Nie,
nie pomyliłam się, chodzi mi o dary w lesie, nie o dary lasu. Bo
rzeczywiście na dary w lesie ostatniej soboty się natknęłam.
Maszerowałam ja sobie raźnym krokiem głównym duktem leśnym,
kiedy nagle, na poboczu, na stosie ściętych drzew zobaczyłam coś
takiego:
Zdziwiona
bardzo przystanęłam i zaczęłam przyglądać się tym
porozwieszanym, zapisanym kartkom. Wreszcie zaczęłam czytać. No i
doczytałam się, że są to jakieś modlitwy ewangelickie. Oto ich
zbliżenie:
Zaglądnęłam
też do metalowego pudełeczka, gdyż zachęcająco było na nim
napisane: „Proszę wziąć po 1 egzemplarzu... na pamiątkę, na
zastanowienie, na zachętę”. Oto to pudełeczko:
W
środku były trzy rodzaje malutkich, kolorowych karteluszek z
obrazeczkami i różnymi modlitwami, a także cytatami jakiś
świętych. Trochę poczytałam je, ale wziąć nie wzięłam,
ponieważ pomyślałam, że są przeznaczone tylko dla ewangelików.
Tutaj,
gdzie mieszkam, ewangelików jest bardzo dużo. I wszystko jest
ewangelickie: kościoły, szkoły, przedszkola. W kościele
ewangelickim na mszy byłam parę razy, ale tylko z okazji pogrzebów
moich sąsiadów. Aha, byłam też 3 razy z okazji rozpoczęcia roku
szkolnego przez pierwszoklasistów, bo też trójeczka moich wnucząt
parę lat temu rozpoczynała naukę, oczywiście w szkole
ewangelickiej. W naszym mieście tylko takie są. Co nie znaczy, że
dzieci innych religii, czy też bez religii, do szkół tych nie
uczęszczają, bo uczęszczają. Wszystkie razem.
Kiedy
oderwałam się od tych cudeniek, i ruszyłam w dalszą drogę,
zaczęłam rozmyślać nad różnicą między ewangelikami a
katolikami. W wielu przypadkach jest ona ogromna, ale nie będę
roztrząsać tutaj tej kwestii. Wspomnę tylko o kościołach, bo
między kościołem ewangelickim a kościołem katolickim różnica
jest tak wielka, iż sama rzuca się w oczy. Aż nadto! I muszę
przyznać, że kościoły ewangelickie bardziej mi się podobają, bo
są bardzo skromne. W odróżnieniu od kościołów katolickich.
Kościoły katolickie wręcz ociekają przepychem. Nikomu
niepotrzebnym przepychem... No, może za wyjątkiem księży.
Dlatego, myślę, że księży zrozumieć, i polubić, nie zawsze
jest łatwo. Pisałam o tym m.in. w swoim wpisie pt.: „Nietak łatwo kochać księży”.
Rozmyślając,
maszerowałam dalej. Nie uszłam daleko, kiedy przy bocznej ścieżynce
znów zobaczyłam jakieś dziwo. Jeszcze większe. Oto one:
To
zaproszenie do poczęstunku. Bardzo osobliwe zaproszenie. Jakby nie
patrzeć. Na kocu rozłożone były: napoje (i to nie byle jakie, bo
bio), a także różne ciasteczka w pudełeczku plastikowym, znów
jakaś modlitwa i malutki drewniany krzyż, pod krzyżem inne
pudełeczko, a w nim buteleczka z olejkiem. Oto zbliżenie tych
darów:
To
wszystko było dla mnie bardzo dziwne, ale nie powiem, też i miłe.
Lubię oglądać przejawy bezinteresownej dobroci, w każdej postaci.
Popatrzyłam
na te wszystkie dary z ciepełkiem w sercu i poszłam dalej.
Kierowałam się w głąb lasu, gdzie na małej polance stoi duża,
drewniana chatka. Chciałam sprawdzić, czy są w niej ci leśni
darczyńcy. Wiem, że się tam czasami różne grupy ewangelików
spotykają, zwłaszcza w czasie weekendu. Nocują tam, modlą się,
śpiewają przy ognisku, grillują. Oto ta chatka:
Tym
razem w chatce nie było nikogo. Ale było widać, że ktoś tam
nocował, gdyż niektóre okiennice były otwarte. Później, kiedy
wędrowałam dalej, na leśnych dróżkach spotkałam dwie grupy
wędrowców z plecakami na plecach. Pierwsza grupa, to była grupa
młodzieży, roześmiana, radosna. Druga, to kilkanaście starszych
osób, ale równie radosnych. Wszyscy bardzo miło mi się kłaniali
ze słowami: - „Grüß Gott!” (tłum.: Szczęść Boże!).
Wszystkim oczywiście odpowiadałam: - „Grüß Gott!”...
hihihi!... a szło mi to jak z karabinu maszynowego. Niektórzy
zagadnęli mnie o pogodę, inni o cel wędrówki, chwilkę
pogadaliśmy... i poszliśmy w swoją stronę.
Bardzo
lubię aktywnych, uśmiechniętych ludzi... bez względu na ich
wiarę, czy jej brak. A owe: - „Grüß Gott!”, jest tutaj
najpopularniejszym powitaniem, i to też bez względu na wiarę, czy
jej brak. Bo w końcu co to za różnica, przecież każdy ma
jakiegoś tam swojego Boga. I chociaż niektórzy uważają, że ich
Bóg jest najważniejszy, bo jest jedyny (sic!), to i tak ważniejsze
jest to, aby ludzie byli dobrzy i uśmiechali się do siebie... bez
względu na wiarę, czy jej brak.
HKCz
(14.10.2011.)