Wiosna piszczy, wiosna. No może nie tak dosłownie, ale będąc na łonie natury, już się czuje jej pierwsze oznaki. W niektórych miejscach też się widzi… ba, nawet i słyszy czasami. Tak jak ja dzisiaj słyszałam — spod śniegu, a właściwie — spod ziemi. Co słyszałam? Piski. Przeciągłe piski. A takie piski, jak nic, oznaczają nadchodzącą wiosnę. Co piszczało? Krety. Niektóre najwyraźniej czują już wiosnę, i przygotowując się do rui (przypadającej właśnie wiosną), walczą ze sobą o dominację, czyli o dostęp do samic. Krety, choć z natury żyją samotnie, w czasie rui spotykać się muszą, to oczywiste, ale zachowują się wtedy wobec siebie bardzo agresywnie. Stąd te piski dochodzące z podziemnych tuneli.
Ja sama może bym nawet nie zauważyła tej „kreciej” akurat oznaki nadchodzącej wiosny, ale pomógł mi w tym Aramis, nasz rodzinny pies. Bo kiedy tak wędrowaliśmy obok leśnej polany, ten skoczył nagle w śnieg… i jak nakręcony zaczął kopać.
Zatrzymałam się zdziwiona i przez moment przypatrywałam się mu kopiącemu.
Po chwili przyszło mi na myśl, że to pewnie jakieś myszki wyczuł i żal mi się ich zrobiło. Dlatego kazałam mu przestać kopać.
Aramis, to bardzo posłuszny pies, na moje: „zostaw” - kopać przestał natychmiast, ale zdziwił się bardzo. Tym razem on.
Widząc ogromne zdziwienie w jego ogromnych oczach, wzięło mnie na śmiech. W końcu zawołałam: — „siad” i kazałam mu czekać aż do niego podejdę. Teraz znów ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia, bo kiedy tak zbliżałam się do niego, z odległości może jakieś 10 metrów, zobaczyłam wyłaniającą się ze śniegu ziemię… Powolutku rósł mały kopczyk.
Natychmiast sięgnęłam po aparat fotograficzny. Zrobiłam na dużym zoomie zdjęcie i postanowiłam ten rosnący kopczyk obejść szerokim łukiem. Był jedynym na całej polanie. Jak wzrokiem sięgnąć. Aramis, zdyscyplinowany, szedł za mną noga w nogę, a właściwie łapa w nogę. Szliśmy cichutko i powoli. Aż tu nagle rozległ się pisk. Jakiś dziwny, spod ziemi. Po chwili drugi. Bardziej przeciągły. Aramis pewnie też usłyszał, bo zatrzymał się natychmiast i w charakterystycznej pozie — z podniesioną przednią łapą — zaczął intensywnie wietrzyć i nastawiać uszu. Staliśmy przez chwilę znieruchomiali. Piski powtórzyły się jeszcze parokrotnie, ale gdzieś jakby dużo dalej. Nagle, niemalże pod moimi łapami, tj. nogami, chciałam powiedzieć, zaczęła wychodzić ziemia spod śniegu. Aramis warknął cichutko. Nakazałam mu ciszę i wpatrywałam się w to rosnące zjawisko.
A zjawisko, czyli kopczyk, rósł w oczach. Rósł i rósł, a ja w tym czasie zastanawiałam się nad tym co wiem o kretach.
Przypomniało mi się, że kiedy przed laty pisałam rymowankę dla dzieci o krecie Binoklecie, to trochę się poduczyłam o życiu krecim. Dlatego wiem, że kret nie zapada w sen zimowy. Jest zwierzęciem bardzo aktywnym i ruchliwym. Żyje około 2 — 4 lat. Rzadko pojawia się na powierzchni ziemi, chyba że musi, z jakiś swoich powodów. Porusza się wtedy bardzo niezdarnie. Prowadzi życie podziemne. Pod ziemią wykopuje system tuneli na głębokości 20–50 cm i średnicy 6 cm. Jest wyjątkowo pracowitym ssakiem. Korytarze kopie z prędkością 12–15 m/godz. Jego tunele rozciągają się na długości około 100-200 m, czasem są nawet dłuższe — do 1 km. Wiem też jak wygląda jego spiżarnia i jak postępuje ze swoimi zapasami na zimę w postaci żywych dżdżownic, którymi głównie się żywi… nie będę jednak tego tematu rozwijać. ;)
Kopczyk rósł i rósł. Nie chciałam przeszkadzać krecikowi w pracy, więc wycofałam się z tego miejsca, odwołując Aramisa z postawy: „wietrz i nasłuchuj”.
Ale mnie wzięło na kreta, co? Może zaraziłam się od znanej Pani z TVP Polonia? ;) E tam, krety to ja zawsze bardzo lubiłam. Nie tylko teraz — akurat. I to nie jednego.
Nigdy też nie zdarzyło mi się niszczyć krecich kopczyków, albo, co gorsza, płoszyć je jakimiś wymyślnymi sposobami. W ogóle je nie płoszę. Nawet u siebie w ogrodzie… A niech sobie żyją spokojnie! Przecież mają na tym świecie jakieś zadanie do wykonania. Dobrze że biedulki zostały wreszcie objęte ochroną gatunkową. Wprawdzie tylko częściową, ale dobre i to. Przecież one też chcą żyć i… też do wszechświata należą… jako i my należymy.
Zima jeszcze nie całkiem odpuściła, zapowiadany jest jej kolejny atak. Ma trwać ponoć około tygodnia (brrrr!). Jednak to będzie już jej ostatni zryw, a właściwie ostatnie podrygi. Co nie znaczy, że możemy ją bagatelizować. Teraz tym bardziej musimy na siebie uważać, gdyż akurat teraz, na przedwiośniu, organizmy mamy osłabione najbardziej, nietrudno więc o różnego typu problemy, szczególnie zdrowotne.
Idzie jednak ocieplenie. Świadczą o tym co rusz pojawiające się krecie kopczyki. A kret zna się na pogodzie. Ha, jak mało kto!
A czy
ktoś z was słyszał kiedyś chrapanie kreta? Ja parę razy już
słyszałam. Trzeba mieć szczęście i przyłożyć ucho do tego
akurat kretowiska, w którym umęczony pracą krecik śpi. Jak
usłyszy się takie charakterystyczne charkotliwe dźwięki, to
będzie właśnie krecie chrapanie. Mało kto wie, że kret, jako
niestrudzony pracuś, drąży tunele przez około 4 godziny, po czym
zapada w sen, bardzo głęboki sen. Śpi tak przez około 3 godziny i
wtedy chrapie donośnie… Jak to kret.
Aramis, jako pies, też lubi kopać. Skoro Wicepańcia nie pozwoliła mu kopać za kretami, zadowolił się wykopywaniem stalagmitów z prehistorycznej jaskini, które parę dni wcześniej, w celach doświadczalnych, zakopałam w śniegu obok jaskini (pisałam o niej w poprzednim wpisie).
Byle do wiosny!
Obrazek
z mojego ogródka…
Ha,
jeszcze jedna oznaka nadchodzącej wiosny!
HKCz
08.03.2013