Nigdy
nie myślałam, żeby sprawić sobie kijki Nordic Walking. Nie to,
żebym była leniwa, albo mało wysportowana. Nie. W swoim życiu
wiele różnych sportów uskuteczniałam. A i w obecnym wieku ruszam
się także zdrowo: kilka razy w tygodniu bieganie po lesie, pływanie
od czasu do czasu, także rower, ha, nawet piłka nożna w ogrodzie z
moim najmłodszym wnuczkiem. OK, pochwalę się w tym miejscu, że
uczyłam wnuczka kopać piłkę od kiedy tylko zaczął chodzić i
kopię z nim do tej pory, zaszczepiając w nim bakcyla futbolowego. I
tylko on jeden - z czwórki moich wnucząt - bakcyla załapał. I to
jeszcze jak! W tym roku skończył 6 lat i poszedł do szkoły, no i
oczywiście gra już w drużynie piłkarskiej w tutejszym mieście.
Trenerzy bardzo go chwalą i mówią, że ma niezaprzeczalny talent.
Pewnie po moim Ojcu, który był piłkarzem przez wiele lat. Pisałam
o tym i zamieściłam wiele zdjęć we wspomnieniu pt. „Pociąg do sportu”, a
także w Wiadomościach24 - przy okazji Euro 2012 - w artykule pt.
„Piłkę
nożną w Polsce kocha się od zawsze” (<kliknij,
jeśli masz ochotę).
OK.,
wracam do tematu kijków Nordic Walking. Otóż nigdy nie myślałam,
żeby sprawić sobie kijki. A już tym bardziej, że z kijkami będę
kiedyś maszerować. Czyli uprawiać Nordic Walking, mówiąc
fachowo. Dlaczego? A no dlatego, że ja po prostu, nie lubię mieć
zajętych rąk. Zwłaszcza będąc w lesie. Uwielbiam fotografować,
a w lesie co rusz znajduje się przecież wdzięczny obiekt do
obfotografowania. No to jak tu mieć ręce zajęte?
Moja
Córka często namawiała mnie na kupno kijków. Sama już ponad 5
lat uprawia Nordic Walking. Lecz ja, uparciuch niemożebny, nie dałam
się jej namówić. Wreszcie moja ukochana Córcia załatwiła mnie
na cacy. Jak? A no kupiła mi kijki w prezencie. Przyznam szczerze,
że byłam bardzo niezadowolona z tego „prezentu”. Kurcze… no
nie lubię jak mnie ktoś do czegoś zmusza. Nawet moje dzieci. Ale
Córka mnie dobrze zna i wie, że ja przede wszystkim nie znoszę,
kiedy jakieś rzeczy zużywają się moralnie, i chcąc nie chcąc, w
końcu osobiście zaczynam je zużywać fizycznie. I tak też się
stało z kijkami. Nie, nigdy - do tej pory - nie myślałam, że
wezmę kijki do ręki… I jednak wzięłam! Ba, i nadal biorę.
Teraz
niemalże codziennie jadę do swojego ulubionego lasu na szczycie
Ochsenberg (Góra Wołowa), pod lasem parkuję auto, przyczepiam
kijki… i zasuwam dróżkami leśnymi po szczycie góry.
Lasów
mamy tutaj bez liku, dróżek leśnych jeszcze więcej. Tylko
wybierać… i maszerować.
Pogoda
cudowna! Nic tylko tak maszerować i maszerować… w stronę słońca…
bez końca.
Już tak
od ponad 4 tygodni maszeruję z kijkami. I co? I przyznam szczerze,
że to nawet bardzo polubiłam. Ciągnie mnie teraz do lasu jak
przysłowiowego wilka. I to o różnej porze dnia. A zdjęcia? Ha, a
zdjęcia i z kijkami nauczyłam się robić. Na kijkach jest taki
przycisk, dzięki któremu można dłonie wraz z paskiem szybko
wyswobodzić, odstawić kijki, porobić sobie zdjęcia i równie
szybko pasek z dłońmi do kijków na powrót przymocować. Wystarczy
zawieszkę paska włożyć do dziurki przy kijku, przycisnąć, klik…
i gotowe. I dalej można zamaszyście maszerować. Ostatnio tak się
już „wyszkoliłam”, że robię zdjęcia nawet z kijkami
przymocowanymi do dłoni. W ogóle ich nie ściągam… No, prawie w
ogóle.
Dzisiaj
zawędrowałam na sam szczyt góry, aby porobić sobie zdjęcia
naszego miasta z lotu ptaka. Kijki zdjęłam, by mi było wygodniej
wejść na krzyż i z jeszcze większej wysokości zrobić zdjęcia.
Żeby nie
było wątpliwości…. oto i krzyż na szczycie.
W tym
krzyżu nie ma cierpienia, w tym krzyżu jest satysfakcja,
że się
szczyt zdobyło.
Widok z
krzyża… tzn. ze szczytu.
(Zrobiłam
dużo zdjęć naszego miasta, ale pokażę je kiedy indziej.)
Po
piętnastominutowej sesji zdjęciowej naszego miasta z lotu ptaka,
pomaszerowałam dróżkami dookoła szczytu. W sumie zrobiłam 12 km.
Pogoda była wspaniała, więc bardzo przyjemnie się maszerowało.
Po drodze zrobiłam jeszcze oczywiście bardzo dużo zdjęć. Bo jak
coś zwróci moją uwagę, nie mogę tak sobie przejść obojętnie,
i żeby tego nie uwiecznić. Tak że zdjęć mam zrobionych za każdym
razem mnóstwo. Różnych. Robię je oczywiście już bez ściągania
kijków.
O
przepraszam! Ale w tym akurat przypadku kijki musiałam ściągnąć…
Przerwa na siusianie!
Teraz
naprawdę bardzo żałuję, że byłam takim uparciuchem i że
szybciej nie zaczęłam uprawiać Nordic Walking. Przecież to taka
wspaniała forma aktywności ruchowej. Do tego łatwa i przyjemna, a
tyle korzyści przynosi dla zdrowia i samopoczucia. Polecam z całego
serca!... I już pędzę na niedzielny, rodzinny Nordic Walking.
HKCz
(18.11.2012.)