czwartek, 10 maja 2018

Żywy prezent spod choinki



W minioną Wigilię w domu mojej córki cudowny prezent wylądował pod choinką. Żywy prezent. Piesek rasy labrodoodle. Ależ to była niespodzianka! Radości było co niemiara! Co ja mówię: „było”! Radość jest, i jej końca nie ma. I to nie tylko dla moich wnucząt, ale także i dla nas dorosłych. Bo my, to taka psia rodzina jesteśmy. Zawsze mieliśmy psy. I ja w dzieciństwie, i moje dzieci w dzieciństwie. Pisałam o tym we wspomnieniach pt.: „Miłość do psów”Tylko mój zięć nigdy psa nie miał. Ale dzięki swojej żonie - teraz ma. Nie trudno się domyśleć, że tym kochanym „aniołkiem”, który na pomysł takiego prezentu wpadł, była właśnie moja córka. Tak umiejętnie i skutecznie pracowała nad zięciem, że ten w końcu przystał na jej pomysł. I, jak się okazało, od miesiąca razem jeździli w tajemnicy przed dziećmi, i przede mną także, do odległej o 80 km hodowli psów tej szczególnej rasy. No i w końcu, w Wigilię, przywieźli do domu 8-mio tygodniowego szczeniaczka. Wnuczki w tym czasie były u mnie w domu. Kiedy wieczorem pojechałam z nimi na przygotowaną przez córkę wigilijną kolację, pod choinką zobaczyliśmy słodziutkiego szczeniaczka labradoodle. Później, po kolacji, mnóstwo jeszcze prezentów znajdywaliśmy pod choinką. Były wspaniałe, ale najpiękniejszym dla nas wszystkich prezentem było jednak, i jest, to łaszczące się do nas żywe stworzonko.

A oto i nasz żywy prezent spod choinki - Labradoodle Aramis.


Aramis bardzo szybko zaaklimatyzował się w nowych domu. Jest taki słodziutki i radosny. Ciągle merda ogonkiem i ma taki zabawnie uśmiechnięty pyszczek. Lubi przesiadywać na kolanach. Najwidoczniej potrzebuje jeszcze dużo ciepła. W końcu to szczeniaczek. Dopiero co zabrany od swojej matki i dziesięciorga rodzeństwa. Na szczęście widać, że jednak nie cierpi z tego powodu. Bardzo nas to cieszy. Bo jeśli chodzi o ciepło, to ma go wystarczająco dużo w swoim nowym domu. I mieć będzie zawsze.

Od dłuższego już czasu wiedziałam, że córka nosi się z zamiarem kupna psa dla dzieci, ale że wnuczka ma alergię na sierść, myślałam, że nastąpi to nieco później. A tu taka niespodzianka! Nie dość, że śliczniutki psiunio, to jeszcze – specjalny dla alergików.

Wnuczka jest przeszczęśliwa… i ogromnie zachwycona swoim nowym przyjacielem. 
Widać, że przyjaciel także.


Podwójne doładowanie ciepłem? Czemu nie!


Czas na nocne spańsko.
Aramis najedzony, odsikany, odkupkany (oczywiście w ogrodzie),
a także zaopatrzony w dużą dawkę ciepła - układany jest do snu.


Córka z zięciem, zanim kupili labradoodla, zaopatrzyli się najpierw w książkę na temat tej rasy. Potem w Internecie znaleźli najbliższą hodowlę labradoodli i pojechali tam by bliżej zapoznać się z tą rasą. Wtedy już od razu wybrali sobie Aramisa. Później jeszcze dwukrotnie tam do niego jeździli, aby zobaczyć jak się chowa, i czy wszystko jest u niego w porządku. Było. Na szczęście.
Od połowy stycznia Aramis maszeruje już z córką do Szkoły dla Psów. Ta moja córcia wszystko wspaniale zorganizowała. Aramisowi z pewnością będzie dobrze w swoim domu. A wszystkim domownikom - z nim.
Hurrraaaa! Mamy psa! Znów mamy psa. Teraz tylko patrzeć, aż syn kupi drugiego. Ostatnim moim/naszym psem był Dog Arlekin. Biedulka zmarł na zawał serca w czasie naszych z nim odwiedzin w Polsce. Długo nie mogliśmy się otrząsnąć po jego stracie. Potem moje dzieci pozakładały swoje rodzinki, przyszły wnuki i o psie nie było kiedy myśleć. Teraz, kiedy wnuki podrosły, przyszedł już ten właściwy czas - na pieska/i.
W kolejnym wpisie napiszę coś więcej o tej stosunkowo nowej, i jakże przyjaznej dzieciom i alergikom rasie - Labradoodle. Pokażę także fotki naszego ostatniego psa w Polsce - Basseta, oraz tu, w Niemczech - Doga Arlekina.

HKCz
(27.12.2011.)