sobota, 14 kwietnia 2018

Dary w lesie

Nie, nie pomyliłam się, chodzi mi o dary w lesie, nie o dary lasu. Bo rzeczywiście na dary w lesie ostatniej soboty się natknęłam. Maszerowałam ja sobie raźnym krokiem głównym duktem leśnym, kiedy nagle, na poboczu, na stosie ściętych drzew zobaczyłam coś takiego:


Zdziwiona bardzo przystanęłam i zaczęłam przyglądać się tym porozwieszanym, zapisanym kartkom. Wreszcie zaczęłam czytać. No i doczytałam się, że są to jakieś modlitwy ewangelickie. Oto ich zbliżenie:



Zaglądnęłam też do metalowego pudełeczka, gdyż zachęcająco było na nim napisane: „Proszę wziąć po 1 egzemplarzu... na pamiątkę, na zastanowienie, na zachętę”. Oto to pudełeczko:


W środku były trzy rodzaje malutkich, kolorowych karteluszek z obrazeczkami i różnymi modlitwami, a także cytatami jakiś świętych. Trochę poczytałam je, ale wziąć nie wzięłam, ponieważ pomyślałam, że są przeznaczone tylko dla ewangelików.
Tutaj, gdzie mieszkam, ewangelików jest bardzo dużo. I wszystko jest ewangelickie: kościoły, szkoły, przedszkola. W kościele ewangelickim na mszy byłam parę razy, ale tylko z okazji pogrzebów moich sąsiadów. Aha, byłam też 3 razy z okazji rozpoczęcia roku szkolnego przez pierwszoklasistów, bo też trójeczka moich wnucząt parę lat temu rozpoczynała naukę, oczywiście w szkole ewangelickiej. W naszym mieście tylko takie są. Co nie znaczy, że dzieci innych religii, czy też bez religii, do szkół tych nie uczęszczają, bo uczęszczają. Wszystkie razem.

Kiedy oderwałam się od tych cudeniek, i ruszyłam w dalszą drogę, zaczęłam rozmyślać nad różnicą między ewangelikami a katolikami. W wielu przypadkach jest ona ogromna, ale nie będę roztrząsać tutaj tej kwestii. Wspomnę tylko o kościołach, bo między kościołem ewangelickim a kościołem katolickim różnica jest tak wielka, iż sama rzuca się w oczy. Aż nadto! I muszę przyznać, że kościoły ewangelickie bardziej mi się podobają, bo są bardzo skromne. W odróżnieniu od kościołów katolickich. Kościoły katolickie wręcz ociekają przepychem. Nikomu niepotrzebnym przepychem... No, może za wyjątkiem księży. Dlatego, myślę, że księży zrozumieć, i polubić, nie zawsze jest łatwo. Pisałam o tym m.in. w swoim wpisie pt.: „Nietak łatwo kochać księży”.

Rozmyślając, maszerowałam dalej. Nie uszłam daleko, kiedy przy bocznej ścieżynce znów zobaczyłam jakieś dziwo. Jeszcze większe. Oto one:


To zaproszenie do poczęstunku. Bardzo osobliwe zaproszenie. Jakby nie patrzeć. Na kocu rozłożone były: napoje (i to nie byle jakie, bo bio), a także różne ciasteczka w pudełeczku plastikowym, znów jakaś modlitwa i malutki drewniany krzyż, pod krzyżem inne pudełeczko, a w nim buteleczka z olejkiem. Oto zbliżenie tych darów:



To wszystko było dla mnie bardzo dziwne, ale nie powiem, też i miłe. Lubię oglądać przejawy bezinteresownej dobroci, w każdej postaci.
Popatrzyłam na te wszystkie dary z ciepełkiem w sercu i poszłam dalej. Kierowałam się w głąb lasu, gdzie na małej polance stoi duża, drewniana chatka. Chciałam sprawdzić, czy są w niej ci leśni darczyńcy. Wiem, że się tam czasami różne grupy ewangelików spotykają, zwłaszcza w czasie weekendu. Nocują tam, modlą się, śpiewają przy ognisku, grillują. Oto ta chatka:


Tym razem w chatce nie było nikogo. Ale było widać, że ktoś tam nocował, gdyż niektóre okiennice były otwarte. Później, kiedy wędrowałam dalej, na leśnych dróżkach spotkałam dwie grupy wędrowców z plecakami na plecach. Pierwsza grupa, to była grupa młodzieży, roześmiana, radosna. Druga, to kilkanaście starszych osób, ale równie radosnych. Wszyscy bardzo miło mi się kłaniali ze słowami: - „Grüß Gott!” (tłum.: Szczęść Boże!). Wszystkim oczywiście odpowiadałam: - „Grüß Gott!”... hihihi!... a szło mi to jak z karabinu maszynowego. Niektórzy zagadnęli mnie o pogodę, inni o cel wędrówki, chwilkę pogadaliśmy... i poszliśmy w swoją stronę.

Bardzo lubię aktywnych, uśmiechniętych ludzi... bez względu na ich wiarę, czy jej brak. A owe: - „Grüß Gott!”, jest tutaj najpopularniejszym powitaniem, i to też bez względu na wiarę, czy jej brak. Bo w końcu co to za różnica, przecież każdy ma jakiegoś tam swojego Boga. I chociaż niektórzy uważają, że ich Bóg jest najważniejszy, bo jest jedyny (sic!), to i tak ważniejsze jest to, aby ludzie byli dobrzy i uśmiechali się do siebie... bez względu na wiarę, czy jej brak.

HKCz
(14.10.2011.)