poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Gola, gola, taka jest „Bambini” wola



Drużyna piłkarska „Bambini” gra razem już ponad 7 miesięcy. Chłopcy są coraz więksi, coraz bardziej zżyci ze sobą i coraz lepsi w kopaniu piłki. Przez te 7 miesięcy otrzymali już wiele różnych wyróżnień, nagród i dyplomów, a w zeszłym miesiącu zdobyli Puchar za I miejsce w Rozgrywkach Okręgowych. Puchar ten, zwany po niemiecku „Pokal”, można zobaczyć na końcu wpisu.

Nastała wreszcie wiosna. Chłopcy mogą już trenować na swoim boisku na szczycie góry Waldheim. Treningi mają w każdą środę, a w soboty znów wyjazdowe mecze.

W ostatnią środę postanowiłam pojechać na boisko i zobaczył jak chłopcy trenują. A trenują zawsze 1,5 godziny, od 17:30 do 19:00. Najpierw ćwiczą razem ze swoimi dwoma trenerami, a na koniec rozgrywają między sobą mecz. Połowa z nich zakłada do gry seledynowe kamizelki, druga połowa gra bez kamizelek… no i jest mecz, że hej!

Kiedy tam przyjechałam i zaparkowałam auto naprzeciw boiska, mój Wnuczek akurat został ostro sfaulowany przez kolegę w kamizelce. Upadł i zaczął płakać. Od razu podbiegł do niego jeden z trenerów i po krótkich oględzinach wziął go na ręce i zniósł z boiska. Za linią boiska położył go na macie. Ale kiedy go jeszcze niósł, Wnuczek zobaczył mnie jak wysiadam z auta, wtedy, płacząc dalej, pokiwał mi rączką. Biedulka, tak mi się go żal zrobiło, że aż mi się samej płakać zachciało. Zanim jednak doszłam do murawy, gdzie stoją zawsze rodzice piłkarzy, Wnuczek szybko zerwał się z maty i znów włączył się do gry. Przez moment biegał lekko kuśtykając, ale po chwili grał już jakby nigdy nic. Pewnie chciał mi pokazać, że żaden z niego mazgaj… Kochany mój piłkarz!


- Jazda chłopaki! Piłka w grze!
Kamizelki” na „Bezkamizelki” grają ostro… I vice versa.


Wnuczek grał z wielkim poświęceniem. Nie dał już sobie „w kaszę nadmuchać” 
żadnej „Kamizelce”.


- Tor, Tor! (tzn. gol, gol!) - wołały radośnie „Bezkamizelki”, kiedy mój Wnuczek strzelił pięknego gola. Ależ on był dumny z siebie. A ja, kibic - w osobie babci - jeszcze bardziej. Nie inaczej jego Mama i Siostrzyczka, które akurat w tym radosnym momencie zjawiły się na boisku.


I drugi gol! Hurrraaa! 
Z podania mojego Wnuczka bramkę strzelił jego kolega.


Radocha, że hej!


Na radość jednak nie za wiele czasu… piłka w grze przecież. 


Na każdym boisku, a jest ich tutaj aż trzy, rojno i gwarno jest za każdym razem.


Starsi nieco piłkarze, bo już 12-letni, też ostro trenują na drugim boisku.


Na boisku zbierają się już dziewczyny - piłkarki. A to oznacza, że mecz 
„Bambini” dobiega końca.


Dziewczyny - piłkarki, siedząc na murawie, czekają aż „Bambini” zejdą 
z boiska. O, jeszcze jeden „Bambini” w międzyczasie został faulowany. 
Piłkarz - na szczęście - ukojenie znalazł w ramionach swojej mamy.


Jeden z trenerów odgwizdał koniec treningu i przypomniał chłopcom jeszcze raz o sobotnim meczu (z kim i gdzie). Drugi pokiwał się jeszcze chwilę ze swoimi podopiecznymi, po czym pozbierał od nich piłki, i kiedy piłkarze się przebierali, poszedł na rozmowę z ich rodzicami. Trzeba przecież omówić sprawy techniczne. 


Chłopcy, przebierając się, radośnie wymieniali się swoim wrażeniami z meczu. Śmiechu było co niemiara. W końcu się rozstali, zabierani przez rodziców. Na pożegnanie wołali: - To do soboty chłopaki!

Proszę Państwa, a oto i Puchar za
I miejsca w Piłce Nożnej w Rozgrywkach Okręgowych.


Chłopaczki z drużyny „Bambino” przekazują go sobie niczym „puchar przechodni”. To cudowne, złociste trofeum każdy z nich ma przez tydzień w swoim domu, po czym przekazuje go kolejnemu koledze.


Kiedy przyszła kolej na Wnuczka, Wnuczek poprosił rodziców, by go 
zawieźli z pucharem do babci. 

Och, jaka babcia była dumna i szczęśliwa, widząc Wnuczka wkraczającego z tym cackiem do jej domu. I tak ją trzyma do dziś.
Gratuluję Ci, Kochany Wnuczku! Bądź szczęśliwy… zawsze i wszędzie!

HKCz