Dzisiaj
z rana byłam w lesie. Na joggingu. Wyjątkowo dzisiaj w niedzielę,
gdyż swoim zwyczajem robię to po kilka razy w tygodniu. W niedzielę
to ja najbardziej lubię posiedzieć sobie w domu i rozkoszować się dolce far niente. No chyba, że jest
już jakiś mus, iż wyleźć jednak muszę… Czy chcę, czy nie
chcę… Kurka wodna, nie lubię tego! Albo… albo kiedy w tygodniu
coś mi przyblokuje mój wybieg do lasu. Jakiś obowiązkowy poranny
termin. Albo coś w tym rodzaju. No to wtedy zasuwam w niedzielę z
raniusieńka, by zaległości w bieganiu i w bezpośrednim kontakcie
z przyrodą nadrobić… A to lubię.
Kiedy
już miałam kończyć swój jogging, zatrzymałam się na chwilę przy
polance, aby się przyglądnąć jeszcze ostatniemu etapowi ostatnich
tego lata sianokosów.
Bardzo lubię ten niemiecki porządek.
Zaśmiałam się w duchu, bo przypomniało mi się jak to parę dni temu na tej
polanie wraz z moimi Wnusiami „suszyliśmy” skoszoną trawę…
hihihi! Obrzucaliśmy się trawą z każdej strony. Długo i
zawzięcie. Nikogo to jednak nie bolało. A zabawa była fajowa!
Starszy pan Bauer, który siedział w traktorze z kosiarką, widząc
naszą kotłowaninę w trawie i z trawą, zatrzymał się na chwilę
i śmiał się do rozpuku. Pewnie nasza zabawa też się mu podobała.
A może był zadowolony z przyśpieszonego procesu suszenia trawy?
Skoszona trawa fruwała w powietrzu i
suszyła się jak się patrzy.
Och,
szkoda, że lato się kończy… No ale nic, każda pora roku może
być dobra, jak się do niej odpowiednio nastroi. Podumałam jeszcze
przez chwilę i ruszyłam dalej. Do końca lasu pozostało mi jeszcze
jakieś 300m. Będąc już prawie na jego skraju, spotkałam moją
znajomą, Niemkę, którą właśnie w lesie poznałam parę lat
temu, a która podobnie jak ja, często po lesie biega. Tyle że
jej już od przeszło roku nie widziałam.
- A
witam panią! - zawołałam wesoło. - A gdzież to się pani
ostatnio podziewała? Tak długo pani nie widziałam.
-
Witam, witam! - odpowiedziała zasapana znajoma. - No bo ja teraz tu
rzadko biegam. Przeprowadziłam się i teraz mam inny las do
biegania. Tam gdzie mieszkam. Tutaj tylko czasami w niedzielę z
sentymentu biegam. W końcu przeszło 20 lat po tym lesie biegałam.
- No
to miło mi, że dzięki pani sentymentowi mogłyśmy się znów
spotkać - rzekłam. - A co u pani? Lepiej się pani mieszka na tym
nowym miejscu? - spytałam.
-
Gdzież tam! Ale co zrobić, takie życie - odpowiedziała znajoma smętnym
nieco głosem, ale zaraz się uśmiechnęła i jakoś tak niepewnie
spytała: - A pani ciągle samotna?
- Tak…
i nadal bardzo szczęśliwa! - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To
bardzo się cieszę. Bo u mnie to się dużo zmieniło, choć przez
tyle lat cieszyłam się ze swojej samotności… Ech, szkoda gadać…
- zająknęła się, po czym szybko nabrała powietrza, i dodała: -
A wie pani, ja ciągle pamiętam, co mi pani kiedyś mówiła na
temat samotności…
Że to od nas samych zależy, jaka ta nasza samotność jest. Że
samotność przeraża jedynie te osoby, które są puste wewnętrznie,
albo te, które w swoim życiu są zdane na innych, gdyż
nie stać ich na samodzielność. Ale dla tych osób, które mają
jakieś życie wewnętrzne, które potrafią zorganizować sobie
czas, mają pasje, dla tych samotność jest przyjemna... I to, że
sama wcale nie znaczy samotna, tym bardziej, jak się ma dużą
rodzinę i przyjaciół.
Znajoma
skończyła i jakoś tak dziwnie wyczekująco na mnie popatrzyła.
Byłam zaskoczona, że tak dokładnie zapamiętała to co jej kiedyś
mówiłam. Zaśmiałam się, i powiedziałam:
- I
nadal tak uważam… Ale dlaczego mi to pani mówi?
- Bo
już nie jestem samotna - odpowiedziała smutnym głosem.
- To
chyba dobrze, co? - powiedziałam i popatrzyłam na nią.
Wydała
mi się bardzo zmęczona i bardzo smutna. Przyszło mi na myśl, że
może jednak z lęku przed samotnością na starość, postanowiła z
kimś się związać, dlatego zaraz dodałam:
-
Uważam także, że człowiek mimo wszystko jest zwierzęciem stadnym
i powinien żyć z ludźmi. Cudownie jest mieć kogoś bliskiego,
kochanego. Nie każdy ma takie szczęście w życiu. Zawsze podziwiam
takich ludzi, ba, nawet im zazdroszczę. Żyć z kimś z miłości, w
przyjaźni, szacunku, zrozumieniu, tolerancji… to przecież
marzenie każdego człowieka. Mimo wszystko…
- Tak,
to też pamiętam, że mi pani mówiła, ale… - znów się
zająknęła i zamilkła.
No to
pomyślałam, że może się nieszczęśliwie zakochała? Że źle
trafiła ze swoimi uczuciami i teraz cierpi? Znajoma ciągle
milczała. Patrzyła tylko raz na mnie, raz na korony drzew na skraju
lasu.
- O
właśnie, widzi pani te dwa drzewa? - przerwałam milczenie,
wskazując ręką na dwie strzeliste sosny po prawej stronie dróżki.
- Przez życie najlepiej jest iść w parze, ale kiedy się okaże,
że mimo jednakich wiatrów życia, coraz bardziej się od siebie
oddala, to lepiej odejść. Wszak z pewnością lepiej jest żyć w
samotności samemu, niż we dwoje. Takie jest moje zdanie. Wiem, że
są ludzie, którzy poświęcają swoje życie i nadal żyją w
chorym związku… I to z różnych względów… O, chociażby ze
względów religijnych…
- Ale
ja nie z religijnych względów… To syn mnie namówił. - Znajoma
weszła mi w słowo, wpatrując się już tylko w korony
odchylających się od siebie sosen. - Bo wie pani, ja wróciłam do
męża. Po dwudziestu latach.
No to
mnie przytkało, gdy to usłyszałam. Pamiętam, że bardzo złe
zdanie miała o swoim mężu. Wiele krzywdy jej w życiu zrobił. I
fizycznej i moralnej. Dlatego przed 20 laty od niego odeszła. A tu
nagle znów razem? Znajoma przeniosła wzrok z drzew na mnie, i po
chwili, mówiła dalej:
- Mąż
mój ciężko chorował na raka płuc. Nieuleczalnie. Lekarze nie
dawali mu żadnych szans. No i mój syn wymyślił, że skoro tak, to
dobrze by było, żebym się nim zajęła. Bo wie pani, szkoda by
było, żeby nikt po nim pieniędzy nie dostał. Że ja, jako jego
żona, będę miała prawo do renty po nim… Bardzo wysokiej renty.
- No
to też jakiś powód - powiedziałam zaskoczona, rozdziawiając
buzię.
- Tak,
z pewnością! - aż krzyknęła. - Ale po ostatnich badaniach
lekarskich, okazało się, że jakimś cudem, choroba się cofnęła... A on
znów znęca się nade mną.
No i
czy z samotnością nie bywa różnie? A jeszcze różniej się z
niej rezygnuje… Albo się jej pozbywa… No bo chyba nie wychodzi?
Przynajmniej nie w tym przypadku.
HKCz
13.09.09