czwartek, 10 maja 2018

Przeżyłam kolejne trzęsienie ziemi

(z cyklu: „Niezwykłość Natury”)



W Albstadt, w mieście w którym mieszkam, w minioną środę znów zadrżała ziemia. Trzęsienie ziemi tym razem osiągnęło siłę 2,9 st. w skali Richtera. Nie było więc tragiczne w skutkach i szkód materialnych do tej pory nie odnotowano żadnych. Jeśli zaś chodzi o szkody psychiczne, to z pewnością nie jeden obywatel miasta i okolic takowych doznał, bo też trzęsienie ziemi do przyjemności nie należy.    

A ja do wczoraj nawet nie wiedziałam, że przeżyłam trzęsienie ziemi. I to już kolejne. I bardzo dobrze, przynajmniej zaoszczędziłam sobie stresu. Nieświadomość bywa czasami błogosławieństwem.

W momencie kiedy trzęsienie ziemi miało miejsce, ja akurat odbierałam przez okno bio-warzywa od Bauer`a (rolnika), jakie w każdą środę mi dostarcza. A tu nagle, jak nie huknie raz po razie, jak nie dmuchnie rozedrganym powietrzem, mało nam skrzynia z warzywami z rąk nie wyleciała. Najpierw oczywiście się wystraszyliśmy, ale po chwili buchnęliśmy śmiechem, psiocząc w żartach na żołnierzy, że tym razem przesadzili z ćwiczeniami na pobliskim poligonie wojskowym.

Co to naprawdę było, dopiero w radiu usłyszałam. Epicentrum trzęsienia ziemi oddalone było jakieś 10 km od miejsca, gdzie mieszkam. A tam ludzie bardzo byli przestraszeni. Wiem, bo czytałam w Internecie komentarze niektórych osób tam mieszkających. Porównywali je do potwornego hałasu zbyt szybko jadącej kawalkady ciężarówek, które nagle zaczęły uderzać w ściany budynków. Inni z kolei, podobnie jak ja z Bauer`em, podejrzewali o przesadę żołnierzy, którzy od kilku dni ćwiczyli na działach na poligonie.

Na szczęście nic złego się nie stało. Mam nadzieję, że wtórnych wstrząsów nie będzie. Muszę się jednak do podobnych, ewentualnych wstrząsów przyzwyczaić, gdyż miasto nasze leży w strefie sejsmicznej. Przedostatnie trzęsienie ziemi, jakie tu przeżyłam (na szczęście też nieświadomie), miało miejsce 22.03.2003 r., a miało siłę o wiele większą, bo aż 4,5 stopnia w skali Richtera i narobiło trochę szkód. W niektórych budynkach popękały szyby i pospadały dachówki.

Jak ja tamto trzęsienie ziemi przeżywałam, też pojęcia nie miałam, co to takiego. Pamiętam, że stałam wtedy w kuchni przy stole i obierałam sobie jabłko. Nagle jak coś nie łomotnie, potwornie głośno i przeciągle, jakby się dom walił. Wyrwałam z kuchni w tak szalonym tempie, że nawet nie zdążyłam poczuć, czy coś się zatrzęsło. Przeleciałam przez przedpokój, i wpadając do pokoju roboczego, jednym susem wyskoczyłam przez otwarte - na szczęście - drzwi, do ogrodu. Na szczęście, bo nie wiem, czy w tym potwornym przerażeniu i tempie, nie wyrwałabym drzwi z futrynami. Kiedy znalazłam się już w ogrodzie, nagle zobaczyłam, że mam na nogach pantofle domowe. No to jak to tak?! W ogrodzie w domowych pantoflach? Dla pedantki to szok! A ja jestem niepoprawną pedantką. Niewiele myśląc, wpadłam z powrotem do pokoju i porwałam buty ogrodowe, stojące przy drzwiach... i ponownie wyleciałam na ogród. Zszokowana, trzęsąc się na całym ciele, zmieniłam obuwie, po czym klapłam na trawę i zaczęłam się zastanawiać, co też to mogło być. (Muszę przyznać, że ta moja wolta - z butami w tle - urosła do rangi anegdoty, z której moi bliscy do dziś się śmieją, ja zresztą też). Moje zastanawianie się nie trwało jednak długo. Wnet odzyskałam rezon, odwaga we mnie wstąpiła, i zaczęłam biegać dookoła domu, sprawdzając czy aby w całości stoi. Kiedy robiłam już drugie okrążenie, usłyszałam nagle głos mojego sąsiada z przeciwka. Tubylca.
- Pani Halszko, a cóż to pani tak biega dookoła? - spytał rechocząc. - Niech się pani nie martwi, naszym domom nic nie grozi, wytrzymają trzęsienie ziemi nawet o sile 7,5 stopnia w skali Richtera. Tak są budowane.
- To to było trzęsienie ziemi?! - wykrzyczałam pytanie jeszcze bardziej wystraszona.
- A co pani myślała, że wojna?! - jeszcze głośniej zarechotał sąsiad.

Sama już nie wiem, co ja wtedy myślałam, ale że to może być trzęsienie ziemi, to z pewnością ani mi na myśl nie przyszło. Bo i skąd, skoro trzęsienia ziemi jeszcze nigdy nie przeżyłam. Teraz już trochę wiem, co to znaczy.

Sprawdziłam w Internecie jakie trzęsienie ziemi było tutaj w ostatnich latach najgroźniejsze, no i doczytałam się, że 3.08.1978 r. o magnitudzie 5,7 stopnia w skali Richtera. Wtedy odnotowano bardzo dużo strat. Wiele domów popękało, wiele dróg zapadło się głęboko. Brrr...! Okropność! Gdybym wtedy wiedziała, że to trzęsienie ziemi… rany, to bym chyba... no, przynajmniej po buty nie wracała do domu.

Mam wielką nadzieję, że nasze domy rzeczywiście są solidnie budowane i wytrzymają każde trzęsienie ziemi… I jeszcze większą nadzieję, że kolejne trzęsienie ziemi już tak szybko nie nastąpi, bo też takie piekielne huki i telepania, wcale nie są zabawne.


Albstadt w dzisiejszej odsłonie.

HKCz
6.12.2013.