No niestety, zima nie
daje za wygraną. Nie odpuszcza ani na jotę. Tyle u nas śniegu
napadało przez noc, że... łooo matko! I ciągle pada. Pewnie ci na
górze uparli się i chcą pięcioletni plan w ciągu jednego roku
wykonać. A niech im będzie! Łapię się więc za łopatę, i do
odśnieżania... marsz!
Dobra łopata,
ciepłe buci i robota idzie, że hej! Nawet lubię tę poranną
gimnastykę. Oczywiście, jak nigdzie nie muszę się śpieszyć, do
jakiejś roboty... czy cóś.
Tak wyglądały
dzisiaj z rana ulice w moim mieście.
Ludzie
jeszcze śpią. Przecieram pierwsze szlaki.
Tyle słońca
w moim mieście... I tylko tyle.
Słoneczko
bardzo się stara, aby rozweselić nam nieco poranek... Czy mu się
uda przebić przez te grube, ołowiane chmurzyska w ciągu dnia? Sie
zobaczy!
Zła
zima
Hu! Hu! Ha!
Nasza zima zła!
Szczypie w
nosy, szczypie w uszy
Mroźnym
śniegiem w oczy prószy,
Wichrem w
polu gna!
Nasza zima
zła!
Hu! Hu! Ha!
Nasza zima zła!
Płachta na
niej długa, biała,
W ręku gałąź
oszroniała,
A na plecach
drwa...
Nasza zima
zła!
Hu! Hu! Ha!
Nasza zima zła!
A my jej się
nie boimy,
Dalej
śnieżkiem w plecy zimy,
Niech
pamiątkę ma!
Nasza zima
zła!
(M.
Konopnicka)
Eeee tam, aż taka zła,
to znowuż nie jest. Jak się chce, można ją polubić... I byle do
wiosny!
HKCz
12.02.2010