niedziela, 13 maja 2018

Pozaziemskie moce przybywajcie!



Parę dni temu był u mnie mój Wnuczek i oglądał zdjęcia, jakie zrobiłam na Menschenrechtspfad, czyli Ścieżce Praw Człowieka na szczycie naszej najwyższej góry Ochsenberg (link do tego wpisu i link do zdjęć). Zdjęcia bardzo go zaciekawiły. Ze smutkiem w oczach zadawał pytania dotyczące biednych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy potopili się w czasie ucieczki do lepszego życia. Może dlatego, że pamiętał co działo się na włoskiej Lampedusie i bardzo to przeżywał? Najbardziej smuciły go jednak zdjęcia tych instalacji, na których podane było, że z głodu i choroby dziennie umiera 18.000 dzieci. Długo wpatrywał się w tę liczbę, wreszcie zawołał: 
 - Babciu, pójdziesz ze mną na Ochsenberg? Chciałbym zobaczyć całą Ścieżkę Praw Człowieka.
Oczywiście poszliśmy. Zaraz po obiedzie. Zabraliśmy ze sobą także Aramisa.

- Babciu, a dlaczego jedni ludzie zabijają drugich? - spytał Wnuczek, kiedy stanęliśmy przy instalacji symbolizującej wojnę. - Przecież każdy chce żyć… - dodał po chwili jakoś tak ciszej.
- Bo na świecie jest bardzo dużo złych ludzi, którzy nie potrafią żyć w pokoju. Nie potrafią współżyć z innymi ludźmi, myślą tylko o sobie, o swojej nienawiści, która zżera ich serce i duszę.


Wnuczek słuchał mnie wpatrując się w bomby i granaty porozwieszane na drzewie. Po chwili schylił się do Aramisa i wyszeptał mu do ucha:
- Choć Aramis, idziemy stąd, bo tu źli ludzie strzelają do innych ludzi.
Powędrowaliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przy dwóch malowidłach symbolizujących cierpienie Egipcjan. Wnuczek na głos przeczytał informację zawieszoną na drzewie. Na niej także podane było ile dzieci w Egipcie umiera z głodu i chorób.



Po przeczytaniu wszystkiego, co stało na tablicy, posmutniał i zapytał:
- Babciu, a dlaczego tyle biednych dzieci jest na świecie? Dlaczego bogaci ludzie nie pomagają biednym dzieciom?
- Na świecie jest więcej ludzi biednych niż bogatych - odpowiedziałam. - Niektórzy bogaci, i owszem, pomagają biednym ludziom, ale niestety nie jest ich wielu. Bogaci, to w dużej mierze egoiści, myślą tylko o sobie i o pomnażaniu swojego majątku. Wielu z nich to też bardzo źli ludzie, którzy dorobili się bogactwa kosztem biednych ludzi. Smutne to bardzo, ale już tak niesprawiedliwie nasz świat jest skonstruowany. Ludzie dzielą się na dobrych i złych. Dobrzy ludzie robią dobre uczynki, a źli czynią zło. Innej różnicy nie ma. Tych dobrych na świecie niestety jest zbyt mało i wszystkim biednym, uciśnionym, głodującym, chorym nie zdołają pomóc…
- A wiesz, babciu… - Wnuczek wszedł mi w słowo. - W każdą sobotę, kiedy z mamą i papą jesteśmy na targu, to tam na ziemi siedzi zawsze jakiś biedny człowiek i żebrze i ja każdemu zawsze daję trochę pieniążków. Mama albo papa mi dają. Czasami też specjalnie dla nich ze swojej skarbonki wyciągam.
- To bardzo szlachetnie z twojej strony - powiedziałam i pogłaskałam Wnuczka po jego złotowłosej główce. - Tak powinno być. Ja też zawsze daję pieniądze, albo coś do zjedzenia. Trzeba zawsze pomóc temu, kto wyciąga rękę po pomoc. Ale trzeba też mieć oczy szeroko otwarte i umieć dostrzegać tych ludzi, którzy o pomoc nie proszą. A nie proszą dlatego, bo są zbyt nieśmiali i kryją się przed ludźmi. Cierpią w samotności, w odosobnieniu, bo wstydzą się swego ubóstwa. Tym ludziom także trzeba pomagać, delikatnie i na różne sposoby.

Rozmawiając, podeszliśmy do miejsca gdzie była wyłożona Księga Gości, w której każdy wędrując Ścieżką Praw Człowieka może wpisać swoje myśli, wnioski, życzenia. Wnuczek bez słów podniósł przeźroczyste wieko, otworzył Księgę na pustej stronie, i napisał: „Biedne dzieci potrzebują pomocy. Nasza cała Planeta Ziemia potrzebuje pomocy. Pozaziemskie moce przybywajcie! Tylko w was nasza nadzieja, skoro tyle zła jest na Ziemi i nikt z ludzi nie potrafi je zwalczyć. To piszę ja, Mex, 8-latetni chłopak z Niemiec i Polski”.



Wnuczek zamknął Księgę i milczał przez jakiś czas. W końcu zawołał podniecony, wskazując palcem pobliskie drzewo:
- Popatrz babciu, tam! Widzisz? Tam za drzewem. Są, są, stoją i patrzą na nas…

     



   Mój Wnuczek ma bardzo bujną wyobraźnię. (Wspominałam już o tym > tutaj). Fantazjowanie mojego Wnuczka udzieliło się i mnie. Oczami wyobraźni zobaczyłam to co i on - Przybyszy z kosmosu pięknie połyskujących złotem i srebrem, którzy rośli wręcz w oczach.

Czterech Przybyszy z kosmosu patrzyło na nas i uśmiechało się tajemniczo. Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do nas oczko, jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się złoto-niebieskie. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały, stawały się coraz intensywniejsze.




Och, cóż za radość przeszyła wtedy nasze serca. Przybysze z kosmosu zaśmiali się rubasznie, prawie tak samo jak zwykły człowiek, podeszli do swojej rakiety i jak na zawołanie wskoczyli razem na małą platformę, coś w rodzaju balkoniku. Jeden z nich nacisnął na okrągły przycisk i uruchomił ją. Platforma drgnęła i wnet z cichym szelestem wszyscy razem powoli unosili się ku górze rakiety.



W tym samym czasie, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, zaczął otwierać się okrągły właz. Platforma zatrzymała się równo z otwartym włazem, i wtedy, Przybysze z kosmosu zawołali jednocześnie: - „Do zobaczenia kochani przyjaciele!”, i machając na pożegnanie obiema rękami, weszli po kolei do środka rakiety. Właz przy wzmagających się dźwiękach dzwoneczków powoli się za nimi zamykał. Rakieta swoim wyglądem zaczęła nagle przypominać gigantycznego pająka o czterech łapach. Dzwoneczki umilkły. Pająk ciężko sapnął i po chwili rozległ się dźwięk silników wchodzących na coraz to większe obroty. Pająk ociężale oderwał się od ziemi, powędrował nieco do góry, jak gdyby po nici pajęczej, i na moment zawisł w bezruchu. Nagle z jego czterech długich łap buchnęły kłęby jasnoniebieskiego dymu. Po krótkiej chwili dym zmienił swoją barwę i kłębił się w intensywnych odcieniach ultramaryny, indygo i żółci. Wtem rozległ się głośny dźwięk podobny do dźwięku fanfar, setek fanfar, pająk-gigant zadrżał, zawył, zasyczał, buchnął na powrót niebieskim dymem i na małą chwilkę ucichł całkowicie. Po czym poderwał się do góry na dość dużą wysokość i jeszcze raz się zatrzymał. Trwał tak chwilę w bezruchu… Aż tu nagle, jak nie ryknie, jak nie buchnie ogromnym ogniem! Niebieski pająk w momencie zamienił się w świetlistą kulę. A kula ta, z niesamowitą szybkością, wzbiła się w niebo i w krótkiej chwili zniknęła w przestworzach.
Długo jeszcze staliśmy w złoto-niebieskiej poświacie i wpatrywaliśmy się w to miejsce na niebie gdzie rakieta zniknęła.


Aramis z wrażenia ciągle lewitował w powietrzu.
Wnuczek zaś podbiegł w miejsce startu rakiety i z zadartą głową ku niebu, zawołał:



- Do zobaczenia, przyjaciele! A nie zapominajcie o nas! Nie zapominajcie o biednych dzieciach! One czekają na waszą pozaziemską pomoc! Nasza cała Planeta czeka na pomoc. Pomóżcie nam w walce ze złem. Pomóżcie, aby dobro zwyciężyło wreszcie i zapanowało na całym świecie. Tylko w was nasza nadzieja!

HKCz
1.06.2014.