazdy
przez szybę).
szczyt góry. (fotka trochę niewyraźna, bo robiłam ją w czasie jazdy
przez szybę).
HKCz
28.11.2009