Uwielbiam
przyglądać się i przysłuchiwać zabawom moich Wnusiów. Ileż w
nich niezwykłych improwizacji, cudownej fantazji, bajecznych
postaci. Mój najmłodszy, 4-letni Wnusio, w zabawach takich wiedzie
prym. Potrafi godzinami bawić się sam ze sobą. Jednak w swoich
zabawach nigdy nie występuje sam. Zawsze wymyśla sobie przynajmniej
jakieś dwie postacie, z którymi prowadzi rozmowy, śpiewa, tańczy…
Nieraz nawet i płacze, jak akurat taka scena rozgrywa się w jego
wyobraźni.
Mój
Wnusio w dzisiejszej roli oceanicznego nurka.
Oryginalny,
nieprawdaż?
Pojęcia
nie mam skąd mu przyszło na myśl, aby założyć na siebie pudełko
plastikowe i wiaderko, które wcześniej (pewnie specjalnie),
opróżnił ze swoich zabawek, i w ten sposób, w takim
„przyodziewku”, grać rolę nurka. Bardzo szlachetnego nurka. Bo
też z harpunem w rączce (za co posłużył mu patyczek do kwiatów
doniczkowych), ratował syrenkę przed złym rekinem. A ile się przy
tym nagadał… hihihi!... i to w trzech osobach. Tłumaczył,
prosił, nakazywał - jako nurek; złościł się, krzyczał złowrogo
- jako rekin; śpiewał, błagał, płakał - jako syrenka… Ba, raz
się nawet kilka rybek pojawiło, które jedna przez drugą wołały:
- „Uciekaj syrenko, rekin ciebie chce zjeść! Szybko, szybko,
uciekaj!... Kochany nurku, dobry nurku, odważny nurku, ratuj syrenkę
od złego rekina! Ratuj, śpiesz się, syrenka płacze ze strachu!”
- No i oczywiście dobry nurek, pokonał złego rekina moim
patyczkiem… upsss! chciałam powiedzieć - harpunem, i syrenkę
uratował. Pokonał, nie znaczy, zabił. A gdzież tam! Mój Wnusio…
to jest, nurek, ma dobre serduszko. Nie zabija nikogo. Postukał
tylko złego rekina harpunem po płetwie, i kazał mu się wynosić:
- „tam gdzie wanilia kwitnie”. Uśmiałam się serdecznie, bo to
są moje słowa. Nieraz tak mówię, kiedy ktoś mnie zdrowo wkurzy.
Wnusio
był bardzo uradowany, że „udało” mu się syrenkę uratować.
Ja też się cieszyłam. I to podwójnie. Raz, że Wnusio miał
wspaniałą zabawę, a dwa, co bardzo istotne, że w jego zabawie -
dobro zwyciężyło zło. Jak zawsze zresztą.
Na
zakończenie zabawy „na dnie oceanu”, Wnusio jako nurek i jako
syrenka - w jednej osobie, odśpiewał jeszcze nauczoną dziś w
przedszkolu wesołą piosneczkę (jedną zwrotkę dyszkantem, drugą
basem), i kiedy skończył, zawołał:
-
Babciu, jestem głodny!
Bardzo mi się podobają Wnusia zdolności do fantazjowania. Niechaj fantazjuje ile wlezie! Mam nadzieję, że w jego przypadku, to nie tylko skłonność do spontanicznego fantazjowania, która jest naturalną cechą dziecka, ale i zdolność. Zdolność, którą będzie w sobie rozwijał przez całe swoje życie. O wiele przyjemniej będzie mu się wtedy żyło. Osoby z bogatym życiem wewnętrznym, umieją być szczęśliwe. Mimo wszelkich przeciwności losu.
Zdjątko
zrobione przez mojego Wnusia na dzisiejszym
spacerze.
Fajniutki
ten ślimaczek winniczek, co nie?
Kiedy
Wnuczek zobaczył tego ślimaczka na naszej drodze, zawołał:
- Babciu
daj aparat, zrobię mu zdjęcie. Wygląda tak pysznie!
Pysznie?
Dlaczego powiedział „pysznie”? Nie dojrzale, na ten przykład,
albo ładnie, czy też uroczo… Albo coś w ten deseń, tylko
pysznie. Zastanowiło mnie to bardzo. Wprawdzie w moim Wnusiu płynie
francuska krew, no bo też jego dziadek jest Francuzem, ale to chyba
nie oznacza, że, że… a nie, nie, z pewnością nie! To pewnie
tylko moja (z kolei) bujna wyobraźnia takie skojarzenia mi podsuwa…
A sio, niesmaczne myśli!
A
oto moje kochane Wnuczęta w wymyślonych przez
siebie
bajkach.
Kochane
i radosne Dzieciaczki!
A tutaj LINK do - jeszcze jednego - opisanego przeze mnie Wnuczka fantazjowania.
HKCz
11.05.2010