Ciężkie
czasy nastały. Człowiek pomału nie wie co je. Jedząc dużo warzyw
i owoców, myślimy, że się dobrze odżywiamy, a tu się okazuje,
że nawet „zdrowym” ogórkiem może się zatruć na śmierć.
Skąd w ogórkach bakterie Escherichia coli? Bo to w ogórkach
właśnie - pochodzących z Hiszpanii -mikrobiolodzy z Hamburskiego
Instytutu Higieny wykryli jeden ze szczepów pałeczki okrężnicy,
EHEC, czyli E.coli. A przecież nie można wykluczyć, że także i
inne artykuły spożywcze nie są źródłem zakażenia.
Podobne
bakterie żyją w naszym przewodzie pokarmowym i pomagają nam trawić
pokarm. Jednak EHEC jest toksyczna. Powoduje silną biegunkę,
krwawienie z jelit i odbytu, a także poważnie uszkadza nerki.
Choroba, połączona z wysoką gorączką, może zakończyć się
śmiercią.
To
się porobiło...! Widać, że ta globalna produkcja żywności nie
wychodzi nam na dobre. Wielu nieuczciwych producentów się za nią
kryje. Wspomnę tu tylko o producentach warzyw, bo akurat ci nas
ostatnio „głośno” trują bakteriami E.coli - co wyszło na
jaw... A o czym jeszcze nie wiemy? Co rusz słychać, że producenci
ci „pędzą” warzywa sztucznie, spryskują zbyt dużą ilością
środków chemicznych... nie zważając na to, że coraz więcej
dioksyn jest w środkach tzw. ochrony roślin... Manipulują,
oszukują, byleby sprzedać swoje produkty, byleby zarobić, nie
licząc się z konsekwencjami zdrowotnymi ludzi.
Ja osobiście staram się zawsze kupować warzywa z pewnych źródeł, na targu, albo w specjalistycznym sklepie owocowo-warzywnym. Jednak w miniony wtorek, będąc na większych zakupach w markecie spożywczym, kupiłam także paprykę czerwoną, bo tej akurat zbrakło mi w lodówce. W domu zjadłam jej tylko kawałek do kanapki, oczywiście po dokładnym umyciu... no i strasznie żołądek mi się rozbolał. Kiedy w środę buchnęła wieść o skażonych ogórkach, zastanawiałam się, czy nie wywalić z lodówki ogórki, które kupiłam w sobotę, wprawdzie na targu, ale jednak to ogórki. Szkoda mi było, chciałam wierzyć te akurat są zdrowe. Jednak w końcu, po dłuższym krążeniu wokół lodówki, wywaliłam wszystkie warzywa i jarzyny, jakie tylko miałam w lodówce, ponieważ okazało się, że papryka, którą kupiłam w markecie, pochodzi właśnie z Hiszpanii. Pewnie bym do tego nie doszła, bo opakowanie z papryki wyrzuciłam już na śmietnik, ale kiedy mi Córka wieczorem powiedziała, że mikrobiolodzy w TV niemieckiej mówili właśnie o warzywach z Hiszpanii, zadałam sobie trud, i pogrzebałam w śmietniku... Znalazłam! Rany, jak zobaczyłam na opakowaniu napis: „Made in Spain”, z furią wpadłam do kuchni i całą zawartość dwóch szuflad na warzywa wywaliłam na śmieci... i ogórki, i pomidory, i rzodkiewki, i sałatę zieloną, i lodową, i kalarepę, i natkę pietruszki, i koperek, i... już nawet nie pamiętam co jeszcze... a jako pierwsza frunęła oczywiście papryka z Hiszpanii. Hihihi! a potem długo myłam rączki. Kurcze, a żołądkowe sensacje mam do tej pory, po tym kawałku zjedzonej papryki. Niech mi nikt nie mówi, że to autosugestia.
Najpierw
wszystko wywaliłam, a potem wyżalałam się Córce przez telefon,
że nie będę miała co jeść. Warzywa i owoce, to moje główne
jedzonko.
Dzisiaj
rano na śniadanie zjadłam twarożek z kiełkami, ale mojej własnej
produkcji, i pobiegłam do lasu, zastanawiając się co ja też zjem
na obiad.
Kiedy
wróciłam do domu, weszłam do kuchni, i aż podskoczyłam z
wrażenia. Na stole stała miseczka z pięknymi, pachnącymi
truskaweczkami oraz torba z różnymi warzywami od bio-ogrodnika.
Aha, i jeszcze słoik z dżemem truskawkowych - produkcji mojej
Córki. Moja Córka już od kilku ładnych lat zamawia u
bio-ogrodnika niektóre warzywa i owoce, które on osobiście
przywozi jej do domu. Trochę to kosztuje, ale się opłaca. Warzywa
i owoce z pewnością są zdrowe. A przy małych dzieciach, to bardzo
ważne. Tym razem i mnie się dostało... kochana Córcia!
Przez
to świństwo... tj., bakterię E.coli zmarło w Niemczech już 6
osób, a ponad 700 jest chorych. To dane z dnia dzisiejszego... A co
będzie dalej?
Córka
powiedziała mi także, że naukowcy niemieccy wypowiadali się na
temat manipulacji i oszustw hiszpańskich producentów warzyw. Już
od zeszłego roku dochodziły do nas słuchy, że hiszpańskie
warzywa są trujące. Ludzie przestali je kupować. I co się
okazało? Otóż okazało się, że hiszpańscy producenci wysyłali
swoje warzywa do Portugalii, tam przepakowywano je w opakowania z
napisem: „Made in Portugal” i znów trafiały na nasze rynki. Co
za ludzie?! Co za świat?!
Z
ostatniej chwili:
Niemiecki
wirusolog z Uniwersytetu Halle prof. Alexander Kekule uważa wybuch
choroby o takich rozmiarach za "niezwykły i niepokojący"
i nie wyklucza, że ktoś celowo zaraził bakterią warzywa, które
potem trafiły na rynek. Kto i po co miałby to robić? Celowo
zatruwać zwykłych ludzi mogliby chyba tylko terroryści. Czyżby
zamiast odpalać kolejne bomby, sięgnęli po broń biologiczną?
Pięknie
i nadobnie... jeszcze i to! Co za świat!!!
HKCz
(27.05.2011.)