czwartek, 3 maja 2018

Fryzjer jak spowiednik


Giuseppe w swoim salonie fryzjerskim. 


Fryzjer. Każdy z nas jakiegoś ma. Bo mieć musi. Włosy przecież rosną przez całe życie (z małymi wyjątkami) i trzeba je od czasu do czasu obcinać. Czasami też farbować, czasami modelować. A czasami to wszystko - w jednym, przy jednej wizycie w salonie fryzjerskim. Albo i poza, jeśli ktoś i taką możliwość ma. Jedni wybierają fryzjerów, inni fryzjerki. Ale są i tacy, którym płeć jest obojętna, byleby z zabiegów na głowie być zadowolonym. Jedni lubią gdy zabiegi są szybkie i bezbolesne, inni zaś lubią posiedzieć sobie w salonie fryzjerskim. I takim jest wszystko jedno, czy zabiegi będą bezbolesne czy bolesne (byleby nie za bardzo!), ważne, aby w efekcie końcowym z fryzjerskiego dzieła być zadowolonym, a przy tym, wygodnie sobie posiedzieć i… pogadać z fryzjerem. A jeszcze lepiej - wygadać się. Do takiej grupy należą zwłaszcza te osoby, które mają swoich stałych fryzjerów.

Fryzjerzy (obu płci) też lubią gadać. A i słuchać niezgorzej. W swoim życiu miałam ich wielu, to wiem. ;) Tych słuchających jest chyba nawet więcej. Siłą rzeczy. Bo kiedy robią swoje przy włosach klientów, wysłuchiwać ich zwierzeń są wręcz zmuszeni - niczym spowiednik. 

W ostatnich latach (już 20 prawie) mam stałego fryzjera, 42-letniego Włocha, o imieniu Giuseppe (patrz: zdjęcie powyższej). Pisałam o nim już dawniej we wpisie pt.: („Macht des positiven Denkens”) „Moc pozytywnego myślenia” (<kliknij jeśli masz ochotę przeczytać), bo Giuseppe, oprócz tego, że jest wspaniałym fryzjerem (pod każdym względem), jest też żywym przykładem mocy pozytywnego myślenia. Parę lat temu uległ bardzo poważnemu wypadkowi, szybko jednak stanął na nogi. Dzięki pozytywnemu myśleniu właśnie.

W salonie Giuseppe jest zawsze miła atmosfera, ba, rodzinna, można by rzec. Giuseppe, jak na Włocha przystało, jest ciepłym i radosnym facetem. Każdego swojego stałego klienta wita bardzo wylewnie. Uścisk, buzia, buzia uścisk. A jego asystentki zaraz podają coś do picia i poczytania.

Kilka dni temu znów korzystałam z usług fryzjerskich Giuseppe. Co żeśmy się przy tym nagadali, to nasze. W naszych rozmowach poruszamy szerokie spektrum tematów, od kwestii światopoglądowych, poprzez politykę w naszych 3 Ojczyznach (ostatnim razem Silvio Berlusconi`go wzięliśmy na tapetę), aż po problematykę egzystencjalną. Na tematy osobiste też czasem rozmawiamy, ale ja się nie zwierzam. Nie mam takiego zwyczaju, ani takiej potrzeby.

Przy okazji mojego któregoś tam pobytu u Giuseppe, obfotografowałam jego salon z każdej strony (za jego zgodą oczywiście). Myślę, że jest ciekawie i funkcjonalnie urządzony. No dobrze, pokażę go i tutaj. Giuseppe się ucieszy.







W salonie Giuseppe można też pooglądać prace miejscowych artystów.
I nie tylko. Kilka i z Sycylii podziwiałam. 
 


 
W tym czasie, kiedy odsiadywałam swoje półgodziny z farbą na włosach, Giuseppe zajmował się inną osobą, a dokładniej, przystojnym panem w średnim wieku. Byłam więc mimowolnym świadkiem ich rozmowy, a właściwie zwierzeń tego pana. Rany, momentami aż włos mi się na głowie jeżył! Razem z farbą. Parę razy zdarzyło mi się też buchać śmiechem, wtórując obu panom. Nie będę jednak zdradzać zwierzeń tego pana, bo podobnie jak Giuseppe, czuję się w obowiązku dochowania tajemnicy. 
***
 
Giuseppe, il mio barbiere, ti piace il mio articolo sul vostro piacevole e accogliente salone di parrucchiere?

Giuseppe, mein liebe Friseur, wie Du meinen Artikel über Deine angenehme und freundliche Friseursalon?

Giuseppe, mój drogi fryzjerze, czy podoba Ci się mój artykuł o Twoim przyjemnym i przyjaznym fryzjerskim salonie?

***
 
Dodatek z godzin popołudniowych:

Dzisiaj rano opublikowałam powyższy post i pojechałam do Ratusza coś załatwić. Po załatwieniu, przyszło mi na myśl, że jak już jestem w śródmieściu, miło będzie odwiedzić Giuseppe, a przy okazji i grzywkę podciąć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Kiedy weszłam do salonu, doznałam szoku. Stanęłam w progu jak wryta, nie poznawałam gdzie jestem. I pewnie jeszcze długo tak bym stała, wytrzeszczając oczy, gdyby nie Giuseppe, który zjawił się nagle przy drzwiach ze swoim szerokim uśmiechem. 
 


 
Na widok Giuseppe momentalnie odzyskałam rezon i poczułam się już jak w domu. Ale jeszcze przez dobrą chwilę musiałam swoje oczy przyzwyczajać do nowego wizerunku salonu. Wszystko jest teraz inne. Dokładnie wszystko. Tylko Giuseppe ten sam. Przy ostatniej mojej wizycie w salonie, Giuseppe wspominał, że ma zamiar przeprowadzić renowację, ale jakoś mi to z głowy wyleciało. Stąd ten szok. Zresztą, chociażbym nawet i pamiętała, to pewnie i tak bym szoku doznała, bo aż takiej zmiany bym się z pewnością nie spodziewała. 

Giuseppe uśmiał się z mojej zszokowanej miny, ale zaraz zaczął się dopytywać czy mi się jego salon teraz podoba. Podoba. Rzecz jasna, że się podoba - odpowiedziałam mu i zabrałam się za jego „obfotografowywanie”. 
 

A oto i pokłosie tego mojego obfotografowywania:







Giuseppe przyjmuje przez telefon czyjąś wizytę i zapisuje 
ją do księgi.
 

Kiedy w końcu poddałam się zabiegom Giuseppe, czyli podcięciu grzywki, on opowiadał mi jak przebiegała renowacja salonu. Okazało się, że podłogę kładł mu nawet mój Landsmann (jak mówił Giuseppe), czyli Rodak. Natychmiast dopytałam czy jest z niej zadowolony. Jest. No to się ucieszyłam. 

Giuseppe, ich danke Dir für die schöne Zeit bei Deinen Friseursalon!
 

HKCz
20.06.2013