czwartek, 29 marca 2018

Bieg po wiosnę...

Gdzie jesteś wiosenko ty moja kochana?
Co dzień cię szukam z nadzieją od rana,
Przez wszystkie okna zawzięcie zaglądam…
Bardzo cię potrzebuję, wręcz pożądam!

Lecz ty jakoś ospale w moją podążasz stronę,
Tak jakbyś gardziła uniżonym mym pokłonem…
A może pobiegnę do lasu i tam poszukam ciebie,
Wśród drzew i zwierząt… może i też na niebie?

Może tam gdzieś ujrzę tę jedną jaskółeczkę,
Która choć ciebie nie czyni, ucieszy troszeczkę,
Twojego nadejścia zapowiedzią będzie,
Szukać cię wtedy przestanę, bo poczuję wszędzie.


Biegnę więc do lasu… po lesie już kołuję…
Coraz szybciej i szybciej, choć tchu mi brakuje.
Uparcie i wytrwale własne pokonuję słabości,
I nagle czuję - jak wiosna w mym sercu się mości.

Dziwne to uczucie, wszak nie widzę wiosny,
Jednak jej ślad w sercu odczuwam, i to radosny…
Poprawia się mój nastrój i samopoczucie,
Pogoda ducha powraca, a nawet i… chucie.

Z wiosenką w sercu powracam do domu…
Czuję zmęczenie lecz nie skarżę się nikomu,

Wszak warto było się tak zdrowo pomęczyć,
By spostrzec jak Natura do człeka się wdzięczy.

Dość kontakt mieć z jej łonem - najczęściej jak się da,
A ono już sprawi, że przestanie być ważna pogoda…
Czy wiosna, czy zima, czy słońce, czy plucha,
Radośni będziemy i uśmiechnięci - od ucha do ucha.


Wiosenka w moim ogrodzie.


Wprawdzie to fotka z zeszłego roku, ale lada dzień, tak będzie mój ogród wyglądał. Mocno w to wierzę!


Wiosna za moim domem.


Ależ to cudowny widok!

Gdzie jesteś wiosenko ty moja kochana?
Co dzień cię szukam z nadzieją od rana,
Przez wszystkie okna zawzięcie zaglądam…
Bardzo cię potrzebuję, wręcz pożądam!


Wiosenka nasza ukochana już tuż-tuż. Czuję ją każdym zmysłem… A już najbardziej sercem. Wprawdzie zima ciągle chojrakuje i nie chce odpuścić, ale są to z pewnością jej ostatnie podrygi. Choć dzisiaj akurat trudno mi sobie to wyobrazić, gdyż u nas znów z nieba śniegiem wali, że… łooo matko! I to drugi już dzień. Ale co tam, niechaj już ta zima wysypie całą resztkę ze swoich śnieżnych zapasów… Jak musi. I niechaj spinkala na półkulę południową. Pożegnam ją bez większego żalu, bo mi się już też bardzo za wiosną ckni. Mam wielkie plany z wiosenką związane. A jeszcze większe nadzieje.

Postanowiłam jednak żadnej fotki z mojego dzisiejszego zimowego krajobrazu nie zamieszczać… Nie chcę nikogo podłamywać. Wszak wszyscy, zapewne, z wielkim utęsknieniem już na wiosnę czekają.

Wrócę jeszcze na moment do biegania, skoro już się tak za wiosną nabiegałam. Bo też przypomniało mi się, że niedawno, w TV Polonia, słyszałam wypowiedź znanej prezenterski telewizyjnej, Beaty Sadowskiej. A ona mówiła m.in., że jej pasją jest bieganie, i że jak trzy dni sobie nie pobiega, to się dusi. Ha, aż buzię rozdziawiłam, bo u mnie jest podobnie. Choć gdzie mi tam do niej, ani wiekowo, ani fizycznie. Sadowiska, kobieta młoda i bardzo wysoka, a ja… no, powiedzmy, nieco starsza… i malunia. Zaledwie 158 cm wzrostu. Ale jak widać, psychiczne predyspozycje w tym względzie, jak i potrzeby płucno-oddechowe, mamy podobne. Po Sadowskiej wypowiadał się Marcin Miller, szef Playboya, który pół żartem, pół serio powiedział, że jego pasją w odróżnieniu od Beaty - jest niebieganie. Uśmiałam się z jego wypowiedzi, choć w zasadzie wiem, że ludzie dzielą się na takich, co lubią sport, ruch na świeżym powietrzu, i na takich, co nie lubią. I koniec! Tacy ludzie mają inne pasje, i pewnie też potrafią być szczęśliwi. Z autopsji jednak wiem, że ludzie uprawiający sport, są weselsi, radośniejsi, szczęśliwsi. Dzieje się pewnie tak dlatego, że wszystkie toksyny, jakie wchłania organizm człowieka w dzisiejszym zatrutym świecie, podczas wysiłku fizycznego są wydalane wraz z potem. Nawet te psychiczne. A może przede wszystkim.

Wiem po sobie, że kiedy podłapię jakiegoś doła, i wszystkiego mi się odechciewa, to wtedy, choć najmniejszej ochoty nie mam na jakikolwiek ruch, zmuszam się. I to jeszcze jak! No a wtedy, albo bieganie, albo pływanie, albo chociażby pedałowanie na stacjonarnym rowerze… Ale tak porządnie, żeby aż siódme poty ze mnie wyszły. Po czym prysznic, na przemian ciepły i zimny. Kurcze, ależ się potem super czuję. Jak nowo narodzona. Naprawdę! Po takich zabiegach, rumiana jak pączuś w maśle, zapominam o dołku, a wszystkie moje problemy, bledną i subtelnieją. Nawet ja, staję się jakaś taka… jakby subtelniejsza.

HKCz
(7.03.2010)