środa, 28 marca 2018

A słońce nad nami

Uwielbiam fotografować słońce. Nawet patrzeć w słońce lubię. I też, jedno i drugie, często czynię. Tak mam. Słońce fascynuje mnie już od dziecka. I to nie tylko dlatego, że jest źródłem życia na Ziemi, i że jest największym i najjaśniejszym obiektem na niebie, ale przede wszystkim dlatego, że jest najbliższą Ziemi gwiazdą. Gwiazdą, dzięki której, mamy nowy, jasny… piękny dzień.

Trwaj tylko w słońcu, bo nic pięknego nie rośnie w ciemności.” (Friedrich Schiller) – to moje motto na każdy, nowo rozpoczynający się dzień. I nieważne, że czasami to nasze słoneczko przykrywa gruba warstwa ołowianych chmurzysk… Wystarczy mi świadomość, że ono tam za chmurami gdzieś jest - jak co dzień.
Kiedyś, przed laty, w magazynie „Moje Zdrowie” przeczytałam, że aby poprawić kondycję wzroku, starożytna medycyna chińska zalecała przez 5 sekund patrzeć prosto w słońce. Od tej pory zawsze patrzę. Bez problemu wytrzymuję te 5 sekund. Z oczu mi wtedy stróżką płyną łzy, ale kiedy je wytrę, zauważam, że o wiele lepiej widzę. Ostrzej. Pewnie to zasługa nie tylko słońca, ale też i łez, które skutecznie oczyszczają moje osobiste paczajki.

Od kilkunastu lat jestem okularnicą. Niestety! Pewnie to moje czytanie w dzieciństwie - przy latarce pod pierzyną - daje o sobie znać. Z opóźnionym zapłonem skutkuje teraz na starość. Tak myślę, bo skoro u mnie w rodzinie nikt nie nosi okularów tylko ja, no to jakie może być inne wytłumaczenie? Nawet moja 83-letnia Matka do dziś czyta bez okularów. Moje starsze siostry również. Tylko ja muszę te wstrętne okulary na nos zakładać. Do dziś dnia, nie mogę się do nich przyzwyczaić. I pewnie nigdy ich nie polubię. Bo też ciągle mam je albo zaparowane, albo zapocone, albo jedno i drugie naraz. Przy mojej żywotności, energii, nie może być inaczej. A szkła kontaktowe nie dla mnie. Już próbowałam. Prędzej bym je połknęła, aniżeli do oka trafiła. Na szczęście, od kiedy patrzę w słońce, przynajmniej wzrok przestał mi się pogarszać. Słabowidztwo - stanęło w miejscu. Dobre i to!

Moje słoneczne impresje:

Słoneczko późno dzisiaj wstało…


I w takim bardzo złym humorze…


Słoneczko

Słoneczko późno dzisiaj wstało
I w takim bardzo złym humorze,
I świecić też mu się nie chciało,
Bo mówi, że zimno na dworze.

Lecz gdy piosenkę usłyszało,
To się tak bardzo ucieszyło,
Zza wielkiej chmury zaraz wyszło
I nam radośnie zaświeciło.

Słoneczko nasze, rozchmurz buzie,
Bo nie do twarzy ci w tej chmurze,
Słoneczko nasze, rozchmurz się,
Maszerować z tobą będzie lżej!


Ta piosenka, jest moją i moich Wnusiów ulubioną piosenką marszową. Kiedy jesteśmy na pieszej wędrówce, zawsze ją jako pierwszą odśpiewujemy. Wcześniej, z moimi Dziećmi śpiewaliśmy ją zawsze na naszych niezapomnianych wędrówkach po łąkach i lasach, górach i dolinach, brzegiem rzek i potoków, brzegiem jezior i mórz (bo nie tylko Bałtyku). Z moimi dziećmi, to jeszcze więcej wędrowałam. To normalne. Mamą byłam… i młoda byłam. Teraz z moimi Wnusiami, aż takich odległości nie pokonujemy. Jednak często wędrujemy… Bo lubimy.

Słoneczko - tuż po brzasku - wita mnie w lasku.


Dzień dobry, słoneczko!


Iść, ciągle iść… w stronę słońca.


Czuje się wtedy niesamowity przypływ energii.


W głąb lasu słoneczko też zagląda.


Nowy – ku słońcu - dukt leśny.


Słoneczko coraz częściej przebija się przez chmury.


i co rusz rzuca ciepłymi promykami na Planetę Ziemia.


Złote promienie przepędzają chmurki na cztery strony świata.


Ależ cieplunio się zrobiło… Aż ptaszki zaczęły głośniej kwilić.


Tyle słońca w moim mieście…


W prostej linii widać moje miasto.


Słońce na błękitnym niebie chyli się już ku zachodowi.


Jeszcze tylko 10 minut… i zniknie z mojego ogrodu.
Do jutra więc, ukochana moja gwiazdeczko!


Już niedługo.


Parę tygodni jeszcze tylko i już pośród wszechobecnej zieloności słoneczko strzelać będzie w nas swoimi złocistymi, cieplutkimi promyczkami… Byle do wiosny!


HKCz
(5.03.2010.)