Kilka
tygodni temu, gdzieś tak w połowie grudnia, przeżyłam atak
hakerów. Tzn. mój komputer został przez hakerów zaatakowany, a ja
ten atak przeżywałam. A przeżywałam ciężko. Przyznaję
szczerze. Myślałam, że z twardego dysku wszystkie swoje pliki
straciłam bezpowrotnie. Wprawdzie mam kilka zapasowych kopii dysku,
i nowe, ważne dla mnie pliki z komputera staram się kopiować.
Tylko że jakoś mniej więcej od pół roku nie kopiowałam.
Dlaczego? A nawet niech mnie nikt nie pyta… Z czystego lenistwa,
kurcze pieczone! A tam moja nowa powieść, którą zaczęłam jakieś
3 m-ce temu. No myślałam, że mnie szlag jaśnisty trafi! Z drugiej
zaś strony, pomijając już moje lenistwo, byłam pewna, że gdyby
(co nie daj Bóg) komputer mi „padł”, to moje kochane Synczysko
odzyska wszystkie moje pliki z zepsutego komputera. Już tak raz
było. O hakerach i wirusach jakoś nigdy nie myślałam. Byłam
pewna, że skoro mam zainstalowany antywirusowy program, to taki
jeden z drugim czort-haker może mi na kant skoczyć ze swoimi
wirusami. No i niestety, nie tylko że skoczył, ale co gorsza,
zainfekował mi komputer takim „robactwem” że w ciągu dosłownie
2-3 minut straciłam wszystkie pliki… i komputer zamilkł na amen,
a na monitorze pokazał mi się tylko ten oto obrazek:
Uwieczniłam
go sobie na pamiątkę…
wymazałam
tylko mój IP.
Treść
jest po niemiecku. A wynika z niej, mówiąc oględnie, że mój
komputer został zablokowany ponieważ z niego (moje IP widniało jak
byk) bezprawnie ściągano z netu jakieś utwory muzyczne. Podany
jest także paragraf na takich niby co ja, „kradnących” oraz
pouczenie, że mój komputer zostanie odblokowany jak zapłacę za
ten karalny czyn karę w wysokości 50,- €.
- O żesz
ty, jeden z drugim…! - wrzasnęłam wtedy sama do siebie. - Ja ci
zapłacę, poczekaj no ty „skurczybyku”!
Wrzasnęłam,
i zdębiałam. O co tu chodzi? - zastanawiałam się. Przecież ja
nigdy nie kradłam ani nie kradnę z netu żadnej muzyki. Wnet
zrozumiałam, że to robota jakiegoś wstrętnego hakera. Zadzwoniłam
natychmiast do Syna i on mi kazał wyłączyć komputer i nic przy
nim nie grzebać.
To była
niedziela wieczór. Obraz z monitora nie znikał. Zniknął dopiero w
poniedziałek rano. Pewnie wstrętny haker go usunął z obawy przed
namierzeniem przez policję.
Od kiedy
mam komputer jeszcze mi się nigdy coś takiego nie przytrafiło. A
mam już ładnych parę lat, i to 3 z kolei. No niby wiem, że w
Internecie czyha niebezpieczeństwo ze strony hakerów, ale zawsze
myślałam (jak się okazało - naiwnie), że taki tam nieborak,
domowy użytkownik sieci nie będzie celem skomasowanych ataków
hakerów. Bo i po co?!
Tamtej
feralnej niedzieli przekonałam się, że było po co. Na drugi dzień
jakiś łaskawca z mojego serwisu poczty elektronicznej poinformował
mnie, że aż nadto - było po co. Wiadomość od niego otrzymałam
oczywiście drogą telefoniczną… No bo chyba nie mailową, skoro
mój komputer stał się bezużytecznym meblem, na którym mogłam
sobie co najwyżej książkę, albo jakiś kwiatek w doniczce
postawić. Pracownik serwisu powiedział mi, że od dłuższego już
czasu jakiś „cham zbolały”, że się tak dosadnie wyrażę,
używa mojego adresu mailowego i rozsyła spam po całym świecie.
Okazało
się, że była to skomasowana akcja hakerów. W naszym mieście
padło wiele komputerów. Nawet trzem kumplom mojego Syna przytrafiło
się to samo. Mojemu sąsiadowi także. Gdy go spotkałam na ulicy
powiedział mi, że to z pewnością robota Ruskich. Uśmiałam się
z niego… ale wiem, że tu najczęściej „Ruskich” o niecne
czyny posądzają.
Mój
Syn, który niemalże wszystko potrafi zrobić i naprawić, i który
nie bez kozery od dziecka zwany jest w naszej rodzinie: - Pomysłowym
Dobromirem, dwa wieczory walczył z moim komputerem, i ku mojej
ogromnej radości, wyleczył go ze wszelkich wirusów, a także
wszystkie moje pliki, i na nowo, czyściutkie już, zapisał na mój
kochany i jakże bogaty w ważne rzeczy - twardy dysk.
Mina
Syna wskazuje na to, że będzie dobrze… i było!
Ha,
i nadal jest.
Dziękuję
Ci mój kochany Syneczku!
Takiego
pomysłowego Dobromira w rodzinie
życzę każdej
kobiecie.
HKCz
(11.01.2012.)