Jak podają polskie media, Polacy bez opamiętania nadużywają leków. Skąd to się bierze? Czyżby edukacja zdrowotna społeczeństwa polskiego względem leków była niedostateczna? A może to postępująca hipochondria trawi Polaków?
Sytuacja w polskiej służbie zdrowia jest ciągle daleka od poprawnej, to fakt, ale jest też i druga strona medalu, też przerażająca — polscy pacjenci, którzy do przesady wykupują leki (nawet na zapas) i pochłaniają je w ogromnych ilościach. A przecież leki to nie cukierki. Przesadna miłość Polaków do leków jest obecnie aż nazbyt widoczna. W 2013 roku wydali na nie ponad 18 mld złotych.
W przypadku wielu dolegliwości trapiących nas na co dzień można przecież wykorzystać domowe sposoby. Jest wiele ziół, wiele substancji leczniczych pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, które w wielu przypadkach mogą zastąpić leki pochodzące z firm chemii farmaceutycznej. Po co napychać czyjeś przepastne kieszenie, jeśli w wielu przypadkach sami sobie możemy pomóc? Oczywiście chodzi tu o osoby relatywnie zdrowe. Poważnie chorzy niestety muszą się leczyć farmakologicznie, a tym samym, dawać zarobić coraz bardziej zachłannym korporacjom farmaceutycznym.
Z roku na rok rośnie ilość sprzedawanych w Polsce medykamentów. Polacy prześcignęli już przodujących dotąd w Europie Francuzów. Bardzo to niepokojące, zważywszy na fakt, że każde lekarstwo to także trucizna, tyle że spożywana w małej ilości. Chemia to chemia i pompowanie jej bez umiaru do organizmu tylko dlatego, że kupuje się ją w aptece kojarzonej ze zdrowiem — jest zwyczajnie szkodliwe. A wiele osób niestety zażywa leki choć nie jest to konieczne, ot tak, z przyzwyczajenia. Albo z byle powodu, często nie czytając nawet załączonej ulotki. Nie mogą więc, albo i nie chcą, zdać sobie sprawy z tego, jak szybko można się uzależnić od danego specyfiku. I to nie tylko psychicznie, bo z czasem też i fizycznie. Najwyraźniej edukacja zdrowotna społeczeństwa polskiego w tym względzie jest niedostateczna.
Myślę, że Polacy rzeczywiście bez opamiętania nadużywają leków. Przesadzam? Chyba nie. Wystarczy prześledzić badania CBOS-u, aby się przekonać. A z nich wynika, że aż 80% dorosłych Polaków zażywa leki. A spośród tych bez recepty najpopularniejsze są przeciwbólowe i przeciwzapalne, na przeziębienie oraz witaminy i minerały. I co gorsza, tendencja jest wzrostowa. Wymowne są także odpowiedzi na pytania CBOS-u. Otóż badani pytani o ocenę swojego stanu zdrowia w większości, bo 54%, określali go jako dobry. Niezadowolenie wyrażało 15 % ankietowanych, a prawie co trzeci, czyli 31 %, określało swoje zdrowie jako — ani dobre, ani złe. Kto więc zażywa te wszystkie leki? Odpowiedź nasuwa się sama.
Wielu lekarzy z kolei uważa, że jeśli pacjentom nie przepiszą jakiegoś leku, wychodzą z gabinetu lekarskiego zawiedzeni, ba, czasem wręcz obrażeni, więc im przepisują. (Czy mają w tym i swój interes, nie wspominają). I koło się zamyka. A dzięki temu firmy farmaceutyczne mają się świetnie. Tym bardziej, że na ich zyski wpływają także pochłaniane przez Polaków leki bez recepty, a także suplementy diety.
Mam w rodzinie jedną taką starszą osobę, która przez całe życie wciskała w siebie mnóstwo leków, chociaż w zasadzie nigdy poważnie nie chorowała. Nigdzie się też nie ruszała bez swojego haftowanego woreczka z tymi kolorowymi „cudeńkami”. Czasami sobie z niej żartowałam, że przez tę chemię, jaką przy sobie i w sobie nosi, dojdzie w niej kiedyś do reakcji chemicznej (zjawiska fluorescencji) i w nocy będzie świecić niczym robaczek świętojański. Żarty żartami, ale w sumie to jest mi jej bardzo żal, że przez tyle lat tak bardzo szkodziła swojemu zdrowiu. Bo czy teraz szkodzi, w wieku 80 lat? Sama już nie wiem. Teraz pewnie tę chemię zażywać już musi, teraz naprawdę poważnie choruje.
Osobiście mam awersję do leków pochodzenia chemicznego. Bo jakby nie patrzeć, mają one także skutki uboczne. Od dziecka czuję ogromną niechęć do tabletek i też rzadko je zażywam. Pamiętam, że jak moje dwie starsze siostry chorowały, zarażając się jedna od drugiej, Mama profilaktycznie także i mnie kładła do łóżka i faszerowała tabletkami. Właściwie to próbowała faszerować, bo kiedy się odwróciła, wypluwałam wszystkie do garści. I muszę przyznać, że rzadko kiedy byłam chora. Potem, jak już byłam dorosła, leczyłam swoje dzieci i siebie w większości ziołami. I tak jest do dziś. Moja domowa apteczka jest w zasadzie pusta. Czasami miałam w niej jakieś tam witaminy, czy minerały, ale od kiedy piję zrobione przez siebie green smoothie mam w niej tylko materiały opatrunkowe.
Jak już wspominałam, jest wiele domowych sposobów, wiele ziół, wiele substancji leczniczych pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, które przy różnych naszych dolegliwościach znakomicie mogą zastąpić chemiczne i syntetyczne środki farmakologiczne. Na przykład czosnek, tran, cebula, siemię lniane, goździki... etc. Zawarte w nich substancje czynne znakomicie wpływają na nasze zdrowie.