Kilka
razy w tygodniu, biegam po pobliskim lesie… Ale zawsze wczesnym
rankiem. Skoro świt. Nie wiem, czemu? Już tak mam. Tylko taką porę
do biegania uznaję. Może dlatego, że uwielbiam budzący się ze
snu las? Pewnie tak, bo te cudowne, wesołe ptasie trele zewsząd
dochodzące, napawają mnie jakąś taką wewnętrzną radością. A
zapach zroszonego lasu, przyprawia o rozkoszny błogostan. Od dziecka
bardzo wrażliwa jestem na zapachy. Zwłaszcza naturalne. Każdego
ranka, kiedy z mojego wyrka wyskakuję, pierwsze co robię, to staję
w otwartym na oścież oknie, i z przymkniętymi powiekami, wdycham
poranne, świeżutkie powietrze. Taka dawka zapachu daje mi tzw.
pozytywnego kopa. Pozwala mi się przestroić ze spańska do
działania. Ba, pozwala mi się radośnie nastroić, i to na
calusieńki dzień. Jak się niekiedy tak zdarzy, że jakiś
niefrasobliwy człek mnie telefonem z łóżeczka wcześniej
wyciągnie, to po rozmowie z nim, muszę na powrót do niego
wskoczyć, by spełnić rytuał mojego porannego wstawania. Bez
niego, chodzę straszliwie przymulona cały dzień.
Zaraz,
ja nie o tym przecież chciałam. No przecież nie będę do końca
zdradzać tajemnic swojej alkowy. To o czym to ja… Aha, o tym moim
porannym pobycie w lesie. A więc, mój pobyt w lesie przebiega w
czterech etapach. Kiedy włażę do lasu, najpierw maszeruję szybkim
krokiem, potem biegnę, jak na jogging przystało, a potem, dobrze
już zmęczona i spocona, robię krótką gimnastykę. A na sam
koniec, to już idę sobie bocznymi ścieżynkami spacerowym krokiem.
Uwielbiam ten mój czwarty etap, bo wtedy właśnie mogę się w
pełni rozkoszować urokiem leśnej natury. No i dzisiaj, kiedy byłam
już przy czwartym etapie, poczułam nagle mój ulubiony zapach z
dzieciństwa. Zapach białego kwiecia czarnego bzu, zwanego inaczej
holundrem.
Wiem,
wiem, mało komu ten zapach się podoba… Ale mi i owszem. Dlaczego?
Ano dlatego, iż przypomina mi moje wspaniałe wakacje u cioci na
wsi. Najpiękniejsze wakacje mojego życia. No i idąc za tym
zapachem, w niewielkim oddaleniu od ścieżynki, spostrzegłam dwa
ogromne krzewy pełne białego kwiecia. Stanęłam przy nich, i z
przymkniętym powiekami, zaczęłam wciągać w nozdrza ten cudowny
zapach dzieciństwa… Aż tu nagle, słyszę za plecami złowrogie
warczenie. Odwróciłam się natychmiast i na ścieżynce zobaczyłam
ogromnego psa rasy Rottweiler.
Wiem,
wiem, mało komu ten zapach się podoba… Ale mi i owszem. Dlaczego?
Ano dlatego, iż przypomina mi moje wspaniałe wakacje u cioci na
wsi. Najpiękniejsze wakacje mojego życia. No i idąc za tym
zapachem, w niewielkim oddaleniu od ścieżynki, spostrzegłam dwa
ogromne krzewy pełne białego kwiecia. Stanęłam przy nich, i z
przymkniętym powiekami, zaczęłam wciągać w nozdrza ten cudowny
zapach dzieciństwa… Aż tu nagle, słyszę za plecami złowrogie
warczenie. Odwróciłam się natychmiast i na ścieżynce zobaczyłam
ogromnego psa rasy Rottweiler.
Wtedy ja,
nie czekając dalszej jego reakcji, z duszą na ramieniu, ale dość
szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę przeciwną.
Kiedy
wychodziłam już z lasu, ciągle jeszcze czułam się niekomfortowo.
Co rusz oglądałam się za siebie. Wtedy nagle zauważyłam dwóch
mężczyzn. Jeden był po cywilnemu, a drugi w mundurze leśnika.
Obaj szybkim krokiem, z wystraszonymi minami, podeszli do mnie, i
jeden z nich zapytał:
- Nie
widziała pani gdzieś takiego dużego psa rasy Rottweiler? Uciekł
dzisiaj w nocy ze schroniska. A jest… - zająknął się. - Dość
niebezpieczny.
-
Widziałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Poszedł w głąb
lasu. - Wskazałam ręką w którym kierunku. Nie przyznałam się
jednak, iż go poczęstowałam porcyjką zbawiennego (dla mnie) gazu.
Mężczyźni
popatrzyli na mnie dziwnym wzrokiem (nie wiem, czemu, może moje lica
miały nienaturalną barwę?), i w mig ruszyli, i to prawie biegiem,
we wskazanym przeze mnie kierunku.
Od
wielu już lat, dla wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa, nie
ruszam się do lasu bez czegokolwiek do samoobrony. Wcześniej
biegałam z finką harcerską mojego syna. Czułam się wtedy jak
harcerka… No, może emerytowana już, ale zawsze jak harcerka.
Odważna. Ale kiedy sama się nią w końcu poraniłam, syn
zaopatrzył mnie w gaz. Dziś go po raz pierwszy użyłam… I mam
nadzieję, że po raz ostatni.
HKCz
(7.09.2009.)