Miałam
dzisiaj wizytę u dentysty. Taka tam rutynowa kontrola moich ząbków.
A ja chętnie chodzę do dentysty. Od dziecka. Nie wiem, co to lęk
przed dentystą. W ogóle. W każdym bądź razie, do dentysty, to ja
chętniej chodzę, niż na przykład… do fryzjera. Wracając od
dentysty jeszcze nigdy nie płakałam, a od fryzjera, oj, nieraz. Z
wściekłości. Żaden dentysta nigdy mi jeszcze zębów nie
spieprzył, że się tak kolokwialnie wyrażę, a fryzjer włosy,
wielokrotnie. Może dlatego tak się u mnie dzieje, bo ząbki, Pan
Bozia dał mi akurat mocne, włoski niestety nie. A wiadomo, że to
co słabe, łatwiej jest spieprzyć… Zaraz, przecież ja nie o tym
miałam… Miałam opowiedzieć o swoich wrażeniach z wizyty u
dentysty, notabene mojego znajomego dentysty z Polski… No to
nawijam:
Siedząc
z rozdziawioną japą na wygodnym fotelu dentystycznym, zastanawiałam
się nad słowami usłyszanymi w poczekalni przychodni. Słyszałam
tam rozmowę dwóch kobiet. Pacjentek. Obie narzekały na koszty,
jakie muszą ponieść za usługi stomatologiczne. Narzekały też na
ogólną sytuacją gospodarczą w Niemczech. Jedna drugiej podawała
przykłady, co ostatnimi laty podrożało i jaki ma to wpływ na
codzienne życie. Wskazywały na puste miejsca w poczekalni,
mówiąc, że ze względu na ogólną drożyznę w każdej dziedzinie
życia, ludziom jest teraz o wiele ciężej dbać o swoje uzębienie.
Że wiele ludzi nawet przestało odwiedzać gabinety stomatologiczne,
albo w najlepszym razie, wizyty swoje mocno ograniczyło. Chcąc nie
chcąc, słyszałam wszystko o czym mówią, i w duchu przyznawałam
im rację. Tak jest w istocie od paru ładnych lat. Za wszystko
trzeba płacić, nawet by się w ogóle zarejestrować do dentysty,
trzeba płacić co kwartał 10,- €. A za każdą najmniejszą nawet
plombę, trzeba z kieszeni wyłożyć co najmniej 40,- €. Kasy
chorych płacą jedynie za okresowe kontrole, za wyrwanie zębów i
za szpetne, trujące plomby z amalganu. Ludzie coraz rzadziej chodzą
do dentysty, bo ich po prostu nie stać. U każdego specjalisty
obecnie trzeba za większość badań płacić z własnej kieszeni.
Mimo ubezpieczenia. Kasy chorych refundują jedynie podstawowe
badania. Takie jak np. morfologia krwi. Najbardziej podstawowe z
podstawowych badań. Z tym, że refundują te badania jedynie co 2
lata. Jak ktoś chce częściej krew swoją zbadać, musi sam za
badanie zapłacić. I tak jest prawie ze wszystkimi podstawowymi
badaniami. Kto nie chce wykładać ze swojej kieszeni, albo rzeczone
kieszenie ma puste, musi się trzymać zdrowo przez calusieńkie 2
lata. A gdyby jednak nie wytrzymał, to o tyle ma dobrze, że go,
schorowanego nieboraka, w szpitalu na intensywnej terapii przyjmą
zawsze. A jak tam się już znajdzie, to aż tak bardzo martwić się
nie musi, bo wtedy za wszystkie podstawowe badania kasa chorych
zapłaci. Jedynie za każdy pobyt w szpitalu płacić musi. O
przepraszam… dopłacić, bo szanowne kasy chorych
oczywiście też partycypują w kosztach.
No rzeczywiście, porobiło się tutaj… Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Blady strach padł na ludzi średniozamożnych. Zaczyna brakować pieniążków. Muszą więc oszczędzać na zdrowiu. A co mają powiedzieć ludzie biedni, którzy stracili pracę? Tacy ludzie muszą się martwić przede wszystkim o to, by mieć co do garnka włożyć. O zdrowiu nawet nie myślą. A co dopiero o ładnym, zdrowym, w pełni uzębionym uśmiechu.
No rzeczywiście, porobiło się tutaj… Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Blady strach padł na ludzi średniozamożnych. Zaczyna brakować pieniążków. Muszą więc oszczędzać na zdrowiu. A co mają powiedzieć ludzie biedni, którzy stracili pracę? Tacy ludzie muszą się martwić przede wszystkim o to, by mieć co do garnka włożyć. O zdrowiu nawet nie myślą. A co dopiero o ładnym, zdrowym, w pełni uzębionym uśmiechu.
Kiedy
dentysta oglądnął wszystkie moje zęby, które, notabene, ku mojemu
ogromnemu zadowoleniu okazały się być nadal zdrowe, wykonał
jeszcze (jak co pół roku) pełny skaling. Po tym zabiegu zamknęłam
buzię i skończyłam rozmyślać. Szybko ją jednak na powrót
otworzyłam, bo koniecznie musiałam zadać mu pytanie:
— Panie Adamie, czy rzeczywiście jest tak źle z pacjentami? — cedziłam wolniutko słowa, rozmasowując dłońmi nadwerężone zawiasy
żuchwy. — Coraz rzadziej przychodzą?
A
cedziłam te słowa po niemiecku. Chciałam być grzeczna, gdyż
wiem, że asystentka dentysty ni w ząb po polsku nie rozumie. A ja
ją bardzo lubię. To
takie miłe, ładniutkie, czarnoskóre dziewczątko o pięknym,
bielusieńkim jak świeżutki śnieg uzębieniu.
Pan
Adam jednak odpowiedział mi po polsku. Pewnie uznał, że to, co
mówi, lepiej żeby pozostało między nami.
— Pani Halszko, jest gorzej niż źle… A niech to szlag trafi, co za
czasy nastały. Kasy chorych wypięły się na wszystkich i nie chcą
refundować już pomału niczego, a ludzie tak zbiednieli, że mało
kogo stać teraz na leczenie zębów. Przychodzą najczęściej
dopiero wtedy, kiedy z bólu już nie wytrzymują i ząb nie nadaje
się już do leczenia, a jedynie w całości do resekcji. Niewielu,
kto ma słabe zęby, stać dzisiaj na ładny uśmiech, bo żeby go
mieć, musieliby wydać duże pieniądze. Są to kwoty rzędu tysięcy
euro. Wiele osób mimo wszystko próbuje zadbać o swój uśmiech,
ale żeby nie być narażonym na tak wysokie koszty, jedzie do
Polski. Niskie koszty
materiałowe, niskie koszty prac protetycznych i niskie honoraria
lekarskie sprawiają, że leczenie stomatologiczne w Polsce jest
blisko 70% tańsze niż w Niemczech. Dla Niemców jest to oczywista
gratka. Jeszcze trochę, a pójdziemy pani Halszko z torbami… Jakby
nie patrzeć.
Szkoda
mi się zrobiło pana Adama. No ale co zrobić? Wszystkim nam się
teraz o wiele ciężej przędzie. Takie czasy. Wszędzie.
Na
odchodnym, aby rozładować nieco sytuację, opowiedziałam panu
Adamowi, jak to kiedyś, przed kilkoma laty, przeczytałam w polskiej
gazecie o takiej jednej Niemce (z byłego DDR-u), która pojechała do Szczecina, aby
tam skorzystać z usług renomowanej przychodni stomatologicznej. No
i owszem, korzystała, nawet bardzo skrzętnie, przez 3
dni z rzędu na kwotę 5 tyś.€. Tyle że po 3 dniach uciekła, nie
płacąc. Służba graniczna, powiadomiona przez przychodnię
stomatologiczną, zdążyła ją jednak zatrzymać na przejściu
granicznym, i do porządku przywołać. Oszustka chciała wyrolować
polskich dentystów, a koniec końców wyrolowała samą siebie. Bo
też zamiast oszczędzić na kosztach stomatologicznych te sławetne
70%, czekały ją dodatkowe koszty, kara za wyłudzenie.
Wyszłam
od dentysty roześmiana, ponieważ zdrowo się pośmialiśmy z panem
Adamem z chytrej Niemki. Będąc jednak już na zewnątrz, mina mi nieco
zrzedła, bo nagle, moja wyobraźnia, roztoczyła przede mną wizję
bezzębnych uśmiechów. Aż się wzdrygnęłam na samą myśl, że
może to być prawdą… Brrr!… Od dziecka mam uraz do bezzębnych
uśmiechów. O rany, to nie może być prawdą!
To ja też
się wypinam… na to cało zło, tam na dole... przez górę
urządzone. W tak cudownej złotojesiennej scenerii, przychodzi to z
łatwością, ba, nawet z przyjemnością. (śmiech).
To
zdjątko zrobiło mi się zupełnie niechcący… Ale przydało się.
(śmiech)
HKCz
(28.10.2009)