niedziela, 18 lutego 2018

Wie geht`s

W Niemczech jest to bodajże najczęstszy zwrot grzecznościowy, którym ludzie zwracają się do siebie zaraz po przywitaniu: — „Hallo”, które też jest najczęstszym, potocznym zwrotem używanym na przywitanie. A to nie oznacza nic innego, jak:


Właśnie tak: — „Jak ci leci?”. I zagadnięte osoby najczęściej z uśmiechem odpowiadają: — „Danke, gut”.* Gdyby mnie dzisiaj z rana ktoś w ten sposób zagadnął na przywitanie, zgodnie z prawdą powinnam odpowiedzieć: — „Danke, aber nicht so gut”* albo „Leider, nicht gut”*... Chociaż mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło tak odpowiadać. Zawsze odpowiadam: — Danke, gut! Nawet wtedy, kiedy czuję się całkowicie do bani. To taka moja forma autosugestii przez lata wypracowana, a która naprawdę działa. Dzisiaj rano jednak tak się wnerwiłam, że na gorąco pewnie odpowiedziałabym zgodnie z prawdą — jak mi leci. A to dlatego, że kiedy swoim zwyczajem pojechałam wczesnym rankiem na naszą górę pobiegać sobie po lesie, dojeżdżając już prawie do parkingu, złapałam potężnego kapcia. Potężnego, bo autem na prostej drodze zatelepało niemożebnie, i kiedy się zatrzymałam, a zatrzymałam się natychmiast, zobaczyłam w tylnej oponie dziurę na dwa palce. Na drodze zaś, wśród pożółkłych liści, niedużej wielkości kamień, ale za to bardzo szpiczasty. Że też mi się akurat przytrafiło wjechać na niego. Pomiędzy liśćmi był w ogóle niewidoczny. Ależ się wkurzyłam. Bo jakżeby inaczej? Nowiusieńkie opony niedawno założone szlag trafił! Wprawdzie szlag trafi tylko jedną oponę, ale wiadomo, że jak jedną trafia to przynajmniej dwie nowe trzeba kupić. Nie można jeździć na dwóch różnych.
W momencie odechciało mi się biegać po lesie. No bo co to za przyjemność biegać z takim balastem, czyli kapciem na głowie? Ojej, coś już bredzę… No ale wiadomo o co chodzi. Na szczęście zawsze mam przy sobie Handy (telefon komórkowy), zadzwoniłam więc natychmiast do mojego syna. Ale nie odbierał. Niewiele myśląc, zostawiłam auto na górze, a sama puściłam się biegiem z góry w stronę domu. A zasuwałam jak mały traktorek, nie czując w ogóle zmęczenia. Teraz za to czuję, ale nie zmęczenie, a uwieranie w zawiasach, czyli w biodrach… Bo też taki bieg z górki na pazurki, i to po twardym asfalcie, biodrom niezbyt dobrze służy. No ale nic, nie jest aż tak źle. Niech sobie uwiera. Jakoś to zniosę.
Kiedy wpadłam do domu, raz jeszcze zadzwoniłam do syna, ale tym razem na telefon stacjonarny. Odebrał.
Dzień dobry, mamuś, co wysiadło, komputer czy auto, że tak wydzwaniasz skoro świt? — zaśmiał się na przywitanie mój syn.
Ach, synu… nie pytaj a przyjeżdżaj — wysapałam w słuchawkę. — A ty czemuś nie odebrał komórki, co? — przypomniało mi się.
Z powodu porannej toalety — odrzekł mój kochany syneczek. — Stałem pod prysznicem. No ale może mi w końcu powiesz, którą torbę z narzędziami mam wziąć? Co szlag trafił tym razem? Kompa, czy auto?
Pokrótce opowiedziałam synowi, jaki szlag, i co trafił, i syn za 10 minut był już u mnie. Wespół w zespół pojechaliśmy jego autem do mojego auta i po następnych 10 minutach moje autko było już gotowe do jazdy. Mój przewidujący syneczek przywiózł ze sobą dwie opony, wprawdzie używane już, ale całkiem jeszcze dobre z auta swojej żony. Obie mamy takie same auta. Ależ mnie tym uszczęśliwił. Od razu mi się japa rozjechała i szybko zapomniałam o jakimś tam kapciu w moim autku. A po co mam sobie zaśmiecać mózgownicę tak nieistotnymi sprawami?
Kiedy zajechałam pod swój dom, mój sąsiad z naprzeciwka stał przed swoim domem. Na mój widok zawołał:
Hallo, meine netter Nachbarin, wie geht`s Ihnen?!*
Danke, super! — odpowiedziałam zgodnie z prawdą z miną rozjechaną w uśmiechu od ucha do ucha. 
Pognałam do domu i na szybko zabrałam się za gotowanie obiadu, a w samo południe, pojechałam odebrać mojego wnusia z przedszkola. Ledwie zajechałam pod przedszkole, a on, ucieszony moim widokiem, pstryknął mi zdjatko swoim malutkim aparacikiem i zawołał:
— Taxi babcia przyjechała!


No i czy nie „leci” mi dobrze? Ależ leci, leci… i to jeszcze jak dobrze.

P.S.
Mój wnusio uwielbia Bolka i Lolka, więc nieraz puszczam mu na you tube filmiki o tych jego ulubionych bohaterach, a nieraz czytam mu książeczki, które sama o Bolku i Lolku napisałam. Dzisiaj zażyczył sobie, abym mu poczytała o Bolku i Lolku w przedszkolu. No to poczytałam… W nagrodę za fajne zdjątko mojego autka w nowych buciach. Ciii… nikt nie musi wiedzieć, że są używane… (śmiech).


Witajcie Przedszkolaki
(fragment wierszyka z mojego opowiadania pt. „Bolek i Lolek witają nowych przedszkolaków”)


Hejże dzieci, chodźcie do nas!
Chłopczyku, dziewczynko, wołamy was!
Wita was całe przedszkole nasze,
Które od dzisiaj - będzie też wasze…

A że przedszkole - to właśnie my,
Więc bawmy się razem… Zapraszamy!
Zabawki wspaniałe na nas czekają…
Słyszycie? Już nas do siebie wołają.

Będziemy oglądać książeczki kolorowe,
By poznać świat i przygody bajkowe.
Będziemy tańczyć i śpiewać cudnie…
Razem nam nigdy nie będzie nudnie.

Będziemy się bawić też i w ogrodzie…
Hasać tam wesoło przy pięknej pogodzie.
Stawiać w piaskownicy piękne zamki z piasku,
I zażywać kąpieli w słoneczka blasku.

Tam huśtać się też może każdy z nas,
Wysoko, coraz wyżej… i przez długi czas.
A za ogródkiem jest nasze boisko…
Kto lubi sport, znajdzie tam wszystko.

Nasze przedszkole jest ogromne i wspaniałe,
I my o tym wiemy, przedszkolaki małe…
Dlatego kochamy przedszkole nasze,
Które od dzisiaj - jest też i wasze!

HKCz
9.10.2009