Parę
dni temu był u mnie mój Wnuczek i oglądał zdjęcia, jakie
zrobiłam na Menschenrechtspfad, czyli Ścieżce Praw Człowieka na
szczycie naszej najwyższej góry Ochsenberg (link do tego wpisu i link do zdjęć). Zdjęcia bardzo go zaciekawiły. Ze smutkiem w oczach
zadawał pytania dotyczące biednych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy
potopili się w czasie ucieczki do lepszego życia. Może dlatego, że
pamiętał co działo się na włoskiej Lampedusie i bardzo to
przeżywał? Najbardziej smuciły go jednak zdjęcia tych instalacji,
na których podane było, że z głodu i choroby dziennie umiera
18.000 dzieci. Długo wpatrywał się w tę liczbę, wreszcie
zawołał:
- Babciu, pójdziesz ze mną na Ochsenberg? Chciałbym zobaczyć całą Ścieżkę Praw Człowieka.
- Babciu, pójdziesz ze mną na Ochsenberg? Chciałbym zobaczyć całą Ścieżkę Praw Człowieka.
Oczywiście
poszliśmy. Zaraz po obiedzie. Zabraliśmy ze sobą także Aramisa.
- Babciu,
a dlaczego jedni ludzie zabijają drugich? - spytał Wnuczek, kiedy
stanęliśmy przy instalacji symbolizującej wojnę. - Przecież
każdy chce żyć… - dodał po chwili jakoś tak ciszej.
- Bo na
świecie jest bardzo dużo złych ludzi, którzy nie potrafią żyć
w pokoju. Nie potrafią współżyć z innymi ludźmi, myślą tylko
o sobie, o swojej nienawiści, która zżera ich serce i duszę.
Wnuczek
słuchał mnie wpatrując się w bomby i granaty porozwieszane na
drzewie. Po chwili schylił się do Aramisa i wyszeptał mu do ucha:
- Choć
Aramis, idziemy stąd, bo tu źli ludzie strzelają do innych ludzi.
Powędrowaliśmy
dalej. Zatrzymaliśmy się przy dwóch malowidłach symbolizujących
cierpienie Egipcjan. Wnuczek na głos przeczytał informację
zawieszoną na drzewie. Na niej także podane było ile dzieci w
Egipcie umiera z głodu i chorób.
Po
przeczytaniu wszystkiego, co stało na tablicy, posmutniał i
zapytał:
- Babciu,
a dlaczego tyle biednych dzieci jest na świecie? Dlaczego bogaci
ludzie nie pomagają biednym dzieciom?
- Na
świecie jest więcej ludzi biednych niż bogatych - odpowiedziałam.
- Niektórzy bogaci, i owszem, pomagają biednym ludziom, ale
niestety nie jest ich wielu. Bogaci, to w dużej mierze egoiści,
myślą tylko o sobie i o pomnażaniu swojego majątku. Wielu z nich
to też bardzo źli ludzie, którzy dorobili się bogactwa kosztem
biednych ludzi. Smutne to bardzo, ale już tak niesprawiedliwie nasz
świat jest skonstruowany. Ludzie dzielą się na dobrych i złych.
Dobrzy ludzie robią dobre uczynki, a źli czynią zło. Innej
różnicy nie ma. Tych dobrych na świecie niestety jest zbyt mało i
wszystkim biednym, uciśnionym, głodującym, chorym nie zdołają
pomóc…
- A
wiesz, babciu… - Wnuczek wszedł mi w słowo. - W każdą sobotę,
kiedy z mamą i papą jesteśmy na targu, to tam na ziemi siedzi
zawsze jakiś biedny człowiek i żebrze i ja każdemu zawsze daję
trochę pieniążków. Mama albo papa mi dają. Czasami też
specjalnie dla nich ze swojej skarbonki wyciągam.
- To
bardzo szlachetnie z twojej strony - powiedziałam i pogłaskałam
Wnuczka po jego złotowłosej główce. - Tak powinno być. Ja też
zawsze daję pieniądze, albo coś do zjedzenia. Trzeba zawsze pomóc
temu, kto wyciąga rękę po pomoc. Ale trzeba też mieć oczy
szeroko otwarte i umieć dostrzegać tych ludzi, którzy o pomoc nie
proszą. A nie proszą dlatego, bo są zbyt nieśmiali i kryją się
przed ludźmi. Cierpią w samotności, w odosobnieniu, bo wstydzą
się swego ubóstwa. Tym ludziom także trzeba pomagać, delikatnie i
na różne sposoby.
Rozmawiając, podeszliśmy do miejsca gdzie była wyłożona Księga Gości, w której każdy wędrując Ścieżką Praw Człowieka może wpisać swoje myśli, wnioski, życzenia. Wnuczek bez słów podniósł przeźroczyste wieko, otworzył Księgę na pustej stronie, i napisał: „Biedne dzieci potrzebują pomocy. Nasza cała Planeta Ziemia potrzebuje pomocy. Pozaziemskie moce przybywajcie! Tylko w was nasza nadzieja, skoro tyle zła jest na Ziemi i nikt z ludzi nie potrafi je zwalczyć. To piszę ja, Mex, 8-latetni chłopak z Niemiec i Polski”.
Wnuczek
zamknął Księgę i milczał przez jakiś czas. W końcu zawołał
podniecony, wskazując palcem pobliskie drzewo:
- Popatrz
babciu, tam! Widzisz? Tam za drzewem. Są, są, stoją i patrzą na
nas…
Mój
Wnuczek ma bardzo bujną wyobraźnię. (Wspominałam już o tym >
tutaj).
Fantazjowanie mojego Wnuczka udzieliło się i mnie. Oczami wyobraźni
zobaczyłam to co i on - Przybyszy z kosmosu pięknie połyskujących
złotem i srebrem, którzy rośli wręcz w oczach.
Czterech Przybyszy z kosmosu patrzyło na nas i uśmiechało się tajemniczo. Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do nas oczko, jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się złoto-niebieskie. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały, stawały się coraz intensywniejsze.
Czterech Przybyszy z kosmosu patrzyło na nas i uśmiechało się tajemniczo. Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do nas oczko, jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się złoto-niebieskie. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały, stawały się coraz intensywniejsze.
Och, cóż
za radość przeszyła wtedy nasze serca. Przybysze z kosmosu
zaśmiali się rubasznie, prawie tak samo jak zwykły człowiek,
podeszli do swojej rakiety i jak na zawołanie wskoczyli razem na
małą platformę, coś w rodzaju balkoniku. Jeden z nich nacisnął
na okrągły przycisk i uruchomił ją. Platforma drgnęła i wnet z
cichym szelestem wszyscy razem powoli unosili się ku górze rakiety.
W tym
samym czasie, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, zaczął
otwierać się okrągły właz. Platforma zatrzymała się równo z
otwartym włazem, i wtedy, Przybysze z kosmosu zawołali
jednocześnie: - „Do zobaczenia kochani przyjaciele!”, i machając
na pożegnanie obiema rękami, weszli po kolei do środka rakiety.
Właz przy wzmagających się dźwiękach dzwoneczków powoli się za
nimi zamykał. Rakieta swoim wyglądem zaczęła nagle przypominać
gigantycznego pająka o czterech łapach. Dzwoneczki umilkły. Pająk
ciężko sapnął i po chwili rozległ się dźwięk silników
wchodzących na coraz to większe obroty. Pająk ociężale oderwał
się od ziemi, powędrował nieco do góry, jak gdyby po nici
pajęczej, i na moment zawisł w bezruchu. Nagle z jego czterech
długich łap buchnęły kłęby jasnoniebieskiego dymu. Po krótkiej
chwili dym zmienił swoją barwę i kłębił się w intensywnych
odcieniach ultramaryny, indygo i żółci. Wtem rozległ się głośny
dźwięk podobny do dźwięku fanfar, setek fanfar, pająk-gigant
zadrżał, zawył, zasyczał, buchnął na powrót niebieskim dymem i
na małą chwilkę ucichł całkowicie. Po czym poderwał się do
góry na dość dużą wysokość i jeszcze raz się zatrzymał.
Trwał tak chwilę w bezruchu… Aż tu nagle, jak nie ryknie, jak
nie buchnie ogromnym ogniem! Niebieski pająk w momencie zamienił
się w świetlistą kulę. A kula ta, z niesamowitą szybkością,
wzbiła się w niebo i w krótkiej chwili zniknęła w przestworzach.
Długo
jeszcze staliśmy w złoto-niebieskiej poświacie i wpatrywaliśmy
się w to miejsce na niebie gdzie rakieta zniknęła.
Aramis z
wrażenia ciągle lewitował w powietrzu.
- Do
zobaczenia, przyjaciele! A nie zapominajcie o nas! Nie zapominajcie o
biednych dzieciach! One czekają na waszą pozaziemską pomoc! Nasza
cała Planeta czeka na pomoc. Pomóżcie nam w walce ze złem.
Pomóżcie, aby dobro zwyciężyło wreszcie i zapanowało na całym
świecie. Tylko w was nasza nadzieja!
HKCz
1.06.2014.