środa, 21 lutego 2018

Wieści z pogorzeliska

W naszych mediach i w dzisiejszym dniu nakazują zamykać drzwi i okna… Rany, ja się duszę już we własnym domu. Mój osobisty miech płucny potrzebuje powietrza… dużo powietrza. Koniecznie świeżego. U mnie w domu przynajmniej jedno okno jest zawsze otwarte. Bez względu na pogodę. Biegać po lesie też jeszcze zabraniają. Powietrze ciągle jest zatrute. No to gdzie ja biedna mam się nałykać świeżego powietrza? O kurcze, jak długo to jeszcze potrwa?
Minęło już 36 godzin od momentu wybuchu pożaru, i choć od nocy nieustannie pada deszcz, jednak do tej pory strażakom nie udało się opanować sytuacji na pogorzelisku. Co pewien czas powstają nowe zarzewia ognia. No tak, nie dziwota, przecież to była firma recyklingowa, zajmująca się sortowaniem śmieci i ich przetwarzaniem. A śmieci ze względu na ich różnorodność, wiadomo, jak długo się palą… i jak śmierdzą niemożebnie. Fuj, aż na wymioty bierze!
Po południu, po wysłuchaniu następnego komunikatu w radiu, nie wytrzymałam i pojechałam autem na miejsce pogorzeliska. To jakiś kilometr od mojego domu. Chciałam sprawdzić naocznie co i jak. No i dowiedzieć się, czy przynajmniej jutro będę mogła wybyć do lasu. Niestety policja zastawiła drogę z obydwu stron i tylko z daleka mogłam zobaczyć, że na pogorzelisku rzeczywiście kopci się nadal.


Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie spróbowała przemycić się nieco bliżej pogorzeliska. Taki widok, to przecież rzadkość. A skoro już tu jestem… trzeba mi było zobaczyć. To taki wewnętrzny mus.


Przy pstrykaniu tego zdjątka, dorwał mnie jeden policjant. I nawet mi palcem pogroził… Miał jednak uśmiech na twarzy. Odwzajemniłam mu się jeszcze szerszym uśmiechem, i wzięłam nogi za pas.


Tak wyglądały oddalone jakieś 200 m od pogorzeliska krzewy. Liście całe w czarnych piegach. Nie zniosły wszechobecnej chemii.

HKCz
(2.11.2009.)