środa, 28 marca 2018

Słabość do rękawiczek

Nie wiem, czy powinnam być z tego zadowolona, czy nie, ale ja mam taką dziwną słabość do rękawiczek. Pewnie to podobna słabość jak u niektórych kobiet - do butów i torebek. Jak sięgnę pamięcią, zawsze miałam ich od groma i ciut, ciut. Różnych, przeróżnych. I ciepłych na zimę - w różnych kolorach, i z różnej włóczki, i z wszystkimi paluszkami, i z jednym paluszkiem, i skórzane ocieplane. A jakże! I na inne pory roku, nie inaczej. Przede wszystkim skórzane, tyle, że z cieniutkiej skórki, i też w różnych kolorach. A i z różnych tkanin również. Zwłaszcza bawełniane. Ba, nawet ażurkowe miałam… Tzn. mam. Nadal. O, chociażby takie.

Mają już zdrowo ponad 30 lat, a ciągle są w stanie nienaruszonym.
Hihihi! Nawet mi się fajnie udało odciąć siebie od swojej ażurkowej rączki.

Niektórych rękawiczek nie miałam nawet okazji założyć. O niektórych nawet zapominałam… Ale je miałam, i mam! Sporo. Coś mi się wydaję, że je chyba nawet kolekcjonuję. Czy chcę, czy nie chcę… kolekcja sama się robi.    
Czasami nawet śpię w rękawiczkach. Nie, to nie są fanaberie, czy kaprysy podstarzałej „dziewczynki”. Śpię w rękawiczkach z czysto praktycznych powodów, a właściwie pielęgnacyjnych powodów. Bo ja na odmianę nie cierpię gumowych rękawiczek. Na gumę mam uczulenie. No i kiedy oddaję się sprzątaniu, na ten przykład, to czynię to gołymi rękami. A przy takim sprzątaniu, wiadomo, ma się kontakt z różnymi chemikaliami, po których, co tu dużo gadać, zostaje ślad na rączkach. No to, aby się pozbyć tych niechcianych śladów, i osobiste rączki doprowadzić do porządku, przed spaniem smaruję je grubo kremem odżywczym, albo oliwą… i wskakuję do łóżeczka, zakładając oczywiście wcześniej, bawełniane białe rękawiczki… I tak sobie spuniam.
Pewnie się zastanawiacie, co mnie tak nagle naszło na takie wyznania. Ano zupełnie przypadkowo mnie naszło. Bo kiedy byłam dzisiaj… no gdzie?... oczywiście - w lesie, to tam znalazłam samotną rękawiczkę na śniegu. Realną, nie tę z piosenki Alibabek.
Ja, Halszka, i samotna rękawiczka na śniegu.


Rękawiczka, jak rękawiczka, a mnie wprawiła w zdumienie. Taka ładniutka, a taka samotna… i to jeszcze na śniegu. Biedulka! Żal mi się jej w końcu zrobiło. Bo już taki wrażliwy, uczuciowy ze mnie człowieczek. (Hihihi…! Pewnie dlatego właśnie, lubię pisać bajki). Podniosłam rękawiczkę i przyjrzałam się jej wnikliwie. Była piękna, i taka cieplutka. I choć było mi jej żal, że taka samotna biedulka, powiesiłam ją na gałęzi pobliskiego drzewa. Pomyślałam sobie, że w ten sposób będzie bardziej widoczna, i ten ktoś, komu się ona wymsknęła, będzie miał możliwość swoją zgubę (od pary) odnaleźć. Wcześniej jednak, do jej śladu na śniegu, przyłożyłam swoją rękawiczkę, i odcisnęłam jej ślad również… Poczułam zadowolenie. Samotnej rękawiczce z pewnością będzie teraz raźniej czekać na swojego właściciela z rękawiczką od pary.  


Zadowolona z siebie pobiegłam do auta. Siadając za kierownicą, zmieniałam rękawiczki z wełnianych na skórzane, coby mi się kierownica lepiej rączek trzymała, i pojechałam do domciu. W domciu, z lubością popatrzyłam na swoje dwie pary użytych rękawiczek, i powiesiłam je na kaloryferze. Rzecz jasna, aby ładnie wyschły. Po wypiciu porannej kawki, zabrałam się natychmiast za porządki. Za szorowanie łazienki. Bez rękawiczek, ma się rozumieć. Wszak guma mnie mierzi!
Kiedy wieczorem spojrzałam na swoje ręce, byłam pewna, że spać pójdę w rękawiczkach. Bawełnianych. Białych. Koniecznie białych.
Aha, i koniecznie też z Dżemem! Nie, nie z tym do jedzenia. W łóżeczku, po umyciu, ząbków niczego już nie jadam. A zwłaszcza słodkości. Dżem do słuchania mam na myśli - do kołyski (kliknij).
HKCz
26.01.2010