Naprawdę,
w mojej całej rodzince jest bardzo dużo raczków. Oprócz mnie
oczywiście i mojego prezentu urodzinowo-imieninowego, w osobie
mojego Syna. Akurat wczoraj świętowaliśmy urodzinki kolejnego
raczka, mojej starszej Wnusi. Wesolutko i radośnie było, że ho,
ho!
Tu, w
Niemczech, imieniny nie są znane, ale za to urodziny obchodzi się
bardzo hucznie. Zwłaszcza urodziny dzieci. Bo i w szkole, czy w
przedszkolu, a potem jeszcze i w domu dzieci świętują całą parą.
Matka dziecka, które w danym dniu obchodzi urodziny, przygotowuje
poczęstunek dla wszystkich dzieci z klasy swojej pociechy, czy z
grupy przedszkolnej, a potem jeszcze organizuje przyjęcie w domu,
dla jego najbliższego koleżeństwa. Taki zwyczaj. Mało kto się z
niego wyłamuje.
W mojej
tutaj najbliższej rodzince, mamy czworo dzieci, czyli czworo moich
Wnucząt, i cztery razy w roku, wszystkie z pompą obchodzą swoje
urodzinki. Już moja Córka i Synowa o to dbają.
Na
wczorajsze przyjęcie urodzinowe mojej Wnusi, koleżeństwo jej
zebrało się bardzo licznie. I to ze szkoły, i to z ulicy, i
kuzynostwo oczywiście. Pogoda była piękna, więc cała imprezka
odbywała się w przydomowym ogrodzie. Najpierw oczywiście
zdmuchiwanie świeczek przez Wnusię na torcie i pałaszowanie
torcika, jak i różnych innych smakołyków, po czym tańce i
przeróżne gry i zabawy. A potem, wielka niespodzianka. I to nie
tylko dla szanownych gości, dla samej Jubilatki także. Ale
ciiiii...! o niespodziance później.
Szczęśliwa
babcia Halszka z nie mniej szczęśliwą
Jubilatką.
...i
malutką cząsteczką zaproszonych gości.
Córka
bardzo sprawnie i ciekawie organizowała różne wesołe gry i
zabawy.
Och,
ile było okrzyków radości i śmiechu!
Nagle do
ogrodu przybył jakiś pan, w czarnym cylindrze na głowie, i z
czarnym, pokaźnych rozmiarów kuferkiem w ręku. O rany, a to kto?!
Dzieciaczki oniemiały. Ucichły śmiechy. Wszystkie oczy skierowały
się na przybysza i jego dziwny kuferek. Czyżby był czarodziejski?
Czyżby ten pan, to czarodziej? Tak, przybył czarodziej!
Huuurrraaa!!!
Pan
czarodziej, przywitał się z dziećmi, i śpiewając, oznajmił, że
został zaproszony przez rodziców szanownej Jubilatki. Och, ile
pisku radości przeleciało po ogrodzie. Ha, z pewnością i po
ulicy. Dzieci w mig zasiadły przed czarodziejem... i zaczęło się
czarowanie. To ci była niespodzianka!
Z
rozdziawionymi buziulkami dzieci przyglądały się czarodziejowi
i
jego czarom.
...co
rusz wykrzykując z zachwytu, i bijąc brawo.
Szanowna
Jubilatka została zaproszona przez czarodzieja do asysty.
...sama
również poczarowała trochę, ku radości własnej i swoich gości.
A na koniec wspólnego czarowania, wraz z czarodziejem, wystrzeliła
z ognistej armaty jakąś dziwną kulę, która rosła w powietrzu...
Nagle huk, kula pękła, i wysypało się z niej masę przeróżnych
cukiereczków. Ależ dzieci miały frajdę przy ich zbieraniu!
Zanim
czarodziej pożegnał się z dziećmi, wyczarował jeszcze każdemu z
nich istne cudeńka z baloników.
Były
różne zwierzątka, kwiatuszki, autka, motory, szable, czapki
czarodziejskie i... i już nawet nie pamiętam co jeszcze. A nasza
Jubilatka otrzymała czarodziejską koronę. Prawda, że piękna?
HKCz
7.07.2010