Połączenie
przyjemnego z pożytecznym zawsze jest możliwe. To kwestia naszego
nastawienia i odpowiedniej organizacji czasu. Odwrotnie: pożyteczne
z przyjemnym, też jest możliwe. I też tylko od nas zależy, czy
uda nam się jedno z drugim połączyć. Mnie i mojej Córce w
miniony czwartek się udało, i to całkiem fajnie.
Otóż
w miniony czwartek wybrałyśmy się obie do miasta by pozałatwiać
parę zaległych spraw urzędowych. Czwartek, to najlepszy dzień na
załatwianie różnych spraw, ponieważ tut. urzędy i wszelkie
instytucje przyjmują w tym dniu petentów najdłużej, bo i do
południa i po południu - do godz. 17-tej. Pozałatwiałyśmy szybko
co nam trzeba było i jeszcze sporo czasu nam zostało do umówionego
z Zięciem powrotu do domu. Zięć w tym dniu miał prikaz zająć
się dziećmi i odebrać je ze szkoły i przedszkola. Nie było więc
potrzeby śpieszyć się z powrotem do domu. Chwilę zastanawiałyśmy
się co zrobić z tak „pięknie” zaczętym dniem. Pogoda od rana
była wspaniała. Sprawy pozałatwiane pozytywnie i do tego wyjątkowo
szybko. Została nam wprawdzie jeszcze jedna rzecz do załatwienia,
ale tę akurat można było spokojnie załatwić po południu. W
końcu Córka wpadła na pomysł by pospacerować nad rzeką. Ha,
pomysł wydał mi się znakomity. Cóż, ciągnie nas nad rzekę, w
końcu z nad Odry pochodzimy. A że w naszym mieście, gdzie obecnie
mieszkamy, tylko potok górski płynie, jedynym wyjściem na
spełnienie naszej zachcianki było pojechać nad Dunaj. Ruszyłyśmy
więc w drogę, do odległego o 30 km miasta.
Wjeżdżamy
do miasta Sigmaringen - nad Dunajem.
Kiedy
wysiadłyśmy z auta, udałyśmy wprost nad Dunaj i promenadą
spacerowałyśmy
wzdłuż
rzeki.
Na wprost potężnego zamczyska.
Zamek
ten (Schloss),
to dawna rezydencja książęcego rodu
Hohenzollern-Sigmaringen.
Hohenzollern-Sigmaringen.
Jak
mówi historia, pierwszy zamek w tym miejscu powstał już w XI w. W
roku 1535 po śmierci ostatniego męskiego potomka poprzednich
właścicieli zamku, został on nadany przez króla jako lenno
Karolowi I von Hohenzollern, a
6 lat później stał się formalnie własnością tego książęcego
rodu. Pożary i zniszczenia wojenne w następnych wiekach oraz
kolejne odbudowy i przebudowy miały wpływ na dzisiejszy kształt
zamku. Ostatnia
ważna przebudowa miała miejsce w 1895 roku.
Ostatni
władca Księstwa Hohenzollern-Sigmaringen, Karl Anton, w drugiej
połowie XIX w. przekształcił zamek w miejsce spotkań europejskiej
arystokracji. Zaś pod koniec II wojny światowej, po wysiedleniu
książęcej rodziny, zamek stał się tymczasową siedzibą
ewakuowanego z Francji kolaboracyjnego rządu Vichy. Na szczęście
nie za długo kolaboranci ci gościli w tym pięknym zamku. Generał
Charles de Gaulle zaraz po wojnie zrobił z nimi porządek.
Obecnie
w zamku ma siedzibę dyrekcja grupy przedsiębiorstw Fürst von
Hohenzollern. Ale duża jego część jest także dostępnym dla
zwiedzających muzeum, w którym podziwiać można m.in. największą
w Europie prywatną kolekcję dawnego uzbrojenia. My jednak do zamku
nie wchodziłyśmy. Raz, że i tak o tej porze (Mittagspause
- przerwa obiadowa), jest zamknięty dla zwiedzających, a dwa, nas
ciągnęło nad rzekę. Zamek już kiedyś zwiedzałyśmy.
Widok zamczyska z platformy
widowiskowej przy starej zaporze.
U podnóża zamczyska... Widok
z nad brzegu Dunaju.
Elektrizitätswerk
- mała,
przyzamkowa elektrownia.
Popodziwiałyśmy
zamek z każdej strony i ruszyłyśmy promenadą
wzdłuż
Dunaju
za miasto.
Po
drodze minęłyśmy przystań szkółki kajakarskiej
(Kajakschule).
A to co za bezgłowy stwór?
Aaa... samotny, biały łabędź (Schwan).
A
to wiadomo co - dzikie kaczki (Wildenten).
Tylko
w tym miejscu - o dziwo - jest modry Dunaj, a wcześniej był
szmaragdowy... No tak, stąd jest bliżej do Wiednia.
W
kilku miejscach wzdłuż Dunaju zauważyłam różne obrazki
ważek
(Libellen). Nie omieszkałam jeden z nich uwiecznić.
Córka,
śmiejąc się, przestrzegała mnie, żebym „nie wyskoczyła”
gdzieś z tą ważką, ponieważ w subkulturze graficiarzy ona może
coś oznaczać. A że ja lubię wiedzieć, po powrocie do domu
zaglądnęłam do Internetu i sprawdziłam, czego ważka jest
symbolem. No i dowiedziałam się, że jest symbolem nieśmiertelności
i odnowy po złych czasach. A więc wszystko OK. Mogę spokojnie ją
tutaj zamieścić. Tym bardziej, że bardzo lubię ważki. To takie
bajeczne owady.
Japończycy
pewnie też tak myślą, skoro ważka jest częstym motywem w ich
sztuce i utworach poetyckich. Ba, urosła u nich nawet do rangi
narodowego godła Japonii „wyspy ważek” - Akitsu-Shima.
Zaraz...
teraz akurat czytam, iż ważki, to jedne z niewielu owadów, u
których postać dorosła może paść ofiarą postaci larwalnej. A
dzieje się tak czasami podczas składania jaj przez samice do
wody... Łooo matko! A to ci numer! Mam jednak nadzieję, że moja
Córka nie to miała na myśli.
Z tej nieplanowanej wcześniej, acz
wspaniałej wycieczki brzegiem Dunaju, do naszego miasta wróciłyśmy
krótko przed 15-tą. Miałyśmy więc parę minut czasu do otwarcia
Ratusza (Rathaus), gdzie miałyśmy załatwić naszą ostatnią
sprawę.
W
oczekiwaniu aż zegar Ratusza wybije godz. 15-tą, usiadłyśmy sobie
na ławeczce obok jednego z naszych obywateli miasta.
na ławeczce obok jednego z naszych obywateli miasta.
Siedząc na ławeczce, obiecałyśmy
sobie, że częściej będziemy spędzać czas tak przyjemne...
pożyteczne niekoniecznie.
HKCz
(31.07.2011.)