środa, 28 marca 2018

O brzasku… pod domem i w lasku

Ojejku, jakie ja mam boleści w kroku…! Teraz, kiedy zasiadłam do komputera, boli mnie jeszcze bardziej. Dlaczego? A cóż to takiego się Halszce przytrafiło? Ano… się przytrafiło. Miała dzisiaj małą przygodę.
Otóż zanim wyjechałam autem, ściągałam z niego pokrowiec, i kiedy się już z nim uporałam, chcąc schować go do bagażnika, pod samym bagażnikiem, rozjechałam się na cacy… i zrobiłam efektowny szpagat. A przecież lata już nie te, co kiedyś, kiedy z łatwością szpagat mi wychodził. No dobra, przyznam szczerze, że to nawet niecały szpagat mi wyszedł. Ale w każdym bądź razie, o wiele więcej, niż półszpagat. Tak bardzo rano było ślisko. Na nogach nie można było ustać. No niby to nic dziwnego, wszak to luty. A już stare przysłowie nam mówi, że jak: „Idzie luty, podkuj buty”. Ha, ale jak tu adidasy podkuć? Zresztą, jak tu biegać w podkutych butach? Ni jak się nie da. No nic, mam nadzieję, że do jutra ból się po kościach rozejdzie i dalej będę fikać. Nie zniosłabym uziemienia.
Mimo rozjechanego szpagatu i krokowych boleści, wędrówkę po lesie i tak zaliczyłam… Bo jakżeby inaczej. To moje zdrowie, przyjemność i radocha wielka!
A oto moje słowno-fotograficzne impresje z porannej wędrówki.

Las o brzasku

W lesie najpiękniej o brzasku…
Kiedy mgłą osnute jeszcze,
Kiedy słońce nabiera dopiero blasku,
Kiedy na wpół uśpione jeszcze…


Słoneczny prześwit w głębi lasu.


A kuku, słoneczko!


Zielone na białym.


Choć to tylko igiełki, ale cieszą oko swą zielonością.


Czerwone na biało-zielonym.


Czerwoność na tle zielonym jeszcze bardziej oko cieszy… biel
można pominąć.


Oko lasu.


… patrzy na mnie przyjaźnie, no to ja mu - łyp!... swoim oczkiem, i kliiik!... oczkiem obiektywu.


HKCz
20.02.2010