poniedziałek, 14 maja 2018

Kosztowna fotka z fotoradaru



Jakoś pięć tygodni temu wyruszyłam w dalszą trasę. Jechałam do innego miasta oddalonego około 100 km. Trasę znam dobrze, nie potrzebowałam używać GPS-u. Jednak po niedługim czasie przyszło mi ciężko pożałować, że go nie użyłam. Dlaczego? Już opowiadam.

Otóż pędziłam sobie spokojnie Schnellstraße, czteropasmową drogą ekspresową, 100-120 km/h, i jakoś tak w połowie drogi, przed jednym z mijanych bokiem miast, droga zwężała się do dwóch pasów, ze względu na jakiś remont, czy coś. Z prawej strony zaś biegła droga wyjazdowa z miasta. Przyhamowałam do 80-tki, bo zobaczyłam, że wiele aut będzie się z tej bocznej drogi włączać do ruchu. Chciałam zrobić im miejsce. Popatrzyłam w wewnętrzne lusterko wsteczne, i zobaczyłam, że jadące za mną auto niebezpiecznie zbliża się do mnie. No to znów przyśpieszyłam, żeby mi w zad, co nie daj Boże, nie wjechało. I nagle, kątem oka, zauważyłam, że z lewej strony tak jakby mi coś błysnęło na czerwono. Pewna nie byłam, gdyż oślepiło mnie poranne słońce. Też z lewej strony. Momentalnie popatrzyłam w zewnętrzne lusterko. Zobaczyłam tylnią obudowę oddalającego się radaru drogowego. Wkurzyłam się jak cholera! Nie zdążyłam nawet zobaczyć ile kilometrów miałam na liczniku. Zresztą, nawet nie chciałam już wiedzieć, bo po co się zawczasu denerwować. Wkurzałam się już tylko na siebie, że nie użyłam GPS-u. Już by mnie dużo wcześniej miły głos ostrzegał, że mam zwolnić ze względu na chwilowe utrudnienie na drodze. A tak, musiałam cierpliwie czekać na fotkę z radaru… i jej cenę. ;) Wiedziałam, że będzie droga, ale że aż tak, to się nie spodziewałam. Parę dni temu się dowiedziałam.

Otóż moja fotka kosztuje mnie 100,- €. I żeby było milej, to jeszcze do tego 1 punkt karny mi się dostał (w skali do 8, nie to co w Polsce do 24). Okazało się, że przekroczyłam szybkość o 24 km/h. Niemało, fakt, ale i tak się wkurzyłam tą karą. Nie byłam jednak długo wkurzona, bo nie znoszę zbyt długo w takim stanie trwać. Zaraz też wytłumaczyłam sobie, że przecież bardzo lubię ten Deutsche Ordnung (tłum. niemiecki porządek). Pomogło momentalnie!

Dzień wcześniej, kiedy jechałam po Wnuczka do szkoły, dostałam mandat za przekroczenie szybkości o 7 km w mieście. Ale to pikuś, w porównaniu zwłaszcza do tej stówki, bo to tylko 15,- €. Pewnie dlatego taki niski, bo bez fotki.;) Taki sobie zwykły mandacik.

„Zarobiłam” sobie w tym miesiącu, nie ma co! A dopiero niedawno chwaliłam się Synowi, że ja przez wiele lat nie płaciłam żadnego mandatu, że kierowca ze mnie na 102. Aha…?! Moja przechwałka szybko została zweryfikowana i okazała się być bez pokrycia. Narozrabiałam. A skoro narozrabiałam, muszę płacić. I nie ma zmiłuj! To jest Zachód. Ludzie muszą być zdyscyplinowani… I to mi się podoba. Mimo wszystko.

Teraz jeżdżę jeszcze bardziej uważnie i zaglądam na wszystkie znaki jak sroka w kość. I oto w tym karaniu właśnie chodzi… Kurczę, porządne jeansy miałabym za te pieniądze… Eee tam!… Hmmm… Ale całkiem fajnie wyszłam na tym zdjątku z radaru, prawda? ;)

HKCz
10.05.2014.