sobota, 21 kwietnia 2018

Z kijkami przez swój mały świat

Nigdy nie myślałam, żeby sprawić sobie kijki Nordic Walking. Nie to, żebym była leniwa, albo mało wysportowana. Nie. W swoim życiu wiele różnych sportów uskuteczniałam. A i w obecnym wieku ruszam się także zdrowo: kilka razy w tygodniu bieganie po lesie, pływanie od czasu do czasu, także rower, ha, nawet piłka nożna w ogrodzie z moim najmłodszym wnuczkiem. OK, pochwalę się w tym miejscu, że uczyłam wnuczka kopać piłkę od kiedy tylko zaczął chodzić i kopię z nim do tej pory, zaszczepiając w nim bakcyla futbolowego. I tylko on jeden - z czwórki moich wnucząt - bakcyla załapał. I to jeszcze jak! W tym roku skończył 6 lat i poszedł do szkoły, no i oczywiście gra już w drużynie piłkarskiej w tutejszym mieście. Trenerzy bardzo go chwalą i mówią, że ma niezaprzeczalny talent. Pewnie po moim Ojcu, który był piłkarzem przez wiele lat. Pisałam o tym i zamieściłam wiele zdjęć we wspomnieniu pt. „Pociąg do sportu”, a także w Wiadomościach24 - przy okazji Euro 2012 - w artykule pt. „Piłkę nożną w Polsce kocha się od zawsze” (<kliknij, jeśli masz ochotę).

OK., wracam do tematu kijków Nordic Walking. Otóż nigdy nie myślałam, żeby sprawić sobie kijki. A już tym bardziej, że z kijkami będę kiedyś maszerować. Czyli uprawiać Nordic Walking, mówiąc fachowo. Dlaczego? A no dlatego, że ja po prostu, nie lubię mieć zajętych rąk. Zwłaszcza będąc w lesie. Uwielbiam fotografować, a w lesie co rusz znajduje się przecież wdzięczny obiekt do obfotografowania. No to jak tu mieć ręce zajęte?

Moja Córka często namawiała mnie na kupno kijków. Sama już ponad 5 lat uprawia Nordic Walking. Lecz ja, uparciuch niemożebny, nie dałam się jej namówić. Wreszcie moja ukochana Córcia załatwiła mnie na cacy. Jak? A no kupiła mi kijki w prezencie. Przyznam szczerze, że byłam bardzo niezadowolona z tego „prezentu”. Kurcze… no nie lubię jak mnie ktoś do czegoś zmusza. Nawet moje dzieci. Ale Córka mnie dobrze zna i wie, że ja przede wszystkim nie znoszę, kiedy jakieś rzeczy zużywają się moralnie, i chcąc nie chcąc, w końcu osobiście zaczynam je zużywać fizycznie. I tak też się stało z kijkami. Nie, nigdy - do tej pory - nie myślałam, że wezmę kijki do ręki… I jednak wzięłam! Ba, i nadal biorę.


Teraz niemalże codziennie jadę do swojego ulubionego lasu na szczycie Ochsenberg (Góra Wołowa), pod lasem parkuję auto, przyczepiam kijki… i zasuwam dróżkami leśnymi po szczycie góry.


Lasów mamy tutaj bez liku, dróżek leśnych jeszcze więcej. Tylko wybierać… i maszerować.



Pogoda cudowna! Nic tylko tak maszerować i maszerować… w stronę słońca… bez końca.

Już tak od ponad 4 tygodni maszeruję z kijkami. I co? I przyznam szczerze, że to nawet bardzo polubiłam. Ciągnie mnie teraz do lasu jak przysłowiowego wilka. I to o różnej porze dnia. A zdjęcia? Ha, a zdjęcia i z kijkami nauczyłam się robić. Na kijkach jest taki przycisk, dzięki któremu można dłonie wraz z paskiem szybko wyswobodzić, odstawić kijki, porobić sobie zdjęcia i równie szybko pasek z dłońmi do kijków na powrót przymocować. Wystarczy zawieszkę paska włożyć do dziurki przy kijku, przycisnąć, klik… i gotowe. I dalej można zamaszyście maszerować. Ostatnio tak się już „wyszkoliłam”, że robię zdjęcia nawet z kijkami przymocowanymi do dłoni. W ogóle ich nie ściągam… No, prawie w ogóle.


Dzisiaj zawędrowałam na sam szczyt góry, aby porobić sobie zdjęcia naszego miasta z lotu ptaka. Kijki zdjęłam, by mi było wygodniej wejść na krzyż i z jeszcze większej wysokości zrobić zdjęcia.


Żeby nie było wątpliwości…. oto i krzyż na szczycie.
W tym krzyżu nie ma cierpienia, w tym krzyżu jest satysfakcja,
że się szczyt zdobyło.


Widok z krzyża… tzn. ze szczytu.
(Zrobiłam dużo zdjęć naszego miasta, ale pokażę je kiedy indziej.)

  Po piętnastominutowej sesji zdjęciowej naszego miasta z lotu ptaka, pomaszerowałam dróżkami dookoła szczytu. W sumie zrobiłam 12 km. Pogoda była wspaniała, więc bardzo przyjemnie się maszerowało. Po drodze zrobiłam jeszcze oczywiście bardzo dużo zdjęć. Bo jak coś zwróci moją uwagę, nie mogę tak sobie przejść obojętnie, i żeby tego nie uwiecznić. Tak że zdjęć mam zrobionych za każdym razem mnóstwo. Różnych. Robię je oczywiście już bez ściągania kijków.


O przepraszam! Ale w tym akurat przypadku kijki musiałam ściągnąć… Przerwa na siusianie!

Teraz naprawdę bardzo żałuję, że byłam takim uparciuchem i że szybciej nie zaczęłam uprawiać Nordic Walking. Przecież to taka wspaniała forma aktywności ruchowej. Do tego łatwa i przyjemna, a tyle korzyści przynosi dla zdrowia i samopoczucia. Polecam z całego serca!... I już pędzę na niedzielny, rodzinny Nordic Walking.

HKCz
(18.11.2012.)