Labradoodle, to stosunkowo nowa rasa psów. Ich hodowla rozpoczęła się w 1988 roku w Australii. Była odpowiedzią na pojawiające się zapotrzebowanie na psy hipoalergiczne, czyli takie, które są przyjazne alergikom, ale jednocześnie chętnie współpracujące z człowiekiem.
Labradoodle,
to krzyżówka labradora z pudlem. Są to bardzo urocze psy. Mają
atletyczne ciało, duże oczy, zwisające uszy oraz, co bardzo ważne,
nieliniejącą sierść. Są więc wymarzonymi psami dla alergika.
Labradoodle są także bardzo dobrymi przewodnikami. Umieją i lubią
współpracować z ludźmi. To bardzo mądre psy. Wyczuwają moment,
kiedy mają być zabawne, by rozśmieszyć towarzystwo, a także
wiedzą kiedy znów mają się zamienić w czujnego, opiekuńczego
psa. Polecane są jako psy dla rodziny, ale doskonale też dotrzymają
towarzystwa osobie samotnej. Są bardzo żywotne oraz posłuszne.
Mają niewielkie tendencje do agresji, czy szczekania, są delikatne
w podejściu do dzieci i innych zwierząt. Osiągają bardzo wysokie
wyniki w treningach posłuszeństwa.
Labradoodle
stają się coraz bardziej popularną rasą w Europie. Też i w
Polsce rośnie zainteresowanie tą rasą. Z tego co wiem, w Polsce są
już dwie hodowle tych psów.
A oto matka
naszego labradoodla Aramisa – pudel Amanda.
To
zaś ojciec Aramisa – labrador Ben of Black.
Rodzice
Aramisa mają nawet swoją stronę internetową. Oto link do niej:
http://labrador-von-der-gallusquelle.jimdo.com/
Wiele ciekawych rzeczy można się tam
dowiedzieć. O tych konkretnych psach: Amandzie i Benie of Black,
ale też i całej rasie labradorów, pudli i już samej ich
krzyżówki - labradoodli. Kto nie zna niemieckiego, może chociaż
pooglądać olbrzymią ilość fotek tych psów w różnych ich
sytuacjach, klikając w: Fotogalerie; Welpen/Planung i inne ikonki.
Parę
dni po narodzinach…
Wśród
jedenastu szczeniąt jest i nasz Aramis– ten z zieloną obrożą.
Czterotygodniowe
szczeniaczki jedzą już pięknie samodzielnie…
I
jak widać na pierwszej fotce - tuż pod tytułem - pięknie pozują
do zdjęć.
No
niech mi ktoś powie, że te pieski nie są słodkie…
***
Słowo
się rzekło… i tak jak obiecałam w poprzednim wpisie, pokażę
teraz fotki naszego ostatniego psa w Polsce, i tu, w Niemczech.
Ostatnim
naszym psem w Polsce była Malwina. Pies, a właściwie suczka rasy
Basset.
Oto
i Malwina w swojej pełnej, uszatej krasie.
Fotki te
już wcześniej zamieściłam w swoich wspomnieniach o Malwinie pt.:
„Pieskie życie Malwiny… i moje z nią”, jeśli masz ochotę pośmiać się z moich z nią perypetii). Malwina
była psem bardzo szczególnym. Uparciuchem i egoistką do n-tej
potęgi. Do tego jeszcze wprawną złodziejką. Książkę można by
o niej i jej wybrykach napisać.
Zaś mój ostatni (do tej pory)
pies w Niemczech, Dog Arlekin - Jocker, był moim najmądrzejszym i
najukochańszym psem. Był moim bodyguardem.
Nieraz tu na blogu wspominałam
o nim.
Super z nim
miałam. Nikogo obcego do mnie nie dopuścił. Zwłaszcza miał uraz
do zawianych facetów. Na odległość takiego delikwenta wyczuwał...
i warczał, i szczekał, jak wściekły. A mnie łbem odpychał jak
najdalej od tych alkoholowych wyziewów. Gdy jechaliśmy do Kraju, i
kiedy jeszcze były kontrole na granicy, to dopiero miałam
wspaniale. Mój Jocker był postrachem wszystkich celników i
wopistów. Niechby no tylko któremuś przyszła ochota skontrolować
moje auto, ha, szybko tego
pożałował.
Bo kiedy tylko jeden z drugim otworzył klapę bagażnika, na widok
mojego Jocker'a, spietrały cały, jeszcze szybciej ją zamykał. A
ja, chichocząc, siedziałam sobie wygodnie za kierownicą i czekałam
na jego znak, że mogę jechać dalej… Eee tam, że mogę, że -
mam, i to natychmiast! Tak to odczytywałam po nerwowym machaniu ręką
niedoszłego kontrolera. Ależ miałam z Jocker`em fajowo przy
przekraczaniu granicy! Za każdym razem.
Uwielbiał
wędrować ze mną po górach i lasach.
Któreś
tam odwiedziny w Polsce…
Jocker
bardzo lubił być w Polsce. Najbardziej pewnie z powodu
babcinych
ruskich pierogów, które wręcz pochłaniał…
Robił
tylko - kłap, i pieróg za pierogiem znikał w jego potężnej
paszczy.
Czego
najbardziej nie lubił, to była woda…
Nigdy
nie pływał, a kiedy ja szłam pływać, był bardzo niezadowolony.
Na poniższej fotce, to nasz przedostatni niestety pobyt w Polsce z
naszym ukochanym Dogiem Arlekinem – Jockerem. Jak już wspominałam
w poprzednim wpisie, zmarł na zawał serca.
Psy
ras wielkich
i olbrzymich niestety żyją
zwykle
krótko.
HKCz
(2.01.2012.)