Gdzie jesteś
wiosenko ty moja kochana?
Co dzień cię
szukam z nadzieją od rana,
Przez
wszystkie okna zawzięcie zaglądam…
Bardzo cię
potrzebuję, wręcz pożądam!
Lecz ty jakoś
ospale w moją podążasz stronę,
Tak jakbyś
gardziła uniżonym mym pokłonem…
A może
pobiegnę do lasu i tam poszukam ciebie,
Wśród drzew
i zwierząt… może i też na niebie?
Może tam
gdzieś ujrzę tę jedną jaskółeczkę,
Która choć
ciebie nie czyni, ucieszy troszeczkę,
Twojego
nadejścia zapowiedzią będzie,
Szukać cię
wtedy przestanę, bo poczuję wszędzie.
Biegnę więc
do lasu… po lesie już kołuję…
Coraz
szybciej i szybciej, choć tchu mi brakuje.
Uparcie i
wytrwale własne pokonuję słabości,
I nagle czuję
- jak wiosna w mym sercu się mości.
Dziwne to
uczucie, wszak nie widzę wiosny,
Jednak jej
ślad w sercu odczuwam, i to radosny…
Poprawia się
mój nastrój i samopoczucie,
Pogoda ducha
powraca, a nawet i… chucie.
Z wiosenką w
sercu powracam do domu…
Czuję
zmęczenie lecz nie skarżę się nikomu,
Wszak warto
było się tak zdrowo pomęczyć,
By spostrzec
jak Natura do człeka się wdzięczy.
Dość
kontakt mieć z jej łonem - najczęściej jak się da,
A ono już
sprawi, że przestanie być ważna pogoda…
Czy wiosna,
czy zima, czy słońce, czy plucha,
Radośni
będziemy i uśmiechnięci - od ucha do ucha.
Wiosenka
w moim ogrodzie.
Wprawdzie
to fotka z zeszłego roku, ale lada dzień, tak będzie mój ogród
wyglądał. Mocno w to wierzę!
Wiosna
za moim domem.
Ależ
to cudowny widok!
Gdzie
jesteś wiosenko ty moja kochana?
Co
dzień cię szukam z nadzieją od rana,
Przez
wszystkie okna zawzięcie zaglądam…
Bardzo
cię potrzebuję, wręcz pożądam!
Wiosenka
nasza ukochana już tuż-tuż. Czuję ją każdym zmysłem… A już
najbardziej sercem. Wprawdzie zima ciągle chojrakuje i nie chce
odpuścić, ale są to z pewnością jej ostatnie podrygi. Choć
dzisiaj akurat trudno mi sobie to wyobrazić, gdyż u nas znów z
nieba śniegiem wali, że… łooo matko! I to drugi już dzień. Ale
co tam, niechaj już ta zima wysypie całą resztkę ze swoich
śnieżnych zapasów… Jak musi. I niechaj spinkala na półkulę
południową. Pożegnam ją bez większego żalu, bo mi się już też
bardzo za wiosną ckni. Mam wielkie plany z wiosenką związane. A
jeszcze większe nadzieje.
Postanowiłam
jednak żadnej fotki z mojego dzisiejszego zimowego krajobrazu nie
zamieszczać… Nie chcę nikogo podłamywać. Wszak wszyscy,
zapewne, z wielkim utęsknieniem już na wiosnę czekają.
Wrócę
jeszcze na moment do biegania, skoro już się tak za wiosną
nabiegałam. Bo też przypomniało mi się, że niedawno, w TV
Polonia, słyszałam wypowiedź znanej prezenterski telewizyjnej,
Beaty Sadowskiej. A ona mówiła m.in., że jej pasją jest bieganie,
i że jak trzy dni sobie nie pobiega, to się dusi. Ha, aż buzię
rozdziawiłam, bo u mnie jest podobnie. Choć gdzie mi tam do niej,
ani wiekowo, ani fizycznie. Sadowiska, kobieta młoda i bardzo
wysoka, a ja… no, powiedzmy, nieco starsza… i malunia. Zaledwie
158 cm wzrostu. Ale jak widać, psychiczne predyspozycje w tym
względzie, jak i potrzeby płucno-oddechowe, mamy podobne. Po
Sadowskiej wypowiadał się Marcin Miller, szef Playboya, który pół
żartem, pół serio powiedział, że jego pasją w odróżnieniu od
Beaty - jest niebieganie. Uśmiałam się z jego wypowiedzi, choć w
zasadzie wiem, że ludzie dzielą się na takich, co lubią sport,
ruch na świeżym powietrzu, i na takich, co nie lubią. I koniec!
Tacy ludzie mają inne pasje, i pewnie też potrafią być
szczęśliwi. Z autopsji jednak wiem, że ludzie uprawiający sport,
są weselsi, radośniejsi, szczęśliwsi. Dzieje się pewnie tak
dlatego, że wszystkie toksyny, jakie wchłania organizm człowieka w
dzisiejszym zatrutym świecie, podczas wysiłku fizycznego są
wydalane wraz z potem. Nawet te psychiczne. A może przede wszystkim.
Wiem po
sobie, że kiedy podłapię jakiegoś doła, i wszystkiego mi się
odechciewa, to wtedy, choć najmniejszej ochoty nie mam na
jakikolwiek ruch, zmuszam się. I to jeszcze jak! No a wtedy, albo
bieganie, albo pływanie, albo chociażby pedałowanie na
stacjonarnym rowerze… Ale tak porządnie, żeby aż siódme poty ze
mnie wyszły. Po czym prysznic, na przemian ciepły i zimny. Kurcze,
ależ się potem super czuję. Jak nowo narodzona. Naprawdę! Po
takich zabiegach, rumiana jak pączuś w maśle, zapominam o dołku,
a wszystkie moje problemy, bledną i subtelnieją. Nawet ja, staję
się jakaś taka… jakby subtelniejsza.
HKCz
(7.03.2010)