Bardzo lubię spoglądać w niebo. I robię to bardzo często. Mam tak od dziecka. I nie tylko ja. Pisałam o tym już kiedyś we wpisie pt.: „A niebo nad nami...”. Wspomniałam tam także o swojej zabawnej przygodzie z niebem w tle. Zabawnej z perspektywy czasu.
Tak
do końca, to ja sama nie wiem, czego to ja na niebie wypatruję. Ale
na pewno niczego złego. Wypatruję czegoś ciekawego. O, hihihi...!
chociażby tego lata wypatrzyłam na niebie coś naprawdę
szczególnego. Otóż pewnej pięknej, gwiaździstej nocy byłam u
Córki, „pracowałam” jako Babysitter (starszyzna poszła na
koncert), no i kiedy tak ciężko „pracując” leżałam sobie na
leżaku w ogrodzie, na niebie nagle zobaczyłam... UFO. Tak, tak,
UFO. Proszę się nie śmiać! Mknęło jak szalone po niebie od
zachodu na wschód. Było kształtu dużej kuli i miało bardzo
intensywne żółte światło. Niestety, nagrać go nie zdążyłam,
bo zanim złapałam za komórkę, znikło za horyzontem. Miało
zawrotną szybkość. Kiedy moja Córka z Zięciem wrócili do domu i
im o tym opowiedziałam, śmiali się ze mnie, nie dając wiary moim
obserwacjom. Nie przejęłam się jednak ich podśmiewajkami, bo też
samej było mi trudno uwierzyć w to, co zobaczyłam. Jednak na drugi
dzień w Radio ZET usłyszałam, że w nocy nad Polską zaobserwowano
dziwne zjawisko. Jakiś świetlisty obiekt poruszający się po
niebie z ogromną szybkością. Ha, no to już zaczęłam wierzyć,
że moje oczęta mnie nie zawiodły. Przecież mówiłam, że to
„coś” gnało na wschód.
Dzisiaj
akurat przeglądałam fotki w swoich przyrodniczych albumach i
stwierdziłam, że mam bardzo dużo fotek - właśnie na tle nieba.
Nie robię ich specjalnie, jakoś same mi tak zawsze wychodzą.
Pewnie dlatego, że lubię niebo i już nawet podświadomie ustawiam
się w kierunku nieba, jak roślinka... A może tylko mój aparat tak
ustawiam? Tak czy siak, jednego jestem pewna, kocham niebo, kocham
bezmiar wszechświata.
Po
oglądnięciu zawartości moich albumów przyrodniczych naszła mnie
ochota na pokazanie niektórych moich fotek na tle nieba. Co ciekawe,
niektóre z tych fotek same się zrobiły. Znaczy się pstryknęły
mi się niechcący. Bardzo lubię te moje „fotki samorodki”, jak
je nazywam. Nigdy ich nie kasuję, ponieważ przy mojej bogatej
wyobraźni zawsze coś ciekawego na nich widzę.
Oto
moje fotki na tle nieba...
Nie
będę jednak zdradzać, które to „fotki samorodki”, a które
ustawione. Dla mnie wszystkie coś znaczą, wszystkie pobudzają moją
wyobraźnię.
O,
chociażby ta fotka... jeleń na rykowisku - jak nic!
Z
kolei do tych dwóch fotek tego samego dębu wyobraźnia nawet nie
jest potrzebna... fotki mówią same za siebie.
HKCz
(30.11.2011.)