Uwielbiam
fotografować słońce. Nawet patrzeć w słońce lubię. I też,
jedno i drugie, często czynię. Tak mam. Słońce fascynuje mnie już
od dziecka. I to nie tylko dlatego, że jest źródłem życia na
Ziemi, i że jest największym i najjaśniejszym obiektem na niebie,
ale przede wszystkim dlatego, że jest najbliższą Ziemi gwiazdą.
Gwiazdą, dzięki której, mamy nowy, jasny… piękny dzień.
„Trwaj
tylko w słońcu, bo nic pięknego nie rośnie w ciemności.”
(Friedrich Schiller) – to moje motto na każdy, nowo rozpoczynający
się dzień. I nieważne, że czasami to nasze słoneczko przykrywa
gruba warstwa ołowianych chmurzysk… Wystarczy mi świadomość, że
ono tam za chmurami gdzieś jest - jak co dzień.
Kiedyś,
przed laty, w magazynie „Moje Zdrowie” przeczytałam, że aby
poprawić kondycję wzroku, starożytna medycyna chińska zalecała
przez 5 sekund patrzeć prosto w słońce. Od tej pory zawsze patrzę.
Bez problemu wytrzymuję te 5 sekund. Z oczu mi wtedy stróżką
płyną łzy, ale kiedy je wytrę, zauważam, że o wiele lepiej
widzę. Ostrzej. Pewnie to zasługa nie tylko słońca, ale też i
łez, które skutecznie oczyszczają moje osobiste paczajki.
Od
kilkunastu lat jestem okularnicą. Niestety! Pewnie to moje czytanie
w dzieciństwie - przy latarce pod pierzyną - daje o sobie znać. Z
opóźnionym zapłonem skutkuje teraz na starość. Tak myślę, bo
skoro u mnie w rodzinie nikt nie nosi okularów tylko ja, no to jakie
może być inne wytłumaczenie? Nawet moja 83-letnia Matka do dziś
czyta bez okularów. Moje starsze siostry również. Tylko ja muszę
te wstrętne okulary na nos zakładać. Do dziś dnia, nie mogę się
do nich przyzwyczaić. I pewnie nigdy ich nie polubię. Bo też
ciągle mam je albo zaparowane, albo zapocone, albo jedno i drugie
naraz. Przy mojej żywotności, energii, nie może być inaczej. A
szkła kontaktowe nie dla mnie. Już próbowałam. Prędzej bym je
połknęła, aniżeli do oka trafiła. Na szczęście, od kiedy
patrzę w słońce, przynajmniej wzrok przestał mi się pogarszać.
Słabowidztwo - stanęło w miejscu. Dobre i to!
Moje
słoneczne impresje:
Słoneczko
późno dzisiaj wstało…
…
I w takim bardzo złym humorze…
Słoneczko
Słoneczko
późno dzisiaj wstało
I w takim bardzo złym humorze,
I świecić też mu się nie chciało,
Bo mówi, że zimno na dworze.
Lecz gdy piosenkę usłyszało,
To się tak bardzo ucieszyło,
Zza wielkiej chmury zaraz wyszło
I nam radośnie zaświeciło.
I w takim bardzo złym humorze,
I świecić też mu się nie chciało,
Bo mówi, że zimno na dworze.
Lecz gdy piosenkę usłyszało,
To się tak bardzo ucieszyło,
Zza wielkiej chmury zaraz wyszło
I nam radośnie zaświeciło.
Słoneczko nasze, rozchmurz buzie,
Bo nie do twarzy ci w tej chmurze,
Słoneczko nasze, rozchmurz się,
Maszerować z tobą będzie lżej!
Ta piosenka, jest moją i moich Wnusiów ulubioną
piosenką marszową. Kiedy jesteśmy na pieszej wędrówce, zawsze
ją jako pierwszą odśpiewujemy. Wcześniej, z moimi Dziećmi
śpiewaliśmy ją zawsze na naszych niezapomnianych wędrówkach po
łąkach i lasach, górach i dolinach, brzegiem rzek i potoków,
brzegiem jezior i mórz (bo nie tylko Bałtyku). Z moimi dziećmi, to
jeszcze więcej wędrowałam. To normalne. Mamą byłam… i młoda
byłam. Teraz z moimi Wnusiami, aż takich odległości nie
pokonujemy. Jednak często wędrujemy… Bo lubimy.
Słoneczko
- tuż po brzasku - wita mnie w lasku.
Dzień
dobry, słoneczko!
Iść,
ciągle iść… w stronę słońca.
Czuje
się wtedy niesamowity przypływ energii.
W
głąb lasu słoneczko też zagląda.
Nowy
– ku słońcu - dukt leśny.
Słoneczko
coraz częściej przebija się przez chmury.
…
i co rusz rzuca ciepłymi promykami na Planetę Ziemia.
Złote
promienie przepędzają chmurki na cztery strony świata.
Ależ
cieplunio się zrobiło… Aż ptaszki zaczęły głośniej kwilić.
Tyle
słońca w moim mieście…
W
prostej linii widać moje miasto.
Słońce
na błękitnym niebie chyli się już ku zachodowi.
Jeszcze
tylko 10 minut… i zniknie z mojego ogrodu.
Do
jutra więc, ukochana moja gwiazdeczko!
Już
niedługo.
Parę
tygodni jeszcze tylko i już pośród wszechobecnej zieloności
słoneczko strzelać będzie w nas swoimi złocistymi, cieplutkimi
promyczkami… Byle do wiosny!
HKCz
(5.03.2010.)