W
Albstadt (Niemcy) od 18 lat w lipcu odbywa się rowerowy maraton
górski. Biorą w nim udział zawodowi kolarze górscy z wielu krajów
świata, ale także amatorzy. Z roku na rok przybywa zwłaszcza tych
drugich. Tym razem było ich ponad 3 tysiące.
W Albstadt w
dniu 21 lipca 2012 r. odbył się Bike-Marathon. Mapka przedstawia
trasę wyścigu (Streckenverlauf), z oznakowaniem miejsc zaopatrzenia
w napoje i owoce. Trasa miała 86 km długości i przebiegała po
okolicznych górach i lasach.
Trasa wyścigu
jest co roku taka sama. Albo prawie taka sama. Zawodnicy pokonują ją
w czasie od niespełna 3 do ponad 6 godzin. Dlaczego aż tak duża
rozpiętość w czasie? Wiadomo, w maratonie biorą udział zawodowi
kolarze górscy i amatorzy - obu płci.
Miejsce
startu i mety zarazem na Schmiechastraße w Albstadt-Ebingen. Ponad 3
tysiące zawodników czeka na start.
Zawodnicy
czekają na start przy dźwiękach motywującej piosenki grupy Europe
„The
final countdown”. Po chwili,
cała, ogromna kawalkada rowerów rusza i sunie wolno ulicą, by
wnet, już przy dźwiękach piosenki Freddie Mercury
(Queen) „We Will Rock You” nabrać coraz większej szybkości i
zniknąć w bocznych ulicach... i za miastem.
Tak wyglądali
kolarze na trasie, a później i na mecie. Niebo momentami chmurzyło
się niebezpiecznie i deszcz lał jak z cebra. Burzy na szczęście
nie było.
Kolarze
pokonywali góry i lasy wokół Albstadt. Miejscami trasa wyścigu
przebiegała po takich terenach, gdzie ulewny deszcz tworzył bardzo
błotnistą i śliską maź. Nic więc dziwnego, że wszyscy byli tak
samo oklejeni błotem.
Padający co
chwilę deszcz potęgował utrudnienia na trasie. Czasami jednak był
pomocny. Orzeźwiał i zmywał błoto z zawodników.
Ostatnie
kilometry maratonu. Kolejny peleton wpada do miasta. Do mety zostało
jeszcze tylko 2 km.
Tych kolarzy
akurat deszcz nieco bardziej obmył z błota. W ciągu 6 godzin
trwania maratonu pogoda zmieniała się parokrotnie. Momentami
świeciło też słońce i było nawet gorąco.
Kolejny
peleton zbliża się do miasta. Do mety zostało jeszcze tylko 2 km…
A może - już
tylko?
I znów
kolejny peleton wpada do miasta...
Kolejny
peleton...
- Trzymajcie
się chłopaki! (dziewczyn w tej grupie akurat nie ma).
Do mety
zostało już tylko 2 km ulicami w dół. Dacie radę!
Na twarzach
zawodników widać ogromne zmęczenie po trudach
maratonu.
Maratończycy
liczą ostatnie kilometry do mety.
Kolarze
zmęczeni są bardzo, to widać, ale deszcz znów orzeźwia
ich umęczone
ciała… jeszcze trochę i już będzie Ziel, czyli meta
W maratonie
brali też udział zawodnicy na tandemach. Najczęściej
były to
tandemy mieszane. Panowie z przodu, panie z tyłu.
Kolarze wnet
osiągną metę. Jeszcze kilka ulic, jeszcze kilka
ostrych
zakrętów.
Deszcz leje
coraz bardziej. Kolarze muszą bardzo uważać na
śliskim
asfalcie.
Wejście w
zakręt na mokrych ulicach jest niebezpieczny. Co chwilę
słychać
głośny zgrzyt hamulców i pisk opon.
Zawodnicy
ostro hamują. Mokry zakręt jest rzeczywiście niebezpieczny.
Zawodnicy
zbierają duże brawa od widzów stojących w strugach
deszczu na
ulicach miasta. Zawodnik w podziękowaniu pokazuje
znak
„Victorii”.
Jeszcze kilka
ostrych zakrętów i… meta!
Niektórzy
zawodnicy nawołują się i podają sobie jakieś informacje. Wielu
zawodników do mety nie dotarło, nie wytrzymało tego ogromnego
wysiłku.
Byli tacy
zawodnicy, którzy niestety z przyczyn technicznych do mety nie
dojechali, ale byli też i tacy, którzy dobiegli… prowadząc swój
rower. Brawo!
Był też
taki jeden zawodnik, który jechał w kierunku przeciwnym do mety…
Dziwne!
Maraton
zwyciężył Jochen Käß z Multivan-Merida (ur. 1981), trzykrotny
mistrz Niemiec. Wygrał Bike-Marathon z czasem 2:58:13. Ostatni
zawodnik przyjechał na metę po 6,5 godzinie.
Zawodnicy,
którzy po raz pierwszy brali udział w maratonie (a swoje lata już
mają), byli bardzo zadowoleni, że udało im się pokonać własne
słabości na trasie i dotrzeć do mety. Ich bliskich zaś duma
rozpierała wręcz. I oto właśnie przede wszystkim chodziło w tym
Bike-Marathon.
HKCz
17.02.2012