Kiedy
dziecku umiera ukochane zwierzątko, ogarnia je czarna rozpacz.
Śmierć ukochanego zwierzątka jest bowiem dla niego bardzo, ale to
bardzo smutnym wydarzeniem. Nic w tym dziwnego, wszak dziecko
traktuje swoje zwierzątko jak przyjaciela, jak członka rodziny. I
my, dorośli, nie możemy rozpaczy jego bagatelizować. Mówić mu,
że nie powinno się smucić, bo to tylko zwierzę.
W
zeszłą niedzielę miałam okazję doświadczyć, jak bardzo dziecko
potrafi cierpieć z powodu utraty swojego ukochanego
zwierzątka-przyjaciela, bowiem mojej Wnuczce umarła świnka morska.
Wnuczka kocha jazdę na nartach (<kliknij),
i cały dzień była z rodzicami i z młodszym braciszkiem w Alpach
Austriackich na nartach. Kiedy wrócili do domu, rodzeństwo od razu
pobiegło do pokoju swoich dwóch świnek by je nakarmić i pobawić
się z nimi. Niestety, okazało się, że świnka Wnuczki, Lucy, leży
i się nie rusza, zaś świnka Wnuczka, Mercy, w bezruchu stoi nad
nią. Moje kochane Wnuczęta wpadły w rozpacz i zaczęły płakać.
Kiedy
moja Córka usłyszała głośny, przejmujący płacz, dochodzący z
pokoju świnek, przerażona, w momencie zbiegła na dół. Widząc,
co się stało, sama się rozpłakała. Bo też moja Córka bardzo
lubiła te świnki i zawsze o nie dbała.
Po
chwili moja Wnuczka z płaczem zadzwoniła do mnie.
-
Babciu, moja świnka nie żyje!
-
Och, jakie to smutne! - zawołałam do słuchawki przerażona jej
płaczem. - Biedna.... No ale cóż mamy zrobić, moja kochana?!
Tak już w życiu jest, że wszystkie żywe istoty muszą kiedyś
odejść do innego wymiaru... Ale wiesz co, one tylko ciałem
odchodzą, bo tak po prawdzie, żyją nadal... Żyją tak długo, jak
długo będziemy o nich pamiętać... i pamięć o nich w serduszku
nosić.
Po
krótkiej rozmowie udało mi się Wnuczkę uspokoić. Opowiedziałam
jej wtedy jeszcze o moich zwierzątkach z dzieciństwa, a także o
zwierzątkach jej Mamy z dzieciństwa. Na jej prośbę, obiecałam
jej też, że napiszę coś o świnkach na swoim blogu.
Bardzo
mi było żal Wnuczki. Wnuczka zresztą też. Tak samo był smutny.
Jak to dobrze, że, wiedziona przeczuciem, kupiłam im pod choinką
pluszowe świnki morskie o takim samym futerku co ma Lucy i Mercy. Od
tej pory śpią z nimi. Oczywiście każdy ze swoją. Teraz te
przytulanki jeszcze bardziej będą im potrzebne.
Natomiast
te dwie żywe świnki morskie, moja Córka kupiła swoim dzieciaczkom
już ponad 2 lata temu. W jednym z wolnych pokoi urządziła świnkom
istny raj. Dwie duże klatki połączyła ze sobą, i w jednej
zrobiła im jadalnię i sypialnię, a w drugiej wybieg, z różnymi
przyrządami do zabawy. Pokój oczywiście przystroiła różnymi
obrazami, kwiatami, a naprzeciw klatek urządziła kącik dla dzieci,
ze stolikiem i fotelami włącznie.
Wszyscy
bardzo lubiliśmy te świnki. Często tam siadałam w fotelu i
przyglądałam się ich harcom. Świnka Wnuczki, była bardziej
ruchliwa i widać było, że podporządkowała sobie świnkę
Wnuczka. Hihihi...! podobnie jest i u moich Wnuczków.
W
okresie lata, czasami i zimy, kiedy wyjeżdżali całą rodzinką na
urlop, codziennie jeździłam świnki karmić. Rybki akwariowe także.
Lubiłam to zajęcie. W lecie świnki były zawsze na dworze, w
ogrodzie. Córka kupiła im specjalnie taką drewnianą, dwuczęściową
budkę, jak dla królików, tyle, że nieco mniejszą. Pamiętam, że
jak tylko wchodziłam na podwórko, to te kochane świntuszki
wydawały z siebie takie pocieszne piski. Nie widząc mnie jeszcze,
już mnie wyczuwały.
Kiedy
uspokoiłam Wnuczkę, porozmawiałam jeszcze z Córką. Wreszcie
ustaliłyśmy, że pochowamy świnkę w ogrodzie, obok złotej rybki,
która zmarła rok temu. Wnuczka, słysząc to, znów buchnęła
płaczem. Po chwili się jednak uspokoiła i przystała na to. Na
drugi zaś dzień, poprosiła Mamę smutnym głosem, aby kupiła jej
nową świnkę morską. Powiedziała, że o Lucy nigdy nie zapomni,
bo bardzo ją kochała, ale teraz, kiedy jej nie ma, martwi się
bardzo o Mercy, że jak będzie sama, to ze smutku też może umrzeć.
Córka oczywiście chciała natychmiast spełnić jej prośbę,
byleby już tak nie cierpiała. Po lekcjach w trójkę objeździli
wszystkie sklepy zoologiczne, a świnki morskie jakby wcięło, w
żadnym sklepie świnek nie było. W końcu w oddalonym o 50 km
mieście, udało im się świnkę kupić. Taką malutką... za to dwa
razy droższą.
Na
zdjęciu moja Wnuczka ze świnką braciszka, Mercy, oraz jej
koleżanka z jej świnką Lucy.
Mam
tylko takie fikuśne zdjątko ze świnkami...
moja Wnuczka nawet nie wie, że je
mam. Będzie miała niespodziankę.
Świnka
Mercy w swojej sypialni.
Taka
samotna i taka smutna...
Z
mojego dzieciństwa pamiętam, jaka sama zrozpaczona byłam, kiedy
mój piesek zginął pod kołami pędzącego ulicą samochodu. Miałam
wtedy jakieś 6, 7 latek. Niosłam go z płaczem do domu, nie bacząc
nawet, że całe moje białe rajtuzki były brudne od jego krwi... i
kupy. A muszę w tym miejscu dodać, że już wtedy straszliwą
pedantką byłam. Moja Mama zawsze mówiła, że kiedy tylko zdarzyło
mi się wybrudzić, zaraz biegłam się przebrać. Tym razem, z
rozpaczy, nie w głowie mi były moje białe rajtuzki. Tak bardzo
kochałam mojego pieska Mikusia. I tak strasznie żal mi go było.
Pochowałam go w ogrodzie. Zrobiłam mu piękny grób, posadziłam
stokrotki, i nawet malutką figurkę aniołka na grobie mu
postawiłam. Codziennie biegałam się tam modlić. To było dla mnie
straszne przeżycie... Musiało nim być, skoro to wszystko tak
dokładnie pamiętam do dziś.
Obiecałam
też Wnuczce przeczytać jej raz jeszcze moją bajeczkę o świnkach,
którą napisałam kilka lat temu, a do której ona później, jako
6-latka (wtedy), zrobiła ilustrację. Wprawdzie bohaterkami mojej
bajki nie są świnki morskie, a świnki z kosmosu, ale zawsze to
świnki.
A oto i ilustracja mojej Wnuczki do tej bajki.
Hihihi...!
widać, że świnki są z kosmosu... antenki mają na uszach, jak się
patrzy.
Proszę
Państwa, oto APO-Lineus i APO-Lonia oraz pani Puchaczowa we własnej
osobie!
HKCz
(10.02.2011.)