poniedziałek, 26 lutego 2018

Kiedy dziecku umiera zwierzątko

Kiedy dziecku umiera ukochane zwierzątko, ogarnia je czarna rozpacz. Śmierć ukochanego zwierzątka jest bowiem dla niego bardzo, ale to bardzo smutnym wydarzeniem. Nic w tym dziwnego, wszak dziecko traktuje swoje zwierzątko jak przyjaciela, jak członka rodziny. I my, dorośli, nie możemy rozpaczy jego bagatelizować. Mówić mu, że nie powinno się smucić, bo to tylko zwierzę.
W zeszłą niedzielę miałam okazję doświadczyć, jak bardzo dziecko potrafi cierpieć z powodu utraty swojego ukochanego zwierzątka-przyjaciela, bowiem mojej Wnuczce umarła świnka morska.
Wnuczka kocha jazdę na nartach (<kliknij), i cały dzień była z rodzicami i z młodszym braciszkiem w Alpach Austriackich na nartach. Kiedy wrócili do domu, rodzeństwo od razu pobiegło do pokoju swoich dwóch świnek by je nakarmić i pobawić się z nimi. Niestety, okazało się, że świnka Wnuczki, Lucy, leży i się nie rusza, zaś świnka Wnuczka, Mercy, w bezruchu stoi nad nią. Moje kochane Wnuczęta wpadły w rozpacz i zaczęły płakać.
Kiedy moja Córka usłyszała głośny, przejmujący płacz, dochodzący z pokoju świnek, przerażona, w momencie zbiegła na dół. Widząc, co się stało, sama się rozpłakała. Bo też moja Córka bardzo lubiła te świnki i zawsze o nie dbała.
Po chwili moja Wnuczka z płaczem zadzwoniła do mnie.
- Babciu, moja świnka nie żyje!
- Och, jakie to smutne! - zawołałam do słuchawki przerażona jej płaczem. - Biedna.... No ale cóż mamy zrobić, moja kochana?! Tak już w życiu jest, że wszystkie żywe istoty muszą kiedyś odejść do innego wymiaru... Ale wiesz co, one tylko ciałem odchodzą, bo tak po prawdzie, żyją nadal... Żyją tak długo, jak długo będziemy o nich pamiętać... i pamięć o nich w serduszku nosić.
Po krótkiej rozmowie udało mi się Wnuczkę uspokoić. Opowiedziałam jej wtedy jeszcze o moich zwierzątkach z dzieciństwa, a także o zwierzątkach jej Mamy z dzieciństwa. Na jej prośbę, obiecałam jej też, że napiszę coś o świnkach na swoim blogu.

Bardzo mi było żal Wnuczki. Wnuczka zresztą też. Tak samo był smutny. Jak to dobrze, że, wiedziona przeczuciem, kupiłam im pod choinką pluszowe świnki morskie o takim samym futerku co ma Lucy i Mercy. Od tej pory śpią z nimi. Oczywiście każdy ze swoją. Teraz te przytulanki jeszcze bardziej będą im potrzebne.
Natomiast te dwie żywe świnki morskie, moja Córka kupiła swoim dzieciaczkom już ponad 2 lata temu. W jednym z wolnych pokoi urządziła świnkom istny raj. Dwie duże klatki połączyła ze sobą, i w jednej zrobiła im jadalnię i sypialnię, a w drugiej wybieg, z różnymi przyrządami do zabawy. Pokój oczywiście przystroiła różnymi obrazami, kwiatami, a naprzeciw klatek urządziła kącik dla dzieci, ze stolikiem i fotelami włącznie.
Wszyscy bardzo lubiliśmy te świnki. Często tam siadałam w fotelu i przyglądałam się ich harcom. Świnka Wnuczki, była bardziej ruchliwa i widać było, że podporządkowała sobie świnkę Wnuczka. Hihihi...! podobnie jest i u moich Wnuczków.
W okresie lata, czasami i zimy, kiedy wyjeżdżali całą rodzinką na urlop, codziennie jeździłam świnki karmić. Rybki akwariowe także. Lubiłam to zajęcie. W lecie świnki były zawsze na dworze, w ogrodzie. Córka kupiła im specjalnie taką drewnianą, dwuczęściową budkę, jak dla królików, tyle, że nieco mniejszą. Pamiętam, że jak tylko wchodziłam na podwórko, to te kochane świntuszki wydawały z siebie takie pocieszne piski. Nie widząc mnie jeszcze, już mnie wyczuwały.

Kiedy uspokoiłam Wnuczkę, porozmawiałam jeszcze z Córką. Wreszcie ustaliłyśmy, że pochowamy świnkę w ogrodzie, obok złotej rybki, która zmarła rok temu. Wnuczka, słysząc to, znów buchnęła płaczem. Po chwili się jednak uspokoiła i przystała na to. Na drugi zaś dzień, poprosiła Mamę smutnym głosem, aby kupiła jej nową świnkę morską. Powiedziała, że o Lucy nigdy nie zapomni, bo bardzo ją kochała, ale teraz, kiedy jej nie ma, martwi się bardzo o Mercy, że jak będzie sama, to ze smutku też może umrzeć. Córka oczywiście chciała natychmiast spełnić jej prośbę, byleby już tak nie cierpiała. Po lekcjach w trójkę objeździli wszystkie sklepy zoologiczne, a świnki morskie jakby wcięło, w żadnym sklepie świnek nie było. W końcu w oddalonym o 50 km mieście, udało im się świnkę kupić. Taką malutką... za to dwa razy droższą.

Na zdjęciu moja Wnuczka ze świnką braciszka, Mercy, oraz jej koleżanka z jej świnką Lucy.


Mam tylko takie fikuśne zdjątko ze świnkami...
moja Wnuczka nawet nie wie, że je mam. Będzie miała niespodziankę. 


Świnka Mercy w swojej sypialni.


Taka samotna i taka smutna...

Z mojego dzieciństwa pamiętam, jaka sama zrozpaczona byłam, kiedy mój piesek zginął pod kołami pędzącego ulicą samochodu. Miałam wtedy jakieś 6, 7 latek. Niosłam go z płaczem do domu, nie bacząc nawet, że całe moje białe rajtuzki były brudne od jego krwi... i kupy. A muszę w tym miejscu dodać, że już wtedy straszliwą pedantką byłam. Moja Mama zawsze mówiła, że kiedy tylko zdarzyło mi się wybrudzić, zaraz biegłam się przebrać. Tym razem, z rozpaczy, nie w głowie mi były moje białe rajtuzki. Tak bardzo kochałam mojego pieska Mikusia. I tak strasznie żal mi go było. Pochowałam go w ogrodzie. Zrobiłam mu piękny grób, posadziłam stokrotki, i nawet malutką figurkę aniołka na grobie mu postawiłam. Codziennie biegałam się tam modlić. To było dla mnie straszne przeżycie... Musiało nim być, skoro to wszystko tak dokładnie pamiętam do dziś.

Obiecałam też Wnuczce przeczytać jej raz jeszcze moją bajeczkę o świnkach, którą napisałam kilka lat temu, a do której ona później, jako 6-latka (wtedy), zrobiła ilustrację. Wprawdzie bohaterkami mojej bajki nie są świnki morskie, a świnki z kosmosu, ale zawsze to świnki.

A oto i ilustracja mojej Wnuczki do tej bajki.
Hihihi...! widać, że świnki są z kosmosu... antenki mają na uszach, jak się patrzy.

Proszę Państwa, oto APO-Lineus i APO-Lonia oraz pani Puchaczowa we własnej osobie!

HKCz
(10.02.2011.)