sobota, 31 marca 2018

Ufff... jak gorąco!

U nas wprawdzie nie ma takich upałów rodem z Sahary jak w Polsce, ale też gorąco. Postanowiliśmy więc dzisiaj wybrać się nad nasze ulubione jezioro nieopodal naszego miasta. Pojechaliśmy oczywiście autem, bo to odległość kilkunastu kilometrów.
Na parkingu nad jeziorem przeładowaliśmy nasze bagaże na drugi środek lokomocji... i jazda! Byle szybciej do wody, bo w aucie spociliśmy się jak szczury. Wprawdzie klima w aucie jest, ale rzadko jej używamy na krótkich odcinkach, bo, jak by nie patrzeć, nie jest najzdrowsza na drogi oddechowe.
Wio koniku...!
Córcia ciągnie nasz majdan, a Wnusie już z przodu pędzą by jak najszybciej zobaczyć jezioro.
O, widać już jezioro!
Lubię to jezioro. Jest pięknie położone, zewsząd otoczone górami i lasami.
Oto i jezioro w pełnej krasie.
...a właściwie tylko jego mała część.
Wędrujemy dalej brzegiem jeziora.
...na nasze stałe, ulubione miejsce.
Na samym początku trzeba nam było statkiem popływać.
...już Wnusio o to zadbał.
Zaraz potem, hop do wody!
Ależ ta woda wspaniała! Chłodna, czysta... mokra.
Słoneczko chyli się już ku zachodowi.
...czas na ostatnie pływańsko.
Babcia Halszka pływańskiem orzeźwiona i ożywiona jak się patrzy, 
nawołuje już swoją kochaną czeredkę.
Dzieciaczki, w dwuszeregu zbiórka!
Wracając do auta, zasuwaliśmy drugą stroną brzegu, i proszę bardzo, 
co po drodze zobaczyliśmy... Szok!
Czegoś takiego jak żyję nie widziałam... A trochę już żyję. Drzewo wyglądało jakby go w całości poddano galwanizacji srebrem. Dokładnie całe, równomiernie wysrebrzone mieniło się w promieniach słońca. Rozdziawiając buzie z ciekawości, podeszliśmy do drzewa... i aż nas zamurowało. To, co zobaczyliśmy z bliska, było okropne... Pod drzewem było pełno jakichś małych i bardzo ruchliwych larw. Z krzykiem obrzydzenia odskoczyliśmy od drzewa i natychmiast wzięliśmy nogi za pas... i w te pędy pognaliśmy drogą prowadzącą na parking.
A przyśpieszenia po tym widoku dostaliśmy, że ho, ho!
...w mig byliśmy przy aucie... i jazda do domciu!

HKCz
14.06.2010