Nie wiem, czy powinnam być z tego zadowolona, czy
nie, ale ja mam taką dziwną słabość do rękawiczek. Pewnie to
podobna słabość jak u niektórych kobiet - do butów i torebek.
Jak sięgnę pamięcią, zawsze miałam ich od groma i ciut, ciut.
Różnych, przeróżnych. I ciepłych na zimę - w różnych
kolorach, i z różnej włóczki, i z wszystkimi paluszkami, i z
jednym paluszkiem, i skórzane ocieplane. A jakże! I na inne pory
roku, nie inaczej. Przede wszystkim skórzane, tyle, że z
cieniutkiej skórki, i też w różnych kolorach. A i z różnych
tkanin również. Zwłaszcza bawełniane. Ba, nawet ażurkowe miałam…
Tzn. mam. Nadal. O, chociażby takie.
Mają już zdrowo ponad 30 lat,
a ciągle są w stanie nienaruszonym.
Hihihi! Nawet mi się fajnie
udało odciąć siebie od swojej ażurkowej rączki.
Niektórych
rękawiczek nie miałam nawet okazji założyć. O niektórych nawet
zapominałam… Ale je miałam, i mam! Sporo. Coś mi się wydaję,
że je chyba nawet kolekcjonuję. Czy chcę, czy nie chcę…
kolekcja sama się robi.
Czasami nawet śpię w rękawiczkach. Nie, to nie są
fanaberie, czy kaprysy podstarzałej „dziewczynki”. Śpię w
rękawiczkach z czysto praktycznych powodów, a właściwie
pielęgnacyjnych powodów. Bo ja na odmianę nie cierpię gumowych
rękawiczek. Na gumę mam uczulenie. No i kiedy oddaję się
sprzątaniu, na ten przykład, to czynię to gołymi rękami. A przy
takim sprzątaniu, wiadomo, ma się kontakt z różnymi chemikaliami,
po których, co tu dużo gadać, zostaje ślad na rączkach. No to,
aby się pozbyć tych niechcianych śladów, i osobiste rączki
doprowadzić do porządku, przed spaniem smaruję je grubo kremem
odżywczym, albo oliwą… i wskakuję do łóżeczka, zakładając
oczywiście wcześniej, bawełniane białe rękawiczki… I tak sobie
spuniam.
Pewnie się zastanawiacie, co mnie tak nagle naszło
na takie wyznania. Ano zupełnie przypadkowo mnie naszło. Bo kiedy
byłam dzisiaj… no gdzie?... oczywiście - w lesie, to tam
znalazłam samotną rękawiczkę na śniegu. Realną, nie tę z
piosenki Alibabek.
Ja, Halszka, i samotna
rękawiczka na śniegu.
Rękawiczka, jak rękawiczka, a mnie wprawiła w
zdumienie. Taka ładniutka, a taka samotna… i to jeszcze na śniegu.
Biedulka! Żal mi się jej w końcu zrobiło. Bo już taki wrażliwy,
uczuciowy ze mnie człowieczek. (Hihihi…! Pewnie dlatego właśnie,
lubię pisać bajki). Podniosłam rękawiczkę i przyjrzałam się
jej wnikliwie. Była piękna, i taka cieplutka. I choć było mi jej
żal, że taka samotna biedulka, powiesiłam ją na gałęzi
pobliskiego drzewa. Pomyślałam sobie, że w ten sposób będzie
bardziej widoczna, i ten ktoś, komu się ona wymsknęła, będzie
miał możliwość swoją zgubę (od pary) odnaleźć. Wcześniej
jednak, do jej śladu na śniegu, przyłożyłam swoją rękawiczkę,
i odcisnęłam jej ślad również… Poczułam zadowolenie. Samotnej
rękawiczce z pewnością będzie teraz raźniej czekać na swojego
właściciela z rękawiczką od pary.
Zadowolona z siebie pobiegłam do auta. Siadając za
kierownicą, zmieniałam rękawiczki z wełnianych na skórzane, coby
mi się kierownica lepiej rączek trzymała, i pojechałam do domciu.
W domciu, z lubością popatrzyłam na swoje dwie pary użytych
rękawiczek, i powiesiłam je na kaloryferze. Rzecz jasna, aby ładnie
wyschły. Po wypiciu porannej kawki, zabrałam się natychmiast za
porządki. Za szorowanie łazienki. Bez rękawiczek, ma się
rozumieć. Wszak guma mnie mierzi!
Kiedy wieczorem spojrzałam na swoje ręce, byłam
pewna, że spać pójdę w rękawiczkach. Bawełnianych. Białych.
Koniecznie białych.
Aha, i koniecznie też z Dżemem! Nie, nie z tym do
jedzenia. W łóżeczku, po umyciu, ząbków niczego już nie jadam.
A zwłaszcza słodkości. Dżem do słuchania mam na myśli -
do kołyski (kliknij).
HKCz
26.01.2010