To prawda, idioci sami się
rodzą, i to w każdym kraju. Miałam kolejną okazję by się o tym
przekonać, kiedy to parę dni temu, będąc u Córki, wybrałam się
z naszym psem na spacer torami kolejowymi biegnącymi w pobliżu jej
domu.
Bardzo lubię spacer
torami. To pozostałość z dzieciństwa. Z dzieciakami często na
torach urządzaliśmy sobie różne zabawy, np. zawody w skokach po
pokładach, albo w chodzeniu po szynach i jak najdłuższym
utrzymywaniu równowagi. W tajemnicy przed rodzicami oczywiście.
Zachowywaliśmy jednak jak najdalej idące bezpieczeństwo. Znaliśmy
dokładnie rozkład jazdy wszystkich pociągów osobowych. Jedynie na
pociągi towarowe musieliśmy uważać. Ale ich na szczęście w
tamtych czasach nie było zbyt dużo w naszym mieście. Zabawę
mieliśmy zawsze wspaniałą i nigdy nikomu nic złego się nie
stało.
Wracając do mojego
spaceru po torach sprzed paru dni, dodam, że tory te od kilku lat są
nieużywane. A są to tory, które wcześniej łączyły kilka
dzielnic naszego miasta. Ze względu jednak na nierentowność tych
połączeń, Włodarze Miasta zadecydowali wstrzymać pociągi na tej
trasie. Rzeczywiście, mało kto jeździł nimi. Teraz niemalże
każdy ma swój środek lokomocji, a dla tych co nie mają, są
miejskie autobusy.
Szłam sobie z Aramisem
zadowolona, co rusz skacząc z pokładu na pokład, kiedy nagle
Aramis się zatrzymał i „pokazał” mi taki oto obrazek:
- No coś takiego! -
krzyknęłam, przypatrując się znalezisku. To była paczka z
gazetami. Nasz lokalny tygodnik. Prosto z drukarni. Gazety były
równiutko ułożone i obwiązane, z przeznaczeniem do kolportażu.
Byłam zbulwersowana tym widokiem, bo od razu się domyśliłam, skąd
się tu na torach wzięły. Z pewnością jakiś nieuczciwy
roznosiciel gazet, zamiast roznieść gazety po domach, pozbył się
ich tutaj, „oszczędzając” sobie pracy a pieniądze „za pracę” pewnie kasując. Ten podły czyn to pewnie dzieło jakiegoś niewychowanego,
głupiego smarkacza. Bo najczęściej to młodzi ludzie zatrudniają
się do roznoszenia gazet, by dorobić sobie do kieszonkowego. Bo
żeby dorosłego człowieka mogłoby stać na taki czyn, trudno mi
uwierzyć.
Były to gazety z
września, a więc niedawno je tu ktoś wyrzucił. Tędy prawie nikt
nie chodzi, więc pewnie ten ktoś myślał, że dobre miejsce wybrał
dla swojego podłego czynu.
Obfotografowałam gazety z każdej strony, tak na wszelki wypadek, i zdegustowana ruszyłam dalej. Aramis jednak nie bardzo chciał iść, coś węszył i w końcu zeskoczył z torów i pobiegł na skarpę, wystawiając mi powód swojego węszenia. Oto i on:
Na ten widok z wrażenia
aż przysiadłam i krzyknęłam: - Co za skończony idiota!
Najwyraźniej ten ktoś oddawał się temu procederowi już od kilku
miesięcy. Chcąc zarobić dużo pieniędzy, nabrał jeszcze też i
różne prospekty reklamowe do kolportażu… Fajny kolportaż!
A niech go nie wiem co!
Takiego bydła tu narobił.
Co za perfidia! Myślał, że zarobi sobie pieniądze nic nie robiąc? No jasne, bo po co łazić od ulicy do ulicy, od domu do domu, jak
można wszystkich gazet i prospektów naraz się pozbyć… i
pieniądze i tak skasować?
Trzeba być nie byle jakim
idiotą, aby zrobić coś takiego. A już z pewnością trzeba być
skończonym idiotą, aby liczyć na to, że sprawa się nie rypnie,
że się tak kolokwialnie wyrażę, i do odpowiedzialności nie
będzie się pociągniętym. A tu, w Niemczech, niestety, albo raczej
stety, kara za takie czyny jest bardzo dotkliwa. Już Służby
Porządkowe Miasta, po nitce do kłębka, dojdą do sprawcy. Mają na
to swoje sposoby.
Skąd o tym wiem? Ano
stąd, że sama się do tego przyczyniłam, bo w końcu te zdjęcia
tam wysyłam. Wprawdzie nie tak od razu, bo jakoś dziwnie żal mi
było sprawcy tego procederu. Pomyślałam, że jest nim z pewnością
jakiś durnowaty smarkacz, którego trzeba by było jakoś spamiętać.
Chciałam najpierw sama go znaleźć i przywołać do porządku.
Poszłam więc na tory jeszcze raz na drugi dzień. Niestety, nikogo
tam nie widziałam i nic się tam nie zmieniło. Wszystkie gazety i
prospekty nadal leżały jak leżały. Wracając torami,
zastanawiałam się co zrobić. Po przejściu kilkudziesięciu
kolejnych metrów, wiedziałam już co, bo na taki oto obrazek się
natknęłam:
Aż mną potelepało ze
złości, gdy to zobaczyłam. Ten skubaniec jeszcze i gazet dorzucił. - O nie! - zawołałam sama do siebie. - Teraz już nie daruję. I
kiedy tylko wróciłam do domu, natychmiast pocztą mailową wysłałam zdjęcia do tut. Ratusza. Reakcja była natychmiastowa. Po
kilkunastu minutach drogą powrotną otrzymałam maila z podziękowaniem za
zdjęcia i obywatelską postawę.
W Niemczech takie rzeczy
nie ujdą nikomu na sucho. Tu jest dyscyplina, a już zwłaszcza
związana z Umweltschutz, czyli ochroną środowiska.
Oj, nagrabił sobie ten
idiota, nagrabił. Raz, że będzie musiał wszystkie „zarobione”
pieniądze oddać, to jeszcze czekać go będzie sąd. Będzie musiał
ponieść karę pieniężną za zaśmiecanie terenu i zakpienie z
pracodawcy. A sam pracodawca, czyli Dystrybutor Czasopism i
Prospektów, już pewnie doszedł do sprawcy. Ale też (pewnie tak na
wszelki wypadek, aby upewnić się czy podobny proceder nie miał
miejsca i w innych częściach miasta), już na drugi dzień
wydzwaniano stamtąd po ludziach z pytaniem, czy dostarczono im do
skrzynek prospekty i gazety. Do mnie też jakaś babka zadzwoniła, o
to pytając. Odpowiedziałam jej, że ja akurat mam na skrzynce
pocztowej szyldzik z zakazem wrzucania wszelkich reklam, podziękowała
i powiedziała, że sprawdzi u innych moich sąsiadów.
To ja rozumiem. Jest
akcja, jest i reakcja. I to natychmiastowa. A co?! Ordnung muss sein!
Bardzo mi się podoba ten niemiecki porządek… i dyscyplina.
Łatwiej się żyje w takich warunkach i wśród tak
zdyscyplinowanego społeczeństwa.
***
Po dobrze spełnionym
obywatelskim obowiązku, i już bez żadnych wyrzutów sumienia, na
drugi dzień raz jeszcze pomaszerowałam z psem po torach. Lubię
oglądać tamtejsze widoki rozciągające się wzdłuż torów. Z
jednej strony ciągną się boiska i korty tenisowe, z drugiej lasy.
Maszerowało mi się tym przyjemniej, że widziałam, iż moja akcja
nie była daremna. Wszędzie było już posprzątane. Po gazetach i
prospektach nie było już śladu.
A oto i
kilka widoków z torowiska widzianych.
Czyż nie
są piękne?
Po
lekcjach dobiegł do nas jeszcze i mój Wnusio…
I
poskakaliśmy sobie po pokładach, raz na jednej nodze, raz na dwóch.
Na żadne
przeszkody na torach tym razem się nie natknęliśmy… Na
szczęście! Było więc wspaniale.
Świat
jest piękny, ale trzeba o niego nieustannie dbać
i chronić
przed złymi… i głupimi ludźmi.
HKCz
(4.10.2013)