Giuseppe w
swoim salonie fryzjerskim.
Fryzjer.
Każdy z nas jakiegoś ma. Bo mieć musi. Włosy przecież rosną
przez całe życie (z małymi wyjątkami) i trzeba je od czasu do
czasu obcinać. Czasami też farbować, czasami modelować. A czasami
to wszystko - w jednym, przy jednej wizycie w salonie fryzjerskim.
Albo i poza, jeśli ktoś i taką możliwość ma. Jedni wybierają
fryzjerów, inni fryzjerki. Ale są i tacy, którym płeć jest
obojętna, byleby z zabiegów na głowie być zadowolonym. Jedni
lubią gdy zabiegi są szybkie i bezbolesne, inni zaś lubią
posiedzieć sobie w salonie fryzjerskim. I takim jest wszystko jedno,
czy zabiegi będą bezbolesne czy bolesne (byleby nie za bardzo!),
ważne, aby w efekcie końcowym z fryzjerskiego dzieła być
zadowolonym, a przy tym, wygodnie sobie posiedzieć i… pogadać z
fryzjerem. A jeszcze lepiej - wygadać się. Do takiej grupy należą
zwłaszcza te osoby, które mają swoich stałych fryzjerów.
Fryzjerzy
(obu płci) też lubią gadać. A i słuchać niezgorzej. W swoim
życiu miałam ich wielu, to wiem. ;) Tych słuchających jest chyba
nawet więcej. Siłą rzeczy. Bo kiedy robią swoje przy włosach
klientów, wysłuchiwać ich zwierzeń są wręcz zmuszeni - niczym
spowiednik.
W ostatnich
latach (już 20 prawie) mam stałego fryzjera, 42-letniego Włocha, o
imieniu Giuseppe (patrz: zdjęcie powyższej). Pisałam o nim już
dawniej we wpisie pt.: („Macht des positiven Denkens”) „Moc pozytywnego myślenia” (<kliknij jeśli masz ochotę
przeczytać), bo Giuseppe, oprócz tego, że jest wspaniałym
fryzjerem (pod każdym względem), jest też żywym przykładem mocy
pozytywnego myślenia. Parę lat temu uległ bardzo poważnemu
wypadkowi, szybko jednak stanął na nogi. Dzięki pozytywnemu
myśleniu właśnie.
W salonie
Giuseppe jest zawsze miła atmosfera, ba, rodzinna, można by rzec.
Giuseppe, jak na Włocha przystało, jest ciepłym i radosnym
facetem. Każdego swojego stałego klienta wita bardzo wylewnie.
Uścisk, buzia, buzia uścisk. A jego asystentki zaraz podają coś
do picia i poczytania.
Kilka dni
temu znów korzystałam z usług fryzjerskich Giuseppe. Co żeśmy
się przy tym nagadali, to nasze. W naszych rozmowach poruszamy
szerokie spektrum tematów, od kwestii światopoglądowych, poprzez
politykę w naszych 3 Ojczyznach (ostatnim razem Silvio Berlusconi`go
wzięliśmy na tapetę), aż po problematykę egzystencjalną. Na
tematy osobiste też czasem rozmawiamy, ale ja się nie zwierzam. Nie
mam takiego zwyczaju, ani takiej potrzeby.
Przy okazji
mojego któregoś tam pobytu u Giuseppe, obfotografowałam jego salon
z każdej strony (za jego zgodą oczywiście). Myślę, że jest
ciekawie i funkcjonalnie urządzony. No dobrze, pokażę go i tutaj.
Giuseppe się ucieszy.
W salonie
Giuseppe można też pooglądać prace miejscowych artystów.
I nie tylko. Kilka i z Sycylii podziwiałam.
I nie tylko. Kilka i z Sycylii podziwiałam.
W tym czasie, kiedy
odsiadywałam swoje półgodziny z farbą na włosach, Giuseppe
zajmował się inną osobą, a dokładniej, przystojnym panem w
średnim wieku. Byłam więc mimowolnym świadkiem ich rozmowy, a
właściwie zwierzeń tego pana. Rany, momentami aż włos mi się na
głowie jeżył! Razem z farbą. Parę razy zdarzyło mi się też
buchać śmiechem, wtórując obu panom. Nie będę jednak zdradzać
zwierzeń tego pana, bo podobnie jak Giuseppe, czuję się w
obowiązku dochowania tajemnicy.
***
Giuseppe, il mio barbiere,
ti piace il mio articolo sul vostro piacevole e accogliente salone di
parrucchiere?
Giuseppe, mein liebe
Friseur, wie Du meinen Artikel über Deine angenehme und freundliche
Friseursalon?
Giuseppe, mój drogi
fryzjerze, czy podoba Ci się mój artykuł o Twoim przyjemnym i
przyjaznym fryzjerskim salonie?
***
Dodatek z godzin
popołudniowych:
Dzisiaj rano opublikowałam powyższy post i pojechałam do Ratusza coś
załatwić. Po załatwieniu, przyszło mi na myśl, że jak już
jestem w śródmieściu, miło będzie odwiedzić Giuseppe, a przy
okazji i grzywkę podciąć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Kiedy
weszłam do salonu, doznałam szoku. Stanęłam w progu jak wryta,
nie poznawałam gdzie jestem. I pewnie jeszcze długo tak bym stała,
wytrzeszczając oczy, gdyby nie Giuseppe, który zjawił się nagle
przy drzwiach ze swoim szerokim uśmiechem.
Na widok
Giuseppe momentalnie odzyskałam rezon i poczułam się już jak w
domu. Ale jeszcze przez dobrą chwilę musiałam swoje oczy
przyzwyczajać do nowego wizerunku salonu. Wszystko jest teraz inne.
Dokładnie wszystko. Tylko Giuseppe ten sam. Przy ostatniej mojej
wizycie w salonie, Giuseppe wspominał, że ma zamiar przeprowadzić
renowację, ale jakoś mi to z głowy wyleciało. Stąd ten szok.
Zresztą, chociażbym nawet i pamiętała, to pewnie i tak bym szoku
doznała, bo aż takiej zmiany bym się z pewnością nie
spodziewała.
Giuseppe
uśmiał się z mojej zszokowanej miny, ale zaraz zaczął się
dopytywać czy mi się jego salon teraz podoba. Podoba. Rzecz jasna,
że się podoba - odpowiedziałam mu i zabrałam się za jego
„obfotografowywanie”.
A oto i pokłosie tego
mojego obfotografowywania:
Giuseppe
przyjmuje przez telefon czyjąś wizytę i zapisuje
ją do
księgi.
Kiedy w
końcu poddałam się zabiegom Giuseppe, czyli podcięciu grzywki, on
opowiadał mi jak przebiegała renowacja salonu. Okazało się, że
podłogę kładł mu nawet mój Landsmann (jak mówił Giuseppe),
czyli Rodak. Natychmiast dopytałam czy jest z niej zadowolony. Jest.
No to się ucieszyłam.
Giuseppe, ich danke Dir
für die schöne Zeit bei Deinen Friseursalon!
HKCz
20.06.2013