W
Niemczech jest to bodajże najczęstszy zwrot grzecznościowy, którym
ludzie zwracają się do siebie zaraz po przywitaniu: — „Hallo”,
które też jest najczęstszym, potocznym zwrotem używanym na
przywitanie. A to nie oznacza nic innego, jak:
Właśnie
tak: — „Jak ci leci?”. I zagadnięte osoby najczęściej z
uśmiechem odpowiadają: — „Danke, gut”.* Gdyby mnie dzisiaj z
rana ktoś w ten sposób zagadnął na przywitanie, zgodnie z prawdą
powinnam odpowiedzieć: — „Danke, aber nicht so gut”* albo
„Leider, nicht gut”*... Chociaż mi się jeszcze nigdy nie
zdarzyło tak odpowiadać. Zawsze odpowiadam: — Danke, gut! Nawet
wtedy, kiedy czuję się całkowicie do bani. To taka moja forma
autosugestii przez lata wypracowana, a która naprawdę działa.
Dzisiaj rano jednak tak się wnerwiłam, że na gorąco pewnie
odpowiedziałabym zgodnie z prawdą — jak mi leci. A to dlatego, że
kiedy swoim zwyczajem pojechałam wczesnym rankiem na naszą górę
pobiegać sobie po lesie, dojeżdżając już prawie do parkingu,
złapałam potężnego kapcia. Potężnego, bo autem na prostej
drodze zatelepało niemożebnie, i kiedy się zatrzymałam, a
zatrzymałam się natychmiast, zobaczyłam w tylnej oponie dziurę na
dwa palce. Na drodze zaś, wśród pożółkłych liści, niedużej
wielkości kamień, ale za to bardzo szpiczasty. Że też mi się
akurat przytrafiło wjechać na niego. Pomiędzy liśćmi był w
ogóle niewidoczny. Ależ się wkurzyłam. Bo jakżeby inaczej?
Nowiusieńkie opony niedawno założone szlag trafił! Wprawdzie
szlag trafi tylko jedną oponę, ale wiadomo, że jak jedną trafia
to przynajmniej dwie nowe trzeba kupić. Nie można jeździć na
dwóch różnych.
W
momencie odechciało mi się biegać po lesie. No bo co to za
przyjemność biegać z takim balastem, czyli kapciem na głowie?
Ojej, coś już bredzę… No ale wiadomo o co chodzi. Na szczęście
zawsze mam przy sobie Handy (telefon komórkowy), zadzwoniłam więc
natychmiast do mojego syna. Ale nie odbierał. Niewiele myśląc,
zostawiłam auto na górze, a sama puściłam się biegiem z góry w
stronę domu. A zasuwałam jak mały traktorek, nie czując w ogóle
zmęczenia. Teraz za to czuję, ale nie zmęczenie, a uwieranie w
zawiasach, czyli w biodrach… Bo też taki bieg z górki na pazurki,
i to po twardym asfalcie, biodrom niezbyt dobrze służy. No ale nic,
nie jest aż tak źle. Niech sobie uwiera. Jakoś to zniosę.
Kiedy
wpadłam do domu, raz jeszcze zadzwoniłam do syna, ale tym razem na
telefon stacjonarny. Odebrał.
— Dzień
dobry, mamuś, co wysiadło, komputer czy auto, że tak wydzwaniasz
skoro świt? — zaśmiał się na przywitanie mój syn.
— Ach,
synu… nie pytaj a przyjeżdżaj — wysapałam w słuchawkę. —
A ty czemuś nie odebrał komórki, co? — przypomniało mi się.
— Z
powodu porannej toalety — odrzekł mój kochany syneczek. —
Stałem pod prysznicem. No ale może mi w końcu powiesz, którą
torbę z narzędziami mam wziąć? Co szlag trafił tym razem? Kompa,
czy auto?
Pokrótce
opowiedziałam synowi, jaki szlag, i co trafił, i syn za 10 minut
był już u mnie. Wespół w zespół pojechaliśmy jego autem do
mojego auta i po następnych 10 minutach moje autko było już gotowe
do jazdy. Mój przewidujący syneczek przywiózł ze sobą dwie
opony, wprawdzie używane już, ale całkiem jeszcze dobre z auta
swojej żony. Obie mamy takie same auta. Ależ mnie tym uszczęśliwił.
Od razu mi się japa rozjechała i szybko zapomniałam o jakimś tam
kapciu w moim autku. A po co mam sobie zaśmiecać mózgownicę tak
nieistotnymi sprawami?
Kiedy
zajechałam pod swój dom, mój sąsiad z naprzeciwka stał przed
swoim domem. Na mój widok zawołał:
— Hallo,
meine netter Nachbarin, wie geht`s Ihnen?!*
— Danke,
super! — odpowiedziałam zgodnie z prawdą z miną rozjechaną w
uśmiechu od ucha do ucha.
Pognałam
do domu i na szybko zabrałam się za gotowanie obiadu, a w samo
południe, pojechałam odebrać mojego wnusia z przedszkola. Ledwie
zajechałam pod przedszkole, a on, ucieszony
moim widokiem, pstryknął mi zdjatko swoim malutkim aparacikiem i
zawołał:
— Taxi
babcia przyjechała!
No i czy nie „leci” mi dobrze? Ależ leci, leci… i to jeszcze jak dobrze.
P.S.
Mój wnusio
uwielbia Bolka i Lolka, więc nieraz puszczam mu na you tube filmiki
o tych jego ulubionych bohaterach, a nieraz czytam mu książeczki,
które sama o Bolku i Lolku napisałam. Dzisiaj zażyczył sobie,
abym mu poczytała o Bolku
i Lolku w przedszkolu. No to poczytałam…
W nagrodę za fajne zdjątko mojego autka w nowych buciach. Ciii…
nikt nie musi wiedzieć, że są używane… (śmiech).
Witajcie
Przedszkolaki
(fragment wierszyka z mojego
opowiadania pt. „Bolek i Lolek witają nowych przedszkolaków”)
Hejże
dzieci, chodźcie do nas!
Chłopczyku,
dziewczynko, wołamy was!
Wita was
całe przedszkole nasze,
Które od
dzisiaj - będzie też wasze…
A że
przedszkole - to właśnie my,
Więc bawmy
się razem… Zapraszamy!
Zabawki
wspaniałe na nas czekają…
Słyszycie?
Już nas do siebie wołają.
Będziemy
oglądać książeczki kolorowe,
By poznać
świat i przygody bajkowe.
Będziemy
tańczyć i śpiewać cudnie…
Razem nam
nigdy nie będzie nudnie.
Będziemy
się bawić też i w ogrodzie…
Hasać tam
wesoło przy pięknej pogodzie.
Stawiać w
piaskownicy piękne zamki z piasku,
I zażywać
kąpieli w słoneczka blasku.
Tam huśtać
się też może każdy z nas,
Wysoko,
coraz wyżej… i przez długi czas.
A za
ogródkiem jest nasze boisko…
Kto lubi
sport, znajdzie tam wszystko.
Nasze przedszkole jest ogromne i wspaniałe,
I
my o tym wiemy, przedszkolaki małe…
Dlatego kochamy przedszkole nasze,
Które od dzisiaj - jest też i wasze!
HKCz
9.10.2009