W
minioną Wigilię w domu mojej córki cudowny prezent wylądował pod
choinką. Żywy prezent. Piesek rasy labrodoodle. Ależ to była
niespodzianka! Radości było co niemiara! Co ja mówię: „było”!
Radość
jest, i jej końca
nie ma.
I to nie tylko dla moich wnucząt, ale także i dla nas dorosłych.
Bo my, to taka psia rodzina jesteśmy. Zawsze mieliśmy psy. I ja w
dzieciństwie, i moje dzieci w dzieciństwie. Pisałam o tym we
wspomnieniach pt.: „Miłość do psów”. Tylko mój zięć nigdy psa
nie miał. Ale dzięki swojej żonie - teraz ma. Nie trudno się
domyśleć, że tym kochanym „aniołkiem”, który na pomysł
takiego prezentu wpadł, była właśnie moja córka. Tak umiejętnie
i skutecznie pracowała nad zięciem, że ten w końcu przystał na
jej pomysł. I, jak się okazało, od miesiąca razem jeździli w
tajemnicy przed dziećmi, i przede mną także, do odległej o 80 km
hodowli psów tej szczególnej rasy. No i w
końcu, w Wigilię, przywieźli do domu 8-mio tygodniowego
szczeniaczka. Wnuczki w tym czasie były u mnie w domu. Kiedy
wieczorem pojechałam z nimi na przygotowaną przez córkę wigilijną
kolację, pod choinką zobaczyliśmy słodziutkiego szczeniaczka
labradoodle. Później, po kolacji, mnóstwo jeszcze prezentów
znajdywaliśmy pod choinką. Były wspaniałe, ale najpiękniejszym
dla nas wszystkich prezentem było jednak, i jest, to łaszczące się
do nas żywe stworzonko.
A
oto i nasz żywy prezent spod choinki - Labradoodle Aramis.
Aramis
bardzo szybko zaaklimatyzował się w nowych domu. Jest taki
słodziutki i radosny. Ciągle merda ogonkiem i ma taki zabawnie
uśmiechnięty pyszczek. Lubi przesiadywać na kolanach.
Najwidoczniej potrzebuje jeszcze dużo ciepła. W końcu to
szczeniaczek. Dopiero co zabrany od swojej matki i dziesięciorga
rodzeństwa. Na szczęście widać, że jednak nie cierpi z tego
powodu. Bardzo nas to cieszy. Bo jeśli chodzi o ciepło, to ma go
wystarczająco dużo w swoim nowym domu. I mieć będzie zawsze.
Od
dłuższego już czasu wiedziałam, że córka nosi się z zamiarem
kupna psa dla dzieci, ale że wnuczka ma alergię na sierść,
myślałam, że nastąpi to nieco później. A tu taka niespodzianka!
Nie dość, że śliczniutki psiunio, to jeszcze – specjalny dla
alergików.
Wnuczka
jest przeszczęśliwa… i ogromnie zachwycona swoim nowym
przyjacielem.
Widać, że przyjaciel także.
Podwójne
doładowanie ciepłem? Czemu nie!
Czas
na nocne spańsko.
Aramis
najedzony, odsikany, odkupkany (oczywiście w ogrodzie),
a
także zaopatrzony w dużą dawkę ciepła - układany jest do snu.
Córka z
zięciem, zanim kupili labradoodla, zaopatrzyli się najpierw w
książkę na temat tej rasy. Potem w Internecie znaleźli najbliższą
hodowlę labradoodli i pojechali tam by bliżej zapoznać się z tą
rasą. Wtedy już od razu wybrali sobie Aramisa. Później jeszcze
dwukrotnie tam do niego jeździli, aby zobaczyć jak się chowa, i
czy wszystko jest u niego w porządku. Było. Na szczęście.
Od
połowy stycznia Aramis maszeruje już z córką do Szkoły dla Psów.
Ta moja córcia wszystko wspaniale zorganizowała. Aramisowi z
pewnością będzie dobrze w swoim domu. A wszystkim domownikom - z
nim.
Hurrraaaa!
Mamy psa! Znów mamy psa. Teraz tylko patrzeć, aż syn kupi
drugiego. Ostatnim moim/naszym psem był Dog Arlekin. Biedulka zmarł
na zawał serca w czasie naszych z nim odwiedzin w Polsce. Długo nie
mogliśmy się otrząsnąć po jego stracie. Potem moje dzieci
pozakładały swoje rodzinki, przyszły wnuki i o psie nie było
kiedy myśleć. Teraz, kiedy wnuki podrosły, przyszedł już ten
właściwy czas - na pieska/i.
W
kolejnym wpisie napiszę coś więcej o tej stosunkowo nowej, i jakże
przyjaznej dzieciom i alergikom rasie - Labradoodle. Pokażę także
fotki naszego ostatniego psa w Polsce - Basseta, oraz tu, w Niemczech
- Doga Arlekina.
HKCz
(27.12.2011.)