sobota, 7 kwietnia 2018

Chorobliwa zazdrość, to syndrom Otella - poradźcie jak z nim żyć

Już niemalże rok temu zamieściłam tutaj wpis nt. syndromu Otella i do dziś dnia ciągle dostaję maile od różnych osób dotkniętych — bezpośrednio lub pośrednio — tym problemem. No cóż, syndrom Otella — to odwieczny problem, w różnych związkach, zarówno heteroseksualnych, jak i homoseksualnych.
Postanowiłam raz jeszcze zamieścić ten wpis, bo pomyślałam, że im więcej ludzi dotkniętych tym problemem będzie o nim pisać, tym więcej będzie porad i otuchy... a może nawet i ratunku. I to nie tylko dla ofiar osób dotkniętych tą chorobą, ale też i dla samych chorych.
Jeśli ktoś chciałby poczytać komentarze nt. syndromu Otella zamieszczone pod moim poprzednim wpisem, proszę kliknąć > tutaj
Syndrom Otella
(tekst z 28.11.2010)

    Wszyscy wiemy, że nie ma miłości bez zazdrości. Zazdrość nierozerwalnie wiąże się z miłością, upewnia, że komuś naprawę na nas zależy. Jednak jak to w życiu bywa, wszystko ma swoje granice, również i zazdrość. Jeśli zazdrość występuje w związku w stopniu umiarkowanym, scala go. Jeśli jednak drastycznie się pogłębia, przyjmuje formę obsesyjnego, stałego zaabsorbowania myśleniem o zdradzie, może to oznaczać, że nasz partner cierpi na syndrom Otella. A tren w psychologii definiowany jest właśnie jako chorobliwa podejrzliwość i zazdrość. Nazwa tego syndromu pochodzi od imienia tytułowego bohatera dramatu Szekspira „Otello” (z 1603 r.).

    Potworne życie ma kobieta, której przyszło żyć z partnerem dotkniętym syndromem Otella. Jej codzienne życie usłane jest pasmem nieustannych ataków obłędnej zazdrości, ciągłych podejrzeń o zdradę. I może być nawet osobą o anielskiej wręcz osobowości, to to i tak niewiele zmieni w oczach jej chorego zazdrośnika. A co znamienne, taki „Otello” wobec obcych zachowuje się zupełnie normalnie, tylko w domu staje się demonem i stwarza piekło swojej partnerce, zniewalając ją psychicznie i fizycznie.

    Mówi się, że syndrom Otella to psychoza, która jest przejawem przewlekłego alkoholizmu i występuje w typowej formie u alkoholików lub też w stanie upojenia alkoholowego. Z pewnością wiele w tym prawdy, ale nie do końca. Ponieważ są alkoholicy, których syndrom Otella nigdy nie dotyka. Są też mężczyźni, którzy przejawiają chorobliwą zazdrość, a którzy sięgają po alkohol dopiero później, by sobie ulżyć, kiedy już nie potrafią poradzić sobie z męczącym ich nieustannie uczuciem zazdrości, podejrzeniami o niewierność, wreszcie, wstydem przed otoczeniem za swoją postawę — chorobliwego zazdrośnika.
   
  Syndrom Otella, to choroba psychiczna, której początek jest na ogół powolny, a rozwój dalszy wolno postępujący. Partner dotknięty tą chorobą urządza nieustanne scysje, zadręcza pytaniami, co do wierności seksualnej, żąda wyjaśnień, śledzi każdy krok partnerki, sprawdza bieliznę osobistą, pościel, szuka "znaczących" śladów na ciele partnerki. Zmieniony wyraz twarzy, czy też gest, odczytuje jako bardzo "znamienny". Najbardziej przypadkowe i niewinne sytuacje, zdarzenia, wypowiedzi partnerki i innych osób, stają się w jego przekonaniu dowodami na zdradę.     

    Mężczyzna z syndromem Otella potrafi bardzo mocno partnerkę z sobą związać. Potrafi do perfekcji grać na jej uczuciach. Mamić miłością. A jest wiele kobiet, które jak gąbki wciągają w siebie każde miłe słówko, każdy czuły gest, i kiedy kochają, nie zastanawiają się nad tym, czy słowa te i gesty są prawdziwe. I już tak mają, że lubią otaczać opieką swojego partnera. Ot, takie to zacięcie „samarytańskie”. Wrodzony odruch. Może potrzeba? Chorobliwą zaś zazdrość swojego partnera biorą za wielką miłość... a właściwie mylą z wielką miłością. Natomiast mężczyźni z syndromem Otella tylko takie właśnie wrażliwe kobiety wybierają na swoje partnerki życiowe.
   
  Kobiety powinny się bardzo głęboko zastanowić, zanim zdecydują się związać z mężczyzną przejawiającym chorobliwą zazdrość. Powinny rozważyć, czy będą w stanie, czy będą miały siłę stawić czoła życiu z takim człowiekiem. Bo z tej choroby nie można się wyleczyć, można co najwyżej złagodzić jej przebieg, ale pod warunkiem, że partner sam będzie chciał podjąć leczenie. A to niestety zdarza się rzadko. Mężczyźni z tą chorobą, wstydzą się jej. Nawet przed samym sobą. Kryją się z nią przed otoczeniem. Trudno im jest poddać się stałemu leczeniu psychiatrycznemu. Wybierają łatwiejszy "środek farmakologiczny”, bardziej akceptowany w społeczeństwie (sic!) — alkohol. A niestety, syndrom Otella plus alkohol, nierzadko równa się — śmierć.

    Syndrom Otella dotyka nie tylko mężczyzn. Dotyka także kobiety. Wiele jest takich kobiet, które swoją chorobliwą zazdrością potrafią także mocno zatruć życie swojemu partnerowi. Myślę jednak, że mężczyźni dotknięci tą chorobą są o wiele bardziej niebezpieczni. 

    Znam historię kobiety, która przez lata przeżywała gehennę ze swoim mężem dotkniętym syndromem Otella. Jej życie było piekłem na ziemi. Mąż jej coraz częściej sięgał po alkohol. Nie pozwalał jej pracować, zamykał ją w domu, nie  pozwalał chodzić samej na zakupy, nawet do jego rodziców nie mogła iść sama. Wszędzie przecież czyhała na nią chmara mężczyzn, potencjalnych kochanków. W atakach zazdrości wielokrotnie była przez niego pobita. Kilka razy po pobiciu lądowała w szpitalu. Mimo to, bardzo kochała męża. Przez wszystkie lata wierzyła, że swoją dobrocią, wiernością, uczciwością, potrafi wyleczyć męża z zazdrości, zmienić jego stosunek do siebie, do życia. Starała się też nakłaniać go do leczenia. I owszem, leczył się, parokrotnie. Dwa razy nawet w szpitalu psychiatrycznym. Niestety, po krótkim czasie wszystko wracało do poprzedniego stanu. Raz, kiedy w ataku szału przystawił jej naładowany pistolet do skroni, zwątpiła we wszystko. Nie zabij jej. Dzwonek listonosza do drzwi — przeszkodził mu. Na drugi dzień, kiedy wytrzeźwiał, płakał jak dziecko, bo sam zdał sobie sprawę, że mógł ją rzeczywiście zabić. Mówił, że to jego miłość do niej — na szczęście — nie pozwoliła mu tego uczynić. Błagał o wybaczenie. Przysięgał poprawę. Obiecywał poddać się ponownemu leczeniu. W kobiecie jednak coś pękło. Postanowiła uciec od męża. Pomogły jej dzieci. Uciekli do innego miasta.    

    Po paru latach separacji, udało jej się uzyskać rozwód ze swoim "mężem-Otellem”. A udało się tylko dlatego, że jej mąż związał się już z inną kobietą, o 20 lat młodszą. Było to 10 lat temu. Parę miesięcy temu, kobieta dostała tragiczną wiadomość. W Boże Narodzenie jej były mąż bestialsko zamordował swoją konkubinę na oczach ich malutkich dzieci oraz swojej matki. Niestety, za tę makabryczną zbrodnię nie został ukarany. Uznano go za niepoczytalnego. Jest leczony w szpitalu psychiatrycznym... No cóż, pewnie za jakiś czas, podleczony, wyjdzie ze szpitala, i to jako człowiek z czystą kartą, w świetle prawa niekarany... i znów poszuka sobie jakieś ofiary swojej chorobliwej zazdrości.


Oto fragment artykułu z portalu fakt.pl dot.
wspomnianej wyżej tragicznej historii.

Kat i ofiara

Szalał z nożem po całym domu krzycząc, że zabije. Przerażona kobieta uciekała w popłochu próbując odciągnąć go od dzieci. Dopadł ją w przedpokoju. Ciął na oślep w plecy, aż w końcu zatopił w nich długie stalowe ostrze. Małgorzata (+28 l.) konała w kałuży krwi na oczach śmiertelnie wystraszonego synka Remika (5 l.). Córeczka Natalka (7 l.) trzymała ją kurczowo za nogi i przeraźliwie krzyczała wzywając pomocy... Tak znaleźli ich policjanci wezwani przez sąsiadów.

Jeśli ktoś chciałby przeczytać cały artykuł o tej tragedii, proszę kliknąć > tutaj


Niechaj ta tragiczna historia przemówi do wszystkich dotkniętych syndromem Otella... Póki nie jest za późno!

Biednej Małgosi oraz wszystkim innym Ofiarom tej strasznej choroby dedykuję ten oto > utwór 

HKCz
(4.10.2011)

***
Ogrom pouczjących komentarzy do tego wpisu, oraz do wpisu pt.: „Syndrom Otella” które przeniosłam z mojego byłego bloga na Wirtualnej Polsce, można przeczytać > TUTAJ