Moje
wspomnienia z wakacji w Polsce są cudowne. Że za komuny, pal sześć!
Takie wtedy były czasy, ale wczasy zawsze były wspaniałe.
A
oto niektóre wspomnieniowe obrazki z wakacji z moimi Dzieciaczkami.
Wszystkie są czarno-białe i niezbyt dobrej jakości, ale proszę mi
wierzyć, dla mnie są kolorowe. Bardzo kolorowe!
Ten
akurat obrazek, to kompozycja mojej Córki, wykonała
ją jeszcze w szkole.
O
tak, to były wczasy! Z prawej - na Obozie Harcerskim w Gąskach - ja
z moim (zakopanym) 2-letnim wtedy Syneczkiem. Z
lewej - nad Jeziorem Otmuchowskim (rok później), moje Dzieciaczki w oczekiwaniu
na obiadek.
Widok
z latarni morskiej w Gąskach.
Chrzest
na Obozie Harcerskim w Gąskach. Moja 5-letnia
wtedy Córcia, robi za nimfę morską.
wtedy Córcia, robi za nimfę morską.
Mazury
- nad Jeziorem Jeziorak. Mieszkamy
w domku campingowym będącym własnością mojej Cioci z Chorzowa. Ja
z moim Dzieciaczkami (na dole - z prawej), z Braciszkiem i jego
Kumplem oraz ferajną z Czechosłowacji.
Moje
kochane Synczysko pierze siatkę na ryby... Szykuje
się do wieczornych połowów z Wujaszkiem.
się do wieczornych połowów z Wujaszkiem.
Moje
Szkraby zawsze były bardzo towarzyskie... Nawet zjeść spokojnie
przy stole nie mogły, wszak towarzystwo czekało.
Parę
łyków herbatki z butli po mleku, i już pragnienie ugaszone...
i jazda do zabawy!
i jazda do zabawy!
Mój
Synuś na wczasach najlepiej czuł się w spódniczce Siostrzyczki...
Hihihi! bo w takie upały majteczek nie trzeba było ubierać, a i
przy siusianiu wygodniej było.
A
swoją drogą, ślicznie w tym przyodziewku - w kolorze brąz -
wyglądał.
Był opalony na ciemny brąz, a na główce złote loczki.
Był opalony na ciemny brąz, a na główce złote loczki.
Pamiętam
jak raz, z tak ubranym Syneczkiem, poszliśmy wszyscy do restauracji.
Przy stoliku obok siedziały dwie parki młodych ludzi. Nagle słyszę
jak jedna dziewczyna, wskazując na mojego Syneczka, mówi: -
„Popatrzcie, jaka śliczna dziewczynka”. No to ja na to: -
Przemek, podnieś spódniczkę! - co mój posłuszny Synuś
natychmiast zrobił... Ależ było śmiechu, i to nie tylko przy
dwóch stolikach.
Kora (pies rasy bokser) pilnowała nie tylko moje Szkraby, ale i obce,
te, co z nimi się bawiły. Żadnemu nie pozwoliła iść na głębszą wodę, natychmiast doskakiwała... i odpychała je głową na brzeg.
te, co z nimi się bawiły. Żadnemu nie pozwoliła iść na głębszą wodę, natychmiast doskakiwała... i odpychała je głową na brzeg.
Mój
Synuś miał (i ma) talent do zawierania znajomości. Bez względu
na wiek. Zawsze i wszędzie przysparzał nam nowych znajomych. Na zdjęciu siedzi na kolanach swojego nowego znajomego z Warszawy. Jego żona
siedzi z prawej strony.
na wiek. Zawsze i wszędzie przysparzał nam nowych znajomych. Na zdjęciu siedzi na kolanach swojego nowego znajomego z Warszawy. Jego żona
siedzi z prawej strony.
To starsze
małżeństwo tak bardzo polubiło mojego przylepę-Syneczka, że
codziennie rano przynosili nam ze stołówki (byli na zorganizowanych
wczasach - z wyżywieniem) całą bańkę owsianki na śniadanie, i
nie tylko. Przychodzili pod nasz domek, i tłukąc łyżką w bańkę
i wołając: - „Wstawać Przemki, śniadanie na stole!” - robili
nam pobudkę.
Potem,
jeszcze przez parę ładnych lat, z Warszawy przysyłali moim
Dzieciom paczuszki z zabawkami i słodyczami.
Rok
później - znów Mazury nad Jeziorem Jeziorak
Zaraz
idziemy łowić rybki.
Nad
Jeziorem Otmuchowskim. I
znów z Braciszkiem i Wujaszkiem
w jednej osobie, i z jego ówczesną Dziewczyną.
w jednej osobie, i z jego ówczesną Dziewczyną.
Ten mój
Braciszek wszędzie z papierosem. No cóż, wtedy była moda na
palenie. Nie to, co dzisiaj. Dzisiaj palenie papierosów jest
napiętnowanie. Dziś jest moda na niepalenie. Palącym trzeba się
wstydzić i kryć z papierosem... I bardzo dobrze!
Moje Dzieciaczki uwielbiały wczasy... bo i woda, i słońce...
i luz-blues od rana po noc.
Międzyzdroje
nad Bałtykiem - kilka lat później - z naszym bassetem Malwiną.Wynajmowałam
domek campingowy tuż przy plaży.
Dzieciom
humor dopisuje... Malwinie mniej. Akurat miała myte zębiska,
bo znów się czegoś cuchnącego na wydmach nażarła.
bo znów się czegoś cuchnącego na wydmach nażarła.
Odwiedzinki
mojego Braciszka z Rodzinką.
Byli
na wczasach w Kołobrzegu i przyjechali do nas do
Międzyzdrojów by razem powczasować.
Międzyzdrojów by razem powczasować.
Obóz
Sportowy w Wiśle. Wszyscy
byli zadowoleni, oprócz
Malwiny... bo do wody było daleko.
Malwiny... bo do wody było daleko.
Co
rusz trzeba było biegać z tym wodolubnym psem do źródła Wisły...
ale fajnie było, bo i my wodolubni jesteśmy.
ale fajnie było, bo i my wodolubni jesteśmy.
I
znów Międzyzdroje - kolejny rok później.
Tym razem
nie mieliśmy ładnej pogody, ale i tak codziennie kąpaliśmy się w
morzu... jak morsy. Pamiętam, że ludzie w grubych kurtkach snuli
się po plaży, a my w wodzie... oprócz Malwy oczywiście. Dla niej
woda była za zimna. Melepeta, a nie mors!
Wczasy wędrowne po po Mazurach. po Mazurach. Trzy rodzinki. Trzy samochody. Niemalże codziennie nocowaliśmy pod
namiotami w innym miejscu. Na
zdjęciu ja z Koleżanką na szybko przygotowujemy śniadanko
dla naszej Ferajny... i dalej w drogę!
dla naszej Ferajny... i dalej w drogę!
Moim drugim
samochodem, a pierwszym „Fiacikiem” objeździłam całe Mazury. Pierwszym
moim samochodem była „Syrenka”, ale nią na wczasy nie
jeździłam. Hihihi! po tym, jak w drodze do mojej Mamy, jej lewe,
przednie koło wyprzedziło ją samą i mnie z Dziećmi oraz psem w
środku, nie miałabym odwagi ruszać nią gdzieś w dalszą drogę.
To
były czasy!
Czasem
było straszno, czasem śmieszno,
ale częściej śmieszno...
ale częściej śmieszno...
i
radośnie.
HKCz
12.06.2011