poniedziałek, 26 lutego 2018

Meldunek z pola walki

Melduję posłusznie, że mój wnuczek jest już całkiem zdrowy i dzisiaj poszedł pierwszy raz po chorobie do przedszkola. A ja? Ja nadal jestem zdrowa. Świński wirus A/H1N1 się mnie nie ima. Chociaż przez cały czas choroby mojego wnuczka byłam przy nim. Wygląda na to, że maszyneria w moim układzie odpornościowym pracuje jak się patrzy. Pewnie też i moja codzienna profilaktyka dobrze się mu przysłużyła. No ale że nieszczęścia muszą jednak chodzić parami, żeby nie wiem co, to zamiast mnie, wirus zaatakował mój komputer... i szlag go z kretesem trafił. Rozkraczył się na amen. A może obraził się na mnie za to, że go w poniższym wpisie  wszem wobec nagiego pokazałam? No cóż może i dlatego. Ponoć maszyny też mają dusze i czują. Jakkolwiek by nie było, fakt faktem, że od tygodnia nie mam komputera a jedynie laptopa. Córka mi pożyczyła. Ale cóż to za dziwne ustrojstwo? Malutkie to to... i ni jak do moich niezgrabnych, wręcz bokserskich rąk nie pasuje. Ciągle coś nieopatrznie paluchami zahaczam i cuda niewidy mi z mojego pisania wychodzą. Tym bardziej, że moje paluchy ciągle pamiętają zwykłą maszynę do pisania i silą rzeczy mają w sobie zakodowaną siłę uderzenia. A jeszcze do tego wszystkiego, laptopek ten ma klawiaturę niemiecką. No niby też na zasadzie "Qwerty", ale jednak nie całkiem, bo chociażby właśnie literka "y" jest tam gdzie w polskiej klawiaturze "z"... i na odwrót. Dlatego też ciągle się mylę i moje pisanie wygląda jak wygląda. A takich różnic w klawiaturze jest więcej. A już zwłaszcza brak jest na niej naszych polskich ogonków. I jak mi pisać bez nich? Ja kocham nasze polskie ogonki i moje pisanie bez nich wcale mi się nie podoba. Ale jeszcze parę dni i na nowo rozszaleję się z pisaniem... A co?! Przecież pisanie jest esencją mojego życia.

Huuurrraaa!!! Przed chwilą dzwonił mój kochany syn z cudowną wiadomością. Otóż mój komputer, przez niego zamówiony, przed chwilą dostarczono. Jakże się cieszę! Teraz tylko mój syneczek wszystkie moje programy w nim zainstaluje, no i najważniejsze... zajmie się odzyskiwaniem danych z twardego dysku mojego rozkraczonego komputera. Kurczę pieczone...! aż mi ciary po plecach przelatują na samą myśl, że mógłby mieć problemy z ich odzyskaniem. Toż to na tym szanownym twardziutkim dysku moja kilkuletnia krwawica jest zapisana. I nie tylko, bo wiele jeszcze albumów ze zdjęciami i innych ciekawych, potrzebnych rzeczy. No nic, najbliższy czas pokaże jak będę wyglądać w nowym kompie. Mam nadzieję, że nie jak... przez okno.

No nic, najbliższy czas pokaże jak będę wyglądać w nowym kompie... Mam nadzieję, że nie jak przez okno?! :D

Grzecznie informuję, iż następny mój meldunek puszczę w świat już z mojego nowiusieńkiego i zapewne tak samo bardzo kochanego kompa. Tymczasem Wszystkich bardzo serdecznie pozdrawiam oraz nieustającego zdrówka życzę! Halszka

PS
Tekst poprawiłam już na nowym komputerze, bo bez naszych polskich ogonków i kreseczek nijak mi się nie podobał.


HKCz
4.12.2009