Drużyna piłkarska
„Bambini” gra razem już ponad 7 miesięcy. Chłopcy są coraz
więksi, coraz bardziej zżyci ze sobą i coraz lepsi w kopaniu
piłki. Przez te 7 miesięcy otrzymali już wiele różnych
wyróżnień, nagród i dyplomów, a w zeszłym miesiącu zdobyli
Puchar za I miejsce w Rozgrywkach Okręgowych. Puchar ten, zwany po
niemiecku „Pokal”, można zobaczyć na końcu wpisu.
Nastała wreszcie wiosna.
Chłopcy mogą już trenować na swoim boisku na szczycie góry
Waldheim. Treningi mają w każdą środę, a w soboty znów
wyjazdowe mecze.
W ostatnią środę
postanowiłam pojechać na boisko i zobaczył jak chłopcy trenują.
A trenują zawsze 1,5 godziny, od 17:30 do 19:00. Najpierw ćwiczą
razem ze swoimi dwoma trenerami, a na koniec rozgrywają między sobą
mecz. Połowa z nich zakłada do gry seledynowe kamizelki, druga
połowa gra bez kamizelek… no i jest mecz, że hej!
Kiedy tam przyjechałam i
zaparkowałam auto naprzeciw boiska, mój Wnuczek akurat został
ostro sfaulowany przez kolegę w kamizelce. Upadł i zaczął płakać.
Od razu podbiegł do niego jeden z trenerów i po krótkich
oględzinach wziął go na ręce i zniósł z boiska. Za linią
boiska położył go na macie. Ale kiedy go jeszcze niósł, Wnuczek
zobaczył mnie jak wysiadam z auta, wtedy, płacząc dalej, pokiwał
mi rączką. Biedulka, tak mi się go żal zrobiło, że aż mi się
samej płakać zachciało. Zanim jednak doszłam do murawy, gdzie
stoją zawsze rodzice piłkarzy, Wnuczek szybko zerwał się z maty i
znów włączył się do gry. Przez moment biegał lekko kuśtykając,
ale po chwili grał już jakby nigdy nic. Pewnie chciał mi pokazać,
że żaden z niego mazgaj… Kochany mój piłkarz!
- Jazda chłopaki! Piłka
w grze!
„Kamizelki” na
„Bezkamizelki” grają ostro… I vice versa.
Wnuczek grał z wielkim
poświęceniem. Nie dał już sobie „w kaszę nadmuchać”
żadnej
„Kamizelce”.
- Tor, Tor! (tzn. gol,
gol!) - wołały radośnie „Bezkamizelki”, kiedy mój Wnuczek
strzelił pięknego gola. Ależ on był dumny z siebie. A ja, kibic -
w osobie babci - jeszcze bardziej. Nie inaczej jego Mama i
Siostrzyczka, które akurat w tym radosnym momencie zjawiły się na
boisku.
I drugi gol! Hurrraaa!
Z podania mojego Wnuczka
bramkę strzelił jego kolega.
Radocha, że hej!
Na radość jednak nie za
wiele czasu… piłka w grze przecież.
Na każdym boisku, a jest
ich tutaj aż trzy, rojno i gwarno jest za każdym razem.
Starsi nieco piłkarze, bo
już 12-letni, też ostro trenują na drugim boisku.
Na boisku zbierają się
już dziewczyny - piłkarki. A to oznacza, że mecz
„Bambini”
dobiega końca.
Dziewczyny - piłkarki,
siedząc na murawie, czekają aż „Bambini” zejdą
z boiska. O, jeszcze jeden „Bambini” w międzyczasie został faulowany.
Piłkarz - na szczęście - ukojenie znalazł w ramionach swojej mamy.
z boiska. O, jeszcze jeden „Bambini” w międzyczasie został faulowany.
Piłkarz - na szczęście - ukojenie znalazł w ramionach swojej mamy.
Jeden z trenerów
odgwizdał koniec treningu i przypomniał chłopcom jeszcze raz o
sobotnim meczu (z kim i gdzie). Drugi pokiwał się jeszcze chwilę
ze swoimi podopiecznymi, po czym pozbierał od nich piłki, i kiedy
piłkarze się przebierali, poszedł na rozmowę z ich rodzicami.
Trzeba przecież omówić sprawy techniczne.
Chłopcy, przebierając
się, radośnie wymieniali się swoim wrażeniami z meczu. Śmiechu
było co niemiara. W końcu się rozstali, zabierani przez rodziców.
Na pożegnanie wołali: - To do soboty chłopaki!
Proszę Państwa, a oto i
Puchar za
I miejsca w Piłce Nożnej
w Rozgrywkach Okręgowych.
Chłopaczki z drużyny
„Bambino” przekazują go sobie niczym „puchar przechodni”. To
cudowne, złociste trofeum każdy z nich ma przez tydzień w swoim
domu, po czym przekazuje go kolejnemu koledze.
Kiedy przyszła kolej na
Wnuczka, Wnuczek poprosił rodziców, by go
zawieźli z pucharem do babci.
zawieźli z pucharem do babci.
Och, jaka babcia była
dumna i szczęśliwa, widząc Wnuczka wkraczającego z tym cackiem do
jej domu. I tak ją trzyma do dziś.
Gratuluję Ci, Kochany
Wnuczku! Bądź szczęśliwy…
zawsze i wszędzie!
HKCz