Nie
wiem dlaczego utarło się, że zachcianki i kaprysy, to domena
kobiet w ciąży, ewentualnie różnych gwiazd i gwiazdeczek. To
znaczy co, zwykłym śmiertelnikom mieć je nie uchodzi? W przypadku
zwykłego śmiertelnika przybierają one wydźwięk pejoratywny?
Oczywiście, że nie. Każdy z nas czasem ma nieodpartą ochotę na
zjedzenie czegoś konkretnego. Jakieś słodycze, np. czekoladkę,
albo porcyjkę lodów. Albo coś kwaśnego, np. ogórasa kiszonego,
czy też kiszoną kapustę. I nie ma zmiłuj! Ochota działa jak mus.
I tak długo nas męczy, że
wreszcie szukamy możliwości jej zaspokojenia. I
bardzo dobrze! Nie zdrowo jest ją tłumić, bo to źle działa na
naszą psychikę.
Gdzieś
kiedyś czytałam, że naukowcy (bodajże australijscy) uważają, iż
tłumienie zachcianek może mieć tragiczne konsekwencje. Począwszy
od krótkotrwałych zaników pamięci, po wypadki samochodowe.
Niepohamowany apetyt na pewne artykuły
żywnościowe sprawia, że w naszym mózgu pojawia się obraz
konkretnego dania. Myśl o nim
powraca, niczym bumerang, powodując brak koncentracji na
wykonywanych zadaniach. I choć uleganie
zachciankom nie jest dobre dla naszej talii, to zdecydowanie poprawia
pracę mózgu, który po zaspokojeniu głodu, może skupić się na
innych czynnościach. Tym
pulchnym, albo przewrażliwionym na punkcie swojej talii, niektórzy
lekarze zalecają metodę oszukiwania mózgu, polegającą na
„wypełnieniu” mózgu konkurencyjnym obrazem, na przykład
pięknym krajobrazem... Błeee, to zbyt trudne! Zachcianki, to nie
kaprysy... to wielki głód. Głód na coś konkretnego do jedzenia,
nie oglądania. I jak tu do diabła, będąc głodnym, zmusić swoją
wyobraźnię do wizualizacji widoczków? Nie, łatwe to z pewnością
nie jest.
Ja
miewam zachcianki, konkretnie „głoda” — na coś słodkiego,
kiedy piszę, i kiedy nagle, ni stąd, ni zowąd, wena uleci ze mnie
jak powietrze z balonu i za czorta kudłatego nic mądrego napisać
nie mogę. Sięgam wtedy po tabliczkę czekolady i pałaszuję ją,
kosteczka po kosteczce. I ani mi w głowie jakieś tam wyrzuty
sumienia mieć. Bo też szkoda mi mojej wyobraźni. Nie chcę jej
wykorzystywać do wizualizowania jakichś widoczków celem stłumienia
mojego „głoda”. Chcę by moja wyobraźnia pracowała na rzecz
pisania, nie wizualizowania. Tak mam, i całkiem mi z tym dobrze. Tym
bardziej, że nigdy nie miałam problemu z nadwagą. Zbyt ruchliwa
jestem.
Kiedyś,
zwłaszcza za komuny, zachcianki i kaprysy zwykłego śmiertelnika
nie były dobrze widziane. Może nie trzeba było się z nimi aż
kryć, ale afiszować się nimi nie wypadało na pewno. Były rzeczą
wstydliwą. Nie na darmo też nazywało się je pogardliwie:
„zachciewajkami” (od pryszcza). Dzisiaj jest inaczej. Dzisiaj
można wszystko chcieć i wszystko mieć. Dzisiaj każdą niemalże
„zachciewajkę” można zaspokoić. Bo przecież zachcianki i
kaprysy dotyczą nie tylko do jedzenia. Dotyczą także wielu innych
rzeczy, np. zakupu jakiegoś ciucha. Bez względu na to, czy jest nam
potrzebny, czy nie. Abo zrobienia czegoś na już, co w danej chwili
wydaje nam z jakiś tam względów konieczne... E tam, będę
wymyślać. Już każdy z nas dobrze wie, o co biega z tymi
zachciankami.
O
zachciankach i kaprysach kobiet w ciąży krąży masa dowcipów i
anegdot. Zaś o kaprysach i zachciankach gwiazd — rozpisują się
tabloidy. A te to dopiero potrafią nas zwykłych śmiertelników
zadziwić. Czasami są tak udziwnione, że
aż śmieszą. Bardzo śmieszą.
Nie
będę przytaczać przykładów o zachciankach kobiet w ciąży, bo z
pewnością są nam znane, jak nie z własnego doświadczenia, to z
opowiadań innych kobiet, ale o kaprysach gwiazd, to aż mnie korci,
aby kilka przykładów podać. O, chociażby Madonna, ta znana na
całym świecie królowa popu ma bzika na punkcie desek klozetowych.
W hotelach, w których się zatrzymuje, muszą być zmieniane kilka
razy dziennie, bo ona za diabła na tej samej dwa razy nie usiądzie.
Z kolei Mariah Carey nie potrafi się
obejść bez polskiej wody. Pije herbatę robioną tylko z polskiej
wody źródlanej. W jej garderobie obok wody z Polski musi znaleźć
się także pudło słomy. Po co? Kto chce, niech wnika. Natomiast
Marilyn Mason, jak przystało na prawdziwego dziwaka, ma bardzo
specyficzne i oryginalne zachcianki. Raz
zażyczył sobie by w jego garderobie znalazły się: butelki
absyntu, żelki i łysa, bezzębna pani do towarzystwa. No, to są
prawdziwe zachcianki... Mają moc rażenia.
I
tym zabawnym, acz pouczającym akcentem, kończę swoje wywody na
temat zachcianek i kaprysów. Pozostało mi jeszcze życzyć
wszystkim, i sobie przy okazji, wielu zachcianek i kaprysów... skoro
tak dobrze działają na psychikę. W końcu my też żyjemy tu i
teraz, i też tylko raz.
Jeśli nie chcesz mojej zguby...
posąg Buddy kup mi luby.
HKCz
(20.07.2011)