wtorek, 10 kwietnia 2018

Hej ho, hej ho, do lasu by się szło...!

I się poszło! Jak zwykle. Po świętach się poszło z jeszcze większą ochotą. Wręcz z potrzeby się poszło... By „wylatać” pochłonięte kalorie przy stole świątecznym i rozruszać zasiedziałe kości. Ale się poszło przede wszystkim dlatego, by ponapawać oczy, a także i nozdrza, cudowną, pachnącą, budzącą się do życia przyrodą. Ech, ta kochana wiosna! I to z jej powodu właśnie, ostatnio zasuwam do lasu niemalże codziennie. Wiosna przecież tak krótko trwa.
Ze mnie to taki leśny ludek już od dziecka. Miłość do lasu mam w genach. I to pewnie dlatego, ciągnie mnie do lasu jak przysłowiowego wilka... i nie ma rady! Bez lasu, bez tej ostoi zieleni, to ja bym chyba szybko sczezła.
W innych porach roku też często w lesie bywam. Przynajmniej trzy razy w tygodniu. To taki wewnętrzny mus... I niech się wali, niech się pali! Nie straszna mi też żadna pogoda. Uważam, że nie ma złej pogody, złe może być tylko ubranie. A ubrania na pogodę wszelaką, to ja mam bez liku. Hihihi! więcej niż na... bal. W bagażniku mojego auta zawsze wożę choć po jednym ciuszku na różną pogodę. Tak na wszelki wypadek.
Tu, gdzie mieszkam, lasów jest bardzo dużo. Mieszkam w mieście leżącym w pięknej, zalesionej kotlinie. (Pewnie już nieraz o tym wspominałam). Żeby nie tracić czasu na dotarcie do lasu, spod domu najczęściej wyjeżdżam autem. Dzisiaj też pojechałam.

Na parkingu pod lasem zostawiłam auto i... hej ho, hej ho...!


No coś takiego, jeszcze tylu ludzi tak wcześnie rano tu nie było. Są tu 4 parkingi, i o dziwo, na każdym stoją auta. Pewnie po świątecznym dolce far niente ludzie chcą się rozruszać i wybiegać swoje grzeszki kaloryczne... Ale aż tylu?! Ach tak, zapomniałam, że ciągle trwają jeszcze ferie wielkanocne.

No to i ja ruszam! A co się będę szczypać...


Dukt leśny aż się prosi, by oddech na nim tracić.


Za długo jednak dzisiaj nie pobiegałam. Jakoś nie miałam ochoty. Trochę się tylko pogimnastykowałam i zrobiłam stretching. Zamiast intensywnego ruchu, wolałam spacerkiem pójść przez las i rozkoszować się wiosenną przyrodą, a także uwieczniać ją.
A oto kilka obrazeczków urokliwej, wiosennej przyrody.

Kwiatostan Kaliny.



Ozdobne wejście do norki lisa.



Po drodze poprzytulałam się chwilkę do swojego ulubionego 
dębu... pstryknęłam sobie zdjątko, i poszłam dalej przez las.


Kwiatuszki zawilca... w sam raz na kamforę zawilcową.

A to co za kwiatuszki...? Kto wie? Bo ja pojęcia nie mam.

Hihihi...! a to moje leśne koleżeństwo... fajniutkie, co nie?



A Pan Brzechwa mówi, że:

"Dzik jest dziki, dzik jest zły,
Dzik ma bardzo ostre kły,
Kto spotyka w lesie dzika,
Ten na drzewo szybko zmyka”
???

Hihihi...! ale nie ja, Panie Brzechwa. Ja dziki karmię. A tym razem zdrowo je nakarmiłam. Nawrzucałam im do żarcia dużo różnych poświątecznych różności... czyli to, co było w ich skrzyni. „W ich”, tzn. w specjalnej, ustawionej przez leśniczego drewnianej skrzyni z wiekiem, do której ludzie wrzucają resztki przywożonego z domu jedzenia. Widać, że po świętach ludziom dużo jedzenia zostało.
I na tym dobrym uczynku, zakończyłam dzisiejszą wędrówkę po lesie. Po przeszło dwóch godzinach wróciłam do domu.
W moim przydomowym ogrodzie też mam piękną i pachnącą wiosnę. Pachnie mi w całym domu.

Złoty deszcz ciągle pada... tj. kwitnie - na szczęście... Ha, nawet 
jeden słoneczny promyczek udało mi się uchwycić.



Och, cóż za zapach! Śliwa pokryła się już kwieciem... Jabłonie 
dopiero zaczynają kwitnąć.



A to ogromne, bajeczne drzewo rośnie w ogrodzie mojej Córki.


Niestety, za nic nie mogę sobie przypomnieć nazwy tego pięknie ukwieconego drzewa... Może ktoś mi podpowie?
Ha, a pod tym pięknym, bajecznym drzewem, wielka, bajeczna atrakcja...

Tegoroczną wiosnę moje Wnuczki zapamiętają szczególnie...


Zajączek wybudował im domek w ogródku... Huuurrraaa...! To się będzie działo!

HKCz
25.04.2011